O zeberce, zwanej także amadyną zebrowatą (Taeniopygia guttata) pisałem już wcześniej na blogu, np. tu (informacje ogólne):
a tu, w dwóch częściach, przedstawiłem rozwój piskląt:
Do zeberek mam nieskrywaną słabość i sentyment. Być może dlatego, że był to pierwszy gatunek ptaka, jaki udało mi się rozmnożyć, gdy jako 11-12-letni chłopak zaczynałem swoją przygodę z tym pięknym hobby. A może dlatego, że zeberki są po prostu zajefajne i tyle. Ale mamy rok 2024 r. – wiosną zakupiłem od pewnego hodowcy dwie pary dorosłych amadyn zebrowatych – jedną biało-popielatą a drugą jasnobrązową. Obie szybko rozpoczęły lęgi w dużej klatce typu skrzynkowego (140x60x60 cm) z dwoma budkami zawieszonymi na przeciwległych ścianach. Pomiędzy ptakami dochodziło jednak do sporów i waśni przy każdej niemal okazji. Szczególnie częste było wzajemne podkradanie sobie materiału do budowy gniazda. Z powodu narastającej z każdym dniem agresji zdecydowałem się przenieść jedną parę do innej, nieco mniejszej klatki. Szybko podjęła ona lęgi podobnie, jak ta pozostawiona w większej klatce. Ptaki bardzo rzetelnie i wytrwale wysiadywały jaja. Nie płoszyły się i nie schodziły z nich nawet w czasie zadawania im karmy. W napięciu oczekiwałem więc na pisklęta.
Niestety, jaja u wspomnianych dwóch par były permanentnie niezapłodnione i to trzy razy z rzędu. Urozmaicałem karmę jak tylko mogłem – zeberki jadły w czasie parzenia się mieszankę jajeczną zarówno naturalną, jak i sztuczną, rozmaite warzywa i owoce oraz dużo zieleniny (mniszek lekarski, gwiazdnica pospolita, rdest ptasi itp.), a ponadto miały stały dostęp do gritu, a nawet kęp traw z ziemią i gałązek oblepionych mszycami. Mieszanka ziarnista była z najwyższej półki, a mimo to ani jedno jajo nie było nigdy zalężone. Ptaki nie miały obrączek i podejrzewam, że samce mogły być już stare, choć prezentowały się znakomicie. No cóż, czasami tak po prostu bywa…. Obydwie pary zostały oddane koledze, któremu nie zależało na rozrodzie.
Przypadkowo, którego dnia w lipcu byłem z wizytą u hodowcy, u którego spodobały mi się jego zeberki. Po krótkim targowaniu się kupiłem piękną parę płowych z jaśniutko brązowawymi policzkami u samca, które on nazywał marmurkami, moim zdaniem, nieco na wyrost. Szybko doszło do gniazdowania we wspomnianej, dużej klatce typu skrzynkowego. I tu, wreszcie wszystkie jaja były zalężone, a rodzice bardzo dobrze je wysiadywali. Wykluło się 5 piskląt, ale niestety dwa z nich, najsłabsze, wkrótce padły. Dodatkowo kolejne dwa miały coraz bardziej wydziobane pióra na grzbietach, niekiedy do krwi.
Młode w wieku 1-2 dni Młode w wieku 3-4 dni Młode w wieku 5-6 dni Młode w wieku 7-8 dni Młode w wieku 12-13 dni
Wydziobywanie piór współplemieńcom, czyli prerofagia to zjawisko wysoce niekorzystne w hodowli ptaków, zwłaszcza papug i drobiu. Może bowiem łatwo doprowadzić do śmierci podziobanego osobnika w wyniku powikłań bakteryjnych. U jego podstaw leży stres, ale nierzadko prawdziwa przyczyna jest dla hodowcy trudna do uchwycenia. Moje zeberki były odrobaczone i utrzymywane w warunkach, rzekłbym komfortowych (biorąc pod uwagę także żywienie). Niemniej, po dłuższym zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że mogły być narażone tego lata na długotrwałe upały z temperaturą powyżej 30°C. Klatka stała na zewnątrz i była oczywiście odpowiednio osłonięta przed bezpośrednim działaniem słońca, lecz mimo to wpływ wysokiej temperatury powietrza był nieunikniony. Warto poczytać więcej o pterofagii i jej przyczynach.
Wróćmy jednak to potomstwa mojej pary zeberek.Trzy młode, które odchowały się z powyższego lęgu były dorodne, ale dwa z nich, jak wspomniałem miały braki w upierzeniu na grzbiecie. Na szczęście nie doszło u nich do infekcji. Po oddzieleniu od rodziców młodym ptakom zapewniono jak najlepsze warunki oraz podano po kropli Iwermektyny pod skrzydło. Po kilku tygodniach ich grzbiety całkowicie pokryły się piórami. Par, które nagminnie wydziobują pisklętom pióra nie należy używać do rozrodu.
Mam jeszcze uwagę w kwestii chowu zeberek w dużej grupie lub wręcz w stadzie. Pod koniec lata byłem z wizytą u znajomego hodowcy, który w przestronnej wolierze ogrodowej utrzymywał ok. 120 osobników tego gatunku, razem z kilkoma kanarkami i gilami meksykańskimi. Muszę przyznać, że był to dość niezwykły widok. Hodowca ten mówił mi, że co prawda gile i kanarki dostają inną karmę, ale nie widział w tym żadnego problemu. Miałem tu pewne wątpliwości, ale z fanaberiami hodowców się nie dyskutuje 🙂 Odnośnie zaś wyników w rozrodzie zeberek utrzymywanych w takich warunkach, to także bardzo je sobie chwalił (w końcu jest to gatunek stadny). Według niego, w tak licznej populacji spory i waśnie między ptakami prawie nie występują lub są jedynie chwilowe. Ich uwaga bowiem jest wielce rozproszona, co sprawia, że mało zwracają na siebie uwagę. Dochodziło nawet do tego, że w sporej budce poziomej z jednym, wspólnym otworem dana para zakładała gniazdo w jednym, a inna w drugim jej końcu, po czym obie, bez problemu, wyprowadzały swoje potomstwo.
Jako ptaki wysoce towarzyskie zeberki najlepiej jest, moim zdaniem, utrzymywać w wolierze razem z gatunkami, które wymagają podobnej co one karmy. Szczególnie dobrze układa się tu koegzystencja z gołąbkami diementowymi, małymi kurakami (np. z przepiórkami chińskimi) lub innymi astryldami. W tym ostatnim przypadku nierzadkie są jednak walki o miejsce na gniazdo i materiał do jego budowy (wszystko zależy od wielkości i urządzenia woliery). Czasami towarzystwem dla zeberek mogą być także nieduże i łagodne papugi (np. lilianki, łąkówki), bądź kubaniki mniejsze. Co do mewek japońskich to zdania hodowców są podzielone. Jedni nie widzą w tym problemu, inni zaś wskazują na możliwe niekorzystne interakcje między przedstawicielami obydwu gatunków, które zaburzają lęgi zarówno jednym, jak i drugim.