Lamprologus signatus – rozród

Dymorfizm płciowy jest dobrze zaznaczony. Samiec jest o 1,5-2 cm większy od samicy (dorasta do około 5,5 cm). Na ciele tej ostatniej, w części brzusznej, widnieje pięknie opalizująca (zwłaszcza w świetle słonecznym) żółto-złota, czasami lekko miedziana lub wręcz połyskująca na fioletowo, duża, owalna plama. Z kolei na kremowo-szarym ciele samca znajdują się liczne, ciemnobrązowe, poprzeczne pręgi. Na płetwach nieparzystych zaś naprzemiennie układają się jaśniejsze i ciemniejsze wzorki. U gotowej do tarła samicy ciało wyraźnie ciemnieje. W optymalnych warunkach środowiskowych u obydwu płci, w okolicach oczu i przedniej część tułowia, widać metaliczne, błękitne refleksy.

W środowisku naturalnym L. signatus, jak już wcześniej wspomniano, kopie niewielkie tunele w mulistym dnie. Wejście do takiego tunelu jest w kształcie stożka, a on sam ciągnie się na głębokość ok. 12 cm i ma średnicę 1,5 cm. Tunel samca jest zwykle dłuższy i szerszy. Poza okresem rozrodczym samiec i samica zajmują oddzielnie kryjówki oddalone od siebie nawet do 50 cm. Czasami może się zdarzyć, że na obszarze występowania „signatusów” alternatywą dla mulistych tuneli stają się puste muszle ślimaków, o ile nie są już zajęte przez inne muszlowce.

W warunkach akwariowych tarło następuje wewnątrz kryjówki samicy, ma skryty przebieg i bardzo trudno jest je zaobserwować. Ikrzyca składa w niej zwykle od kilkunastu do niewiele ponad dwudziestu, niekleistych jaj. Po tym akcie opuszcza kryjówkę, a do jej wnętrza szybko wpływa mleczak w celu ich zapłodnienia. Główną opiekę nad rozwijającymi się w jajach zarodkami sprawuje samica, podczas gdy jej partner czuwa na zewnątrz i strzeże terytorium wokół muszli/rurki. Ochroną może być objęta także jego własna, pusta wówczas kryjówka oraz rewir wokół niej. Larwy wylęgają się po ponad 2 dobach, a po kolejnych 5 wylęg pojawia się u wylotu gniazda. Początkowo przebywa w jego sąsiedztwie kryjąc się w zakamarkach dna. Narybek jest bardzo drobny (ok. 2 mm), jasnej barwy z nieco ciemniejszymi upstrzeniami i stosunkowo ruchliwy. Pływa dość nieporadnie, tuż przy dnie (lub nawet lekko dotykając podłoża), co i raz  osiadając to na nim, to na zewnętrznych powierzchniach muszli, rurek lub kamieni. W momencie natomiast zagrożenia charakterystycznie nieruchomieją. Z każdym dniem narybek rozpływa się coraz śmielej, ale przez pierwsze dwa tygodnie raczej nie opuszcza terytorium lęgowego rodziców (promień około kilkunastu cm od kryjówki).

Narybek żeruje bardzo intensywnie wyłapując drobiny pokarmu przy dnie. Obydwoje rodzice troskliwie opiekują się potomstwem, krążąc nerwowo wokół i będąc zawsze gotowymi do jego obrony. Odganianie potencjalnych intruzów z zajętego rewiru odbywa się zdecydowanie i bezkompromisowo. Szczególnie samiec może atakować nawet zanurzoną do wody rurkę odmulacza lub rękę opiekuna. Ryby mogą także (oboje lub jedno z nich) kopać niewielkie wgłębienia w podłożu, do którego co jakiś czas zwabiane jest potomstwo.

Nigdy jednak nie zaobserwowałem, aby dorosłe osobniki kiedykolwiek przenosiły młode (lub ikrę) w pyskach do innej kryjówki lub też wykazywały wobec nich jakąkolwiek agresję. Niemniej u omawianego gatunku takie zachowania (zwłaszcza w obliczu zagrożenia) są znane, obserwowane i opisane w literaturze. Może się także zdarzyć sytuacja podziału miotu pomiędzy rodziców, ale zazwyczaj odbywa się to pokojowo i nie słabnie przy tym instynkt opiekuńczy każdego z nich. Mimo to, trzeba być zawsze przygotowanym na nieprzewidywalne sytuacje, które zwłaszcza w okresie odchowu młodych mogą jak najbardziej mieć miejsce.

Choć, jak wspomniano, przychówek jest drobny to z ochotą pobiera żywe wrotki oraz pylistą karmę suchą (np. dla narybku ryb jajorodnych z dodatkiem tej przeznaczonej dla przedstawicieli jajożyworodnych). Takie żywienie stosujemy przez kilka pierwszych dni, a następnie wprowadzamy larwy solowca (należy pamiętać, aby nie było wśród nich pustych, pozostałych po wylęgu skorupek jajowych, których zjedzenie może prowadzić do zadławień i padnięć wśród narybku) i nicienie „mikro”, naprzemiennie z mrożonkami (moina, bosmina, wrotka) oraz doskonale przepłukanymi i starannie miażdżonymi na szkle rurecznikami (grubsze cząstki wyjadały dorosłe). Przy takim schemacie żywienia młode radzą sobie bardzo dobrze, niemniej ich wzrost jest umiarkowanie szybki i często także nierównomierny.

Czyszcząc odmulaczem dno akwarium, w którym odchowywany jest narybek trzeba bardzo uważać, aby go przypadkiem nie wciągnąć. Lepiej wstrzymać się z tego typu czynnościami na jakiś czas, a w celu dokonania podmiany wody, odsysać ją w bezpiecznym miejscu, np. bliżej powierzchni. W wieku 3-4 tygodni można przenieść je do oddzielnego zbiornika, w którym kontynuowany będzie ich dalszy odchów. Pozwoli to na spokojne dorastanie kolejnych miotów.

Samica z młodziutkim narybkiem

Narybek w wieku pięciu dni

Więcej o opisywanym gatunku można przeczytać w artykule Huberta Zientka i Lechosława Łątki pt. „Lamprologus signatus – tanganicki klejnot w akwarium”, Magazyn Akwarium: 2023, 3 (199), s. 38-50.

Czyż, czyżyk (Spinus spinus). Uwagi hodowcy

W wielu rejonach Polski ptaki te są dość regularnie spotykane, np. na sezonowych przelotach (przełomy: IV i V oraz IX i X). Prowadzą wówczas roślinożerny, stadny i wędrowny tryb życia. Zimą, np. na Mazowszu gromadnie odwiedzają karmniki, parki, ogrody – są to populacje zalatujące do nas z północy. Wiosną i latem gniazdują skrycie głównie w północno-wschodniej części kraju, a z rzadka także na południowych jego krańcach (Karpaty, Sudety). Najbardziej preferują bory iglaste ze znacznym odsetkiem świerka i/lub jodły. Uwielbiają wyłuskiwać nasiona olchy, wierzby, brzozy, sosny, jałowca itp. Są coraz częściej utrzymywane w wolierach i klatkach przez miłośników hodowli drobnej, rodzimej awiofauny. Płeć u wypierzonych osobników łatwo jest odróżnić – samiec ma czarną czapeczkę i podgardle, znacznie jaskrawsze barwy (np. żółty rysunek na skrzydle), obfitsze powierzchnie piór w kolorze żółtym i oliwkowo-zielonym oraz śpiewa (osobliwy szczebiot, zgrzytanie i trzeszczące frazy). U znacznie bledszej samicy bardziej z kolei widoczne jest ciemniejsze kreskowanie na upierzeniu, które jeszcze bardziej rzuca się w oczy u młodych osobników.

Ten jakże piękny, filigranowy, dość krępej budowy ptak (osiąga długość ok. 12 cm i masę ciała rzędu 13 g) i krótkim, szpiczastym dziobie należy do rodziny łuszczakowatych (Fringillidae). W jęz. angielskim zwie się Eurasian Siskin. Z krzyżówek międzygatunkowych najlepiej znane są mieszańce z kanarkiem i szczygłem. Zaraz za tym ostatnim czyż jest bodaj najczęściej utrzymywanym u nas gatunkiem reprezentującym krajową drobnicę. Oczywiście na chów i rozmnażanie dzikich ptaków w niewoli, które w RP podlegają ścisłej ochronie prawnej wymagane jest stosowne zezwolenie z RDOŚ. Dlaczego hodowcy, którzy wyhodowali w niewoli szereg odmian barwnych (np. żółtą) tak bardzo lubią czyżyki? Moim zdaniem ma na to wpływ szereg ich pozytywnych cech. Mianowicie ptaki te są bardzo ruchliwe, ciekawskie i pełne wigoru, niezwykle przyjemne do obserwacji, a przy tym dobrze się oswajają i rozmnażają. Nade wszystko jednak są mało płochliwe i długowieczne. Bywa, że dożywają w niewoli nawet 10 lat.

Monitorując lęgi u znajomych hodowców stwierdzam, że w odpowiednich warunkach środowiskowych czyże z reguły chętnie i dobrze gniazdują. Nie trzeba tu implementować wymyślnego urządzania woliery (np. osłonięcie, krzewy, gałęzie itp.) lub maskowania gniazda, jak w przypadku niektórych innych, bardziej chimerycznych krajowych gatunków ptaków jak, np. zięby, kulczyki lub makolągwy. Hodując omawiane ptaki miałem jednak okazję przekonać się jak ważna dla ich prawidłowego dobrostanu jest przede wszystkim wystarczająca przestrzeń życiowa. Utrzymywałem raz dwie pary czyży – czteroletnią i zupełnie młodą. Wiosną, po udanym zimowaniu we wspólnej wolierze z kanarkami, oddzieliłem starszą parę do niedużego boksu (1×1,8x1m), obrośniętego dzikim winem i przylegającego do znacznie większego, w którym przebywały kanarki. Zawiesiłem dwa gniazdka oraz półotwartą budkę bez dachu, bowiem od poprzedniego właściciela dowiedziałem się, że ptaki gniazdowały u niego także w takiej konstrukcji. Niestety minął kwiecień, a po nim maj, a czyże tylko jadły, śpiewały (samiec), kąpały się i fruwały ciesząc moje oczy. Niestety nie chciały zagniazdować, zupełnie nie interesując się przygotowanymi im do tego celu miejscami.

Druga zaś, młoda para, prezentowała zgoła odmienne zachowanie. Po odłapaniu wczesną wiosną kanarków czyże zostały same w wolierze zimowiskowej (1,5x2x1m). I tu  zaskoczenie – samiec zaczął nagle bardzo napastować samicę (jesienią i zimą obydwa osobniki żyły ze sobą w jak najlepszej zgodzie). Zawiesiłem dwa gniazdka, ale nie zmieniło to sytuacji – samiec był nieprzejednany w permanentnym gonieniu samicy. Czasami aż otwierał dziób w szale agresji i złowrogo stroszył skrzydła. Widząc, że nic z tego nie będzie oddałem ptaki koledze. Ten wpuścił je do obszernej woliery ogrodowej (8x3x3m), w której żyło (całorocznie) kilkanaście papuzików i trzciniaków (ptaki miały do dyspozycji ogrzewaną część zamkniętą). Nie minęło kilka godzin, jak kolega zadzwonił do mnie z informacją, że czyże właśnie się parzą i że samica zagląda do gniazdka zawieszonego w rogu pomieszczenia. Nie chciało mi się w to wierzyć, ale po 4 dniach zadzwonił ponownie i oznajmił mi z radością w głosie, że czyżyczka zniosła pierwsze jajo. Nie ukrywam, że byłem lekko zszokowany. Para ta wyprowadziła mu potem dwa razy po trzy młode. Oba ptaki żyły ze sobą w idealnej harmonii.

Wróćmy jednak do mojej starej pary czyży. Ukończyłem właśnie budowę większej woliery (2,5x2x1,3 m), którą wykończyłem z pietyzmem. Nie mając chwilowo pomysłu na jej zasiedlenie wpuściłem do niej ową parę. Ku mojemu zaskoczeniu ptaki parzyły się już na drugi dzień. W czasie krótszym niż tydzień samica zniosła pierwsze jajo w wiklinowym gnieździe umocowanym w rogu pomieszczenia. A zatem, zachowanie czyży w większej wolierze były takie same jak te, które zaobserwował u siebie kolega. Stara para wyprowadziła u mnie także dwa lęgi po dwa młode każdy. Jeden i drugi przypadek hodowlany jest dowodem na to, jak bardzo czyżyki kochają przestrzeń. Nie znaczy to oczywiście, że nie można rozmnażać ich w klatkach, ale moim zdaniem bezsprzecznie najlepsza jest dla nich większa woliera. W niej te ptasie mikrusy prezentują pełnię swych ciekawych zachowań i niemal ekspresowo odzyskują chęci do lęgów (które w nieodpowiednim, zwykle zbyt ciasnym pomieszczeniu były dotąd skutecznie tłumione). Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmienia się ich behawior na taki, który uwielbia każdy prawdziwy hodowca.

Czyże gniazdują zwykle dwa razy w roku. W warunkach naturalnych kuliste gniazdo w kształcie czarki jest bardzo dobrze ukryte na świerku, często na znacznej wysokości (niejednokrotnie powyżej 10 m), zbudowane misternie przez obydwoje rodziców. Samica składa 3-6 lekko zielonkawych, z rzadka rdzawo nakrapianych jaj, które sama wysiaduje przez 12-13 dni. Samiec w tym czasie jest bardzo opiekuńczy – troskliwie karmi partnerkę i trzyma się w pobliżu gniazda. W kilka dni po wykluciu się piskląt aktywnie włącza się w ich odchów. Młode opuszczają gniazdo w wieku około dwóch tygodni. Są jeszcze dokarmiane poza nim przez mniej więcej 2 tygodnie zanim staną się całkowicie samodzielne. Najlepiej jest, moim zdaniem,  poszczególne pary hodowlane umieszczać w oddzielnych boksach woliery/klatkach.

Czyże, jak wspomniałem, dobrze się oswajają i nie czują zbytniego lęku przed człowiekiem. Nie tłuką się jak opętane po klatce/wolierze w momencie zbliżania się opiekuna jak np. wspomniane wyżej dwa inne gatunki. Często wręcz przyfruwają do ręki, gdy opiekun napełnia ziarnem pojemnik lub wstawia naczynie ze świeżą wodą. Mając wówczas uchylone drzwiczki woliery (która nie ma tzw. przedsionka) należy przeto zachować zawsze czujność i daleko idącą ostrożność. Nietrudno bowiem o ewentualną ucieczkę takiego spoufalonego a nami podopiecznego na zewnątrz. Gdy do tego dojdzie, to szukaj wiatru w polu …

Z żywieniem czyży w warunkach hodowlanych nie ma oczywiście żadnego problemu. Jedzą chętnie dedykowane dla nich mieszanki ziaren, które hodowcy często mieszają z tymi dla kanarków, szczygłów lub dzikiej drobnicy. Przyzwyczajone uwielbiają zielonkę (zwłaszcza mniszek lekarski i gwiazdnicę pospolitą), niektóre owoce (np. jabłko, kiwi) i warzywa (np. marchew, brokuły). W okresie zaś odchowu potomstwa czyżom można podawać żywe lub mrożone larwy owadów (najczęściej pinkę), ale nie jest to bezwzględnie konieczne [choć w naturze, w czasie lęgów, ptaki te zjadają spore ilości pokarmu pochodzenia zwierzęcego (owady i pajęczaki)]. Zamiast nich w zupełności wystarcza karma jajeczna z dodatkiem kruszonego biszkopta (w tym także markowa, sztuczna – sucha, wilgotna, z dodatkiem suszonych owadów itp.), skiełkowane ziarno oraz zielonki.

Na koniec dodam coś mało optymistycznego. Otóż zdarza się, że podloty padają bez wyraźnych objawów chorobowych. Wówczas najlepiej jest podeprzeć się wiedzą lekarza weterynarii specjalisty awiopatologa, który zapewne zleci kilka badań, np. kału na obecność pasożytów. Próby leczenia podopiecznych na własną rękę zwykle kończą się niepowodzeniem. Podobnie dzieje się w przypadku, gdy bezkrytyczne zaufamy niektórym targowym lub giełdowym sprzedawcom oferujących rozmaite, „cudownie” działające w ich subiektywnej opinii preparaty dla ptaków. Trzeba także uważać na podloty, które po usamodzielnieniu się powinny zostać oddzielone od rodziców, którzy podjęli kolejny lęg. Nierzadko bowiem przeszkadzają wchodząc im do gniazda, co może skończyć się potłuczeniem lub wyrzuceniem złożonych jaj.

Chomik syryjski (Mesocricetus auratus). Chów i rozród

Ten dobrze znany miłośnikom ssaków terrariowych gryzoń (Rodentia) należy do rodziny chomikowatych (Cricetidae). Niekiedy zwany jest chomikiem złocistym, a w jęz. angielskim: Golden Hamster lub Syrian Hamster. Ojczyzną gatunku jest Azja Mniejsza – wyżyna Aleppo w północnej Syrii i południowa Turcja (tereny suche, stepowe, półpustynne). Są tam postrzegane jako groźne szkodniki upraw rolnych, niemniej mają status zwierząt zagrożonych wyginięciem. Przypuszcza się, że w 1930 r. trzy lub cztery młode dzikie chomiki syryjskie zostały przywiezione z Syrii do Izraela, a następnie ich potomstwo trafiło do Europy i USA. W Polsce są znane od 1950 r. Prawdopodobnie wszystkie późniejsze pokolenia tych zwierząt w hodowlach amatorskich i laboratoriach są potomkami tych kilku syryjskich przodków.

Chomik syryjski dorasta do 19 cm, z czego na ogon przypada około 1,5 cm, i osiąga masę ciała nawet ponad 150 g. Ciało jest walcowate i krępe, a głowa okrągła. Ogon jest krótki, z rzadka owłosiony. Uszy są szerokie, owalne i sterczące, oczy duże, wyłupiaste. Po bokach ciała znajdują się gruczoły zapachowe, widoczne jako małe, ciemne plamki. Ich wydzielina służy do znakowania terenu. Omawiane gryzonie mają rozciągliwe torby policzkowe oraz długie włosy czuciowe (wibrysy). Kończyny są krótkie, piersiowe cztero-, a miedniczne pięciopalczaste. Zredukowany kciuk ma postać niewielkiego zgrubienia.

W niewoli wyhodowano dziesiątki odmian jednobarwnych, m.in. białą, czarną, złotą, albinotyczną, kremową, cynamonową, szarą, popielatą i inne. Występują także odmiany wielobarwne, ze znaczeniami, np. przepasana, szylkretowa, trójkolorowa, srokata. Ze względu na długość włosa wyróżniamy odmiany krótko- i długowłose (angorskie), reksy (gęsty skręcony włos) oraz satynowe (włos cienki, lśniący). Kolor oczu może być czarny, czerwony lub rubinowy. Przy przenoszeniu zwierzęcia postępujemy tak, że delikatnie, ale zdecydowanie chwytamy palcami (dość obszernie) za skórę na karku. Trzeba jednak uważać, by nie doprowadzić tu do wypadnięcia gałki ocznej.

Chomiki syryjskie są wszystkożerne z przewagą w diecie pokarmu roślinnego. Podstawą diety są gotowe mieszanki ziarniste lub dedykowane granulaty, a ponadto kasze, suchy chleb, gotowany makaron, ryż, warzywa, zielonki, owoce, siano i susze. Co jakiś czas (zwykle 1-2 razy w tygodniu) podajemy także niewielką ilość pokarmów pochodzenia zwierzęcego, np. chudy twaróg, ugotowane na twardo jajko kurze, larwy i postacie dorosłe owadów karmowych (świerszcze, karaczany, szarańcze, larwy mącznika młynarka, drewnojady, kiełże z rodzaju Gammarus), odrobina suchej lub mokrej karmy dla psów i/lub kotów, itp.

Mniej więcej od 8. tygodnia życia chomiki stają się terytorialne. Dorosłe osobniki przejawiają wobec siebie agresję. Samica zwykle akceptuje samca tylko w okresie rui, a i tak ma to miejsce w atmosferze walk, pogoni i niesnasek. Osobniki dorosłe należy utrzymywać pojedynczo, a młode pochodzące z jednego miotu okresowo w grupach z podziałem na płci, zwykle do czasu osiągnięcia przez nie dojrzałości płciowej. Gryzonie te początkowo są nieufne wobec człowieka, można je jednak oswoić, o ile hodowca właściwie z nimi postępuje. W przeciwnym wypadku nierzadko kąsają, zwłaszcza po nagłym wybudzeniu ze snu lub wzięciu w dłonie.

Mają bardzo dobrze rozwinięty węch i słuch, ale są krótkowidzami. Prowadzą samotniczy, nocny tryb życia. Potrzeby fizjologiczne załatwiają zwykle w jednym miejscu. W naturze reakcją na niesprzyjające warunki środowiskowe jest przystosowawcze spowolnienie procesów życiowych – zimą hibernacja, a latem estywacja. W hodowli domowej nigdy jednak nie powinno się do tego dopuszczać. Chomiki te dzięki torbom policzkowym mogą chować i przenosić pokarm oraz ściółkę, a następnie gromadzić je w kryjówce. Czasem w ten sposób przenoszą też oseski. Chętnie przekopują ściółkę i kąpią się w specjalnym piasku. W naturze kopią nory z kilkoma komorami – na gniazdo, spiżarnię, toaletę itp. Są dość niezdarnie i niechętnie się wspinają. Praktycznie nie wydają odgłosów. Występuje u nich zjawisko koprofagii. Dożywają ponad 3,5 roku.

Walczące ze sobą osobniki wydają charakterystyczne odgłosy – tzw. szczękanie zębami. Kiedy osobnik dominujący spotyka podległego, ten ostatni wygina grzbiet i podnosi ogon. W celu podkreślenia dominacji osobnik stojący wyżej w hierarchii może wchodzić na stojącego niżej (obskakiwać go). Chomik śpi z położonymi po sobie uszami, gdyż ma bardzo wyczulony słuch i słyszy nawet ultradźwięki. Rubinowe oczy u przedstawicieli jasnych odmian barwnych zwykle z wiekiem ciemnieją. Przypuszcza się, że chomik syryjski, jako jedyny wśród gryzoni, widzi w pełnym zakresie długości fal świetlnych (światło zielone, niebieskie i czerwone).

Chomiki syryjskie są często utrzymywane w placówkach badawczych jako zwierzęta laboratoryjne. Naukowców interesuje przede wszystkim gen wywołujący u tych ssaków choroby mięśnia sercowego (kardiomiopatie) oraz zdolność chomików do metabolizowania znacznych ilości alkoholu (duża wątroba radzi sobie z dawkami 30–40-krotnie większymi niż u człowieka). Żołądek chomików jest dwukomorowy. W pierwszej części (tzw. przedżołądek) zachodzi trawienie wstępne, a w drugiej właściwe – z udziałem enzymów trawiennych. Ze względu na budowę anatomiczną wpustu żołądka zwierzęta te nie mogą zwracać pokarmu.

Do chowu wystarcza dedykowana klatka (najlepiej metalowa, ale plastikowa także wchodzi w grę) lub terrarium o wymiarach dla jednego osobnika co najmniej 60 × 30 × 30 cm. Pomieszczenie powinno być wyposażone w drewniany domek z miękkim materiałem do budowy gniazda, kołowrotek o średnicy minimum 25, a najlepiej 28 cm, kartonowe rurki, labirynty itp. Za toaletę może posłużyć mały, ustawiony bokiem słoiczek albo specjalny plastikowy pojemnik (dostępny w handlu), wypełniony np. higroskopijnym żwirkiem absorbującym zapachy. Ewentualne półki powinny zajmować całe piętro, aby zwierzę nie próbowało z nich skakać, gdyż może to zakończyć się urazem. Dwa lub trzy razy w tygodniu udostępniamy pojemnik z piaskiem do kąpieli.

U samca odległość od odbytu do ujścia cewki moczowej jest znacznie większa niż u samicy, niekiedy dwukrotnie. Widoczna jest moszna, a tułów przy nasadzie ogona jest nieco wydłużony, z charakterystycznym „schodkiem”. Lepiej wyeksponowane są także boczne gruczoły zapachowe pokryte łojem. U samicy zwykle widoczne są sutki (7–11 par).

Chomik syryjski uchodzi za gatunek ten bardzo płodny. Zwierzęta osiągają dojrzałość płciową w wieku 5–8 tygodni (samice wcześniej), ale do rozrodu powinny przystępować osobniki przynajmniej 3,5-miesięczne. Cykl płciowy trwa 4-5 dni, a ruja od kilku do kilkunastu godzin (przy co najmniej 12-godzinnym dniu świetlnym). Biały woskowy czop zakrywający światło pochwy świadczy o skutecznym pokryciu samicy przez samca. Ciąża trwa zwykle 16–17 dni. Ruja poporodowa ma miejsce po 4–5 dniach i jest zwykle niepłodna. W miocie rodzi się od 2 do 20 młodych (przeważnie 6–8). Noworodki mają masę ciała około 2–3 g i wyrżnięte zęby. Są gniazdownikami. Mają zdolność wydawania ultradźwięków, które prawdopodobnie wzmacniają więź z matką.

Po 5 dniach młode zaczynają porastać delikatną okrywą włosową (wcześniej widoczna jest pigmentacja skóry), a po 14–16 otwierają oczy. Odsadzamy je po 4 tygodniach. W roku możliwych jest 6–7 miotów, do czego w amatorskiej hodowli nie należy nigdy dopuszczać. Możliwe jest porzucenie potomstwa przez samicę lub kanibalizm. Przyczyną najczęściej jest stres (np. niepokojenie przez hodowcę bądź drapieżnika, np. kota), brak wody do picia, brak albo niedostateczna produkcja mleka u samicy, bardzo liczny miot i osłabiony instynkt macierzyński (np. spowodowany zbyt wczesnym dopuszczeniem do samca). Matka może zjeść cały miot albo tylko jego część.

Z chomikiem syryjskim spokrewniony jest znacznie od niego większy chomik europejski (Cricetus cricetus, ang. Black-Bellied Hamster), który zamieszkuje rozległy obszar Eurazji – od państw Beneluksu po Rosję i Chiny. Dorasta ponad 30 cm (plus ogon 3–5 cm), osiąga masę ciała nawet ponad 700 g i w naturze rzadko przeżywa 2 lata. W Polsce jest gatunkiem zagrożonym wyginięciem i prawnie chronionym. Można go spotkać w środkowej i południowej część kraju. Niektórzy badacze są zdania, że chomik syryjski jest mieszańcem, który powstał ze skrzyżowania chomika europejskiego z chomikiem chińskim (Cricetulus griseus).

Kanarek Fiorino – niecodzienne zachowania rozrodcze

O chowie i rozmnażaniu kanarków pisałem już na blogu wielokrotnie:

Kanarek. Łączenie w pary

Teraz jednak chciałbym opisać niecodzienny behawior, jaki miałem okazję obserwować podczas tegorocznych lęgów u kanarków Fiorino. Więcej o tej rasie pisałem tu:

Po zimowej selekcji umieściłem na lęgi samca i dwie samice w dedykowanej wolierce. Obie samice (szafirowa i jasnożółto-biała) były siostrami i szybko zajęły koszyczki lęgowe zawieszone po przeciwległych stronach. Nie podkradały sobie materiału do budowy gniazda, co nierzadko ma miejsce w przypadku chowu grupowego lub haremowego. Obie niemal jednocześnie zniosły jaja, które sumiennie wysiadywały. Po 13 dniach inkubacji u jednej wykluły się 4, a u drugiej 3 pisklęta. Samiec troskliwie karmił obie partnerki. Lepszą matką okazała się być samica jasnożółto-biała. Młode szafirowej były bowiem niedożywione, a gdy jedno z nich padło zdecydowałem się na przełożenie dwóch pozostałych do gniazda siostry. Ich matka niemal od razu zaczęła się interesować potomstwem siostry. Od tej chwili obie samice wraz z samcem z podziwu godnym oddaniem karmiły szóstkę młodych. Szafirowa poniekąd „obudziła” w sobie instynkt macierzyński i okazała się być wzorową matką lub raczej ciotką 😊

Odnośnie behawioru samca to także miałem taką oto obserwację. Otóż, osobnik ten wyraźnie nie tolerował niektórych podlotów własnej płci. Jego agresja następowała mniej więcej w 10 dni po opuszczeniu przez nie gniazda. Wówczas ojciec gonił je, przeganiał skąd tylko mógł, dziobał i ranił w głowę. W zeszłym roku, w wyniku takiej właśnie agresji samca straciłem pięknego młodziaka. Mając to przykre zdarzenie w pamięci szybko oddzieliłem najbardziej prześladowane dwa podloty do wolierki obok. Ptaki widziały się z osobnikami dorosłymi przez oddzielającą je siatkę (oczka 1×1 cm). Ku mojemu zaskoczeniu samiec niebywale spotulniał, okazywał niczym nieskrępowaną troskliwość i często karmił przez oczka siatki do niedawna prześladowane młode. Minęły trzy dni, a ja pomyślałem, że w takim razie na nowo połączę młodziaki z rodzicami (i ciotką), bo samcowi najwyraźniej przeszła agresja. Nic bardziej mylnego – gdy tylko wpuściłem podloty do zajmowanej przez niego wolierki następował bezpardonowy atak. Szybko więc ponownie oddzieliłem nieszczęśników, a ich ojciec jak gdyby nigdy nic dalej karmił je pieczołowicie przez siatkę 😊

Tymczasem obie samice przystąpiły do ponownego lęgu. Tym razem zniosły w sumie 9 jaj w jednym gnieździe. Wspólnie też je wysiadywały. Wykluły się 4 pisklęta, które z sukcesem obie odchowały.

Często hodowcy są zdania, że kanarki najlepiej jest rozmnażać w parach lub zabierać samca po zniesieniu przez samicę czwartego jaja. Moim zdaniem chów w wolierze, w niewielkim haremie, jest jednak ciekawszy pod względem różnorodności zachowań ptaków. Nie polecam natomiast chowu grupowego, gdzie kilka samców połączonych jest z kilkunastoma samicami. Tu zawsze są straty wywołane niesnaskami, wzajemną agresją, walką o dominację, gniazda, materiał do ich budowy itp. Ponadto zwykle niełatwo jest ustalić pochodzenie młodych, a nierzadko jest to po prostu niemożliwe itp. 

Lamprologus signatus – chów

Ta piękna, niewielkich rozmiarów ryba należy do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae). Umownie można ją zaliczyć do tzw. muszlowców fakultatywnych, czyli takich, które do rozrodu nie wymagają bezwzględnej obecności pustych muszli w zbiorniku (w przeciwieństwie do gatunków obligatoryjnych). Zadowalają się bowiem także innymi rodzajami kryjówek, np. wykopanymi lub wydrążonymi w dnie jamkami (np. pod osłoną kamienia), tunelami (podłoże musi zawierać wtedy znaczną komponentę mułu, aby być wystarczająco zbitym, co zapewnia trwałość konstrukcji), bądź też rozmaitymi rurkami – ceramicznymi lub wykonanymi z PCW.

W naturze L. signatus jest gatunkiem endemicznym pochodzącym z jeziora Tanganika. Występuje w określonych jego obszarach. I tak, spotykany jest w Tanzanii, na wschodnim brzegu jeziora, w środkowej jego części (Kasongola, Kekese), w części południowej, na terenie Zambii (Chimba, Munshi) oraz na zachodnim brzegu w DRK (Moba). Ryby bytują w przybrzeżnych strefach jeziora na głębokości od kilku do nawet 50 m, gdzie dno pokryte jest piaskiem, mułem, bądź jednym i drugim, z miejscowo rozrzuconymi skałkami, kamieniami i skupiskami muszli ślimaka Neothauma tanganvicense.

Gatunek mało płochliwy, ale terytorialny – samce są wobec siebie dość agresywne. Także samice często wzajemnie się przeganiają z rewirów zajętych wokół kryjówek. Jeśli zaś chodzi o relacje z innymi gatunkami muszlowców, to moje obserwacje są dwojakie. Raz bowiem para będąca w moim posiadaniu zupełnie nie radziła sobie w towarzystwie dorosłych N. similis i N. brevis. „Signatusy” były przez nie ustawicznie nękane i przeganiane. Doszło nawet do tego, że zaczęły chować się wśród rzadkich kęp roślin podwodnych, bo nie pomagało nawet ukrycie się w muszli. W trosce o życie i zdrowie ryb jedynym wyjściem było ich odłowienie i przeniesienie do innego zbiornika. W nim odżyły już po kilku dniach. Co ciekawe, po około miesiącu do wspomnianego akwarium ogólnego została wpuszczona nowo zakupiona para omawianego gatunku. Ta manifestowała zgoła odmienne zachowania. Przede wszystkim ryby były bardzo żywiołowe i nieprzejednane w obronie zajętego terytorium. Ani na chwilę nie pozwalały na wtargnięcie w jego granice jakiemukolwiek intruzowi (nawet maksymalnie wyrośniętym samcom „similisa”). Każdy był bowiem natychmiast przez nie gorliwie, zaciekle i bezpardonowo atakowany i przeganiany. Generalnie nie powinno się utrzymywać „signatusów” z innymi muszlowcami i najlepiej jest przeznaczyć dla nich akwarium jednogatunkowe. Niemniej nie brakuje zwolenników ich chowu z innymi gatunkami tanganidzkimi, szczególnie otwartej toni, np. z rodzaju Paracyprichromis.

Zazwyczaj, w okresie spoczynku płciowego, samce i samice zajmują oddzielne kryjówki, nierzadko mniej lub bardziej od siebie oddalone. U nas prawie zawsze były nimi puste muszle ślimaków (głównie winniczków), które ryby obierały w obrębie strzeżonych przez siebie terytoriów. Nie zawsze muszle muszą znajdować się w bezpośredniej bliskości – raz obserwowałem sytuację, gdzie zajęte zostały różne muszle leżące po obu stronach sporego, niebyt wysokiego kamienia. Samce częściej, moim zdaniem, przebywają w pobliżu lub w obrębie rewirów samic (niekiedy nawet kilku, np. w chowie haremowym). W tym czasie można zauważyć podziwu godne zachowanie mleczaka, który majestatycznie napina przed samicą swe płetwy przyozdobione pięknymi nań wzorkami. Wygląda to iście imponująco (patrz zdjęcia). Niemniej to do samicy należy główna inicjatywa w zalotach. Dopiero po dobraniu się pary [Panuje dość powszechna opinia, jakoby u L. signatus były one raczej luźno ze sobą związane i niezbyt zażyłe. Jednakże w sytuacji, gdzie tarlaki wykazują podziwu godną zgodność, determinację i odwagę można mieć uzasadnioną co do tego wątpliwość (przynajmniej w niektórych wypadkach)] dana kryjówka może (ale nie musi) być przez dłuższy czas wykorzystywana przez obydwa osobniki, a szczególnie przez ikrzycę. Samiec bowiem rzadko do niej wpływa (jeśli już to okazjonalnie i na chwilę, najczęściej nie cały, lecz np. do połowy ciała), a zazwyczaj tylko „przysiada” u jej wejścia. Ryby mogą też przekopywać piasek w jego pobliżu i częściowo je zasypać (czasami bardzo znacznie), formować wokół małe dołki, kopczyki, podkopywać sąsiadujące kamienie, nieznacznie przesuwać sąsiednie muszle itp. Niepokojone przez współmieszkańców akwarium „signatusy” mogą zmienić kryjówkę na inną, położoną w zupełnie innym miejscu. Czasami zdarza się, że po jakimś czasie ryby powracają do tej zajmowanej uprzednio.

Omawiane ryby zazwyczaj utrzymuje się parami, ale równie dobrze sprawdza się ich chów w haremie (samiec x 2-3 samice), a w dużym zbiorniku także grupowy z przewagą samic, np. 3×6-7. Dla pary wystarcza zbiornik o pojemności około 60 l, przy czym jego wysokość może nie przekraczać 20 cm. Jako podłoża najlepiej użyć drobnego piasku, którego warstwa powinna wynosić 4-6 cm. Elementami wystroju są zwykle kamienie, a jako kryjówki doskonale sprawdzają się puste muszle po ślimakach, głównie winniczkach (w zbiorniku gatunkowym dla pary wystarczają 2-3, a w ogólnym 4-5, zgrupowanych wyspowo, co kilkanaście cm) i/lub wspomnianych we wstępie rurek (średnica 1-2,5 cm i długość od 5 do 15 cm). Te ostatnie dobrze jeśli są z jednej strony zaślepione. W charakterze zaślepki można użyć muszli ślimaka winniczka, którą nakładamy na jeden z końców rurki i uszczelniamy silikonem. Zaleca się, aby rurki umieszczać w podłożu (zwykle do głębokości 2-5 cm), chyba najlepiej pod skosem. Można użyć także wielu innych kryjówek, np. przeznaczonych dla krewetek lub zbrojników (nieduże jaskinie, łączone zestawy rurek, itp.). Choć rośliny są tu niepotrzebne, to naszym zdaniem, warto pokusić się o skromną choćby uprawę wybranych gatunków – ryby ich nie niszczą i nie wykopują z podłoża (chyba, że przypadkiem). W akwariach z L. signatus dobrze rosną przydając jednocześnie walorów dekoracyjnych, m.in. rogatek sztywny (w formie zwartych kęp), nurzaniec z rodzaju Vallisneria oraz przytwierdzone do niektórych kamieni anubiasy. W jednym z moich zbiorników występuje bujna roślinność pływająca w postaci zwojów moczarki argentyńskiej.

Woda powinna być w miarę twarda (do 25°n), o odczynie zasadowym (pH 8,0-9,0) i temperaturze 23-26°C. Wydajna filtracja i jej dobre natlenienie oraz regularne, cotygodniowe podmiany około 10-15% objętości na świeżą, ale odstaną to podstawa zachowania optymalnego dobrostanu ryb. W naturze „signatusy” zjadają przede wszystkim niewielkich rozmiarów skorupiaki (widłonogi) i larwy owadów. Ich żywienie w warunkach akwariowych nie przedstawia większego problemu, ale pokarm musi być dostosowany do wielkości otworu gębowego ryb. Chętnie pobierana jest zarówno markowa karma sucha, zwłaszcza płatkowa o wysokiej zawartości białka, także, choć w mniejszej ilości, wyprodukowana na bazie spiruliny), jak i mrożona oraz żywa (oczlik, rozdrobniony mysis lasonogi, artemia, larwy owadów, okazjonalnie siekany rurecznik). Ryb w żadnym wypadku nie wolno przekarmiać, a zadana porcja powinna być zjadana w ciągu 1-2 minut.

Para z narybkiem w muszli. Wzmożoną nerwowość wykazuje tu szczególnie samiec.

Brachyrhapsis roseni. Chów i rozród

Ta subtelnie, ale charakterystycznie ubarwiona jajożyworodna ryba (pomarańczowo-czerwone i czarne oraz pomniejsze – niebieskie znaczenia) należy do rodziny piękniczkowatych (Poeciliidae). W języku angielskim zwana jest: Cardinal Brachyrhaphis, Cardinal Brachy lub Olomina. Jej ojczyzną są wody Ameryki Środkowej – tereny Kostaryki (dorzecze Rio Terraba) i Panamy (dorzecze Río Chiriquí).

Ubarwienie ryby jest stonowane, szaro-jasnobrązowe z oliwkowym lub niekiedy zielonkawym odcieniem. Po bokach ciała widnieje 9-12 ciemnych, poprzecznych pręg, które mogą być mniej lub bardziej widoczne (zwłaszcza u samca) w zależności od stanu emocjonalnego osobnika. Płetwa grzbietowa jest żółto-pomarańczowa do pomarańczowo-czerwonej z czarną, cienką, górną krawędzią. Także płetwa odbytowa, a niekiedy i ogonowa mogą w ograniczonym, niewielkim zwykle stopniu mieć żółtawe, bądź blado pomarańczowe zabarwienie. U nasady tej pierwszej widnieje dobrze widoczna czarna plama przechodząca u samicy klinowato na przednią część wspomnianej płetwy i biegnąca aż do jej dolnej krawędzi (oprócz niej samica ma także mniej lub bardziej wyraźną, ciemną plamę ciążową, położoną kilka milimetrów dogłowowo, na tylnym krańcu jamy brzusznej), a u samca na średnio długie gonopodium. Narząd kopulacyjny jest dwubarwny – z wierzchu czarny, a od spodu blado żółty, co czasem trudno jest dostrzec. Jego koniuszek może być prosty lub lekko wygięty w przód, a na dwóch rurkowatych wyrostkach biorących udział w kopulacji znajdują się haczykowate twory (na trzecim ich brak lub są w formie szczątkowej). Brzegi płetwy odbytowej i ogonowej połyskują na niebiesko, względnie turkusowo (refleksy te mogą występować także w wielu innych miejscach w dolnej zwykle połowie ciała). U samicy przednia, dogłowowa krawędź tej pierwszej może być biała. Ma ona także bardziej zaokrągloną partię brzuszną, jest bardziej krępa, masywniejsza i przede wszystkim większa – dorasta do około 6 cm. Smukłej postury samiec jest od niej o 2-2,5 cm mniejszy, ale ogólnie cokolwiek barwniejszy. Łuski u obydwu płci mają w większości czarną, cienką obwódkę, co tworzy osobliwy koronkowy wzór na ciele (głównie w jego górnej części).

W odpowiednich warunkach środowiskowych „brachy” uchodzą za ryby wytrzymałe, odporne na choroby i łatwo przystosowujące się do wielu różnych warunków poza oczywiście skrajnymi. Są przy tym ruchliwe (zwłaszcza samce), szybko pływające, dość zwinne (czasami wręcz żywiołowe) oraz silne i skoczne (konieczne jest dobre przykrycie zbiornika). Po przeniesieniu w nowe miejsce (zwłaszcza do zbyt małego akwarium lub wypełnionego wodą o znacznie niższej temperaturze niż ta, w której przebywały dotychczas) mogą dość długo pozostawać mało aktywne i wysoce bojaźliwe (dotyczy to zwłaszcza samic, które poza okresami karmienia przebywają częstokroć w kryjówkach). W optymalnych warunkach, w miarę jednak upływu czasu stają się coraz bardziej ruchliwe, ufne i śmiałe. Niemniej często nadal zachowują pewien dystans wobec obserwatora, który jednak zupełnie zatracają w czasie karmienia (żarłoczność).

Agresja wewnątrzgatunkowa nie jest zbyt nasilona, o ile ryby utrzymywane są w grupie o odpowiedniej proporcji płci (czytaj poniżej). Samce mogą się nawzajem przeganiać i atakować, ale zwykle nie robią sobie krzywdy, o ile akwarium jest odpowiednio urządzone. Także pomiędzy samicami dochodzi okazjonalnie do niesnasek, których źródłem są zwykle przetasowania w hierarchii grupy. Przy zachowaniu wspomnianej, prawidłowej proporcji płci wzmożona napastliwość ze strony samców nie stanowi dla tych ostatnich większego problemu. Znacznie gorzej natomiast sytuacja przedstawia się, gdy ryby utrzymywane są w proporcji płci 1:1, co nie powinno mieć miejsca. Nie zauważyłem, aby B. roseni jakoś szczególnie atakowały inne ryby, zwłaszcza stadne i szybko pływające, sumowate, zbrojniki, spokojne, nieduże pielęgnicowate itp. Niemniej w zbiorniku z podrośniętymi mieczykami obserwowałem jak samce notorycznie przeganiały te pierwsze nie robiąc im wszakże krzywdy, a jedynie zaburzając dobrostan. Nie brakuje jednak autorów, którzy przestrzegają przed łączeniem „brachów” z innymi gatunkami, zwłaszcza o wydłużonych płetwach (podgryzanie). Trzeba zatem mieć to na uwadze i unikać ryzykownego doboru obsady. W akwarium omawiane ryby zajmują zwykle środkową warstwę wody. W optymalnych warunkach dożywają do około 5 lat.

Brachyrhapsis roseni to gatunek umiarkowanie stadny. Ryby zatem należy utrzymywać w grupach złożonych z kilku, a najlepiej kilkunastu osobników. Na jednego samca powinny przypadać co najmniej dwie, a najlepiej trzy samice. Dla standardowego zestawu złożonego z dwóch samców i 6 samic dobrze jest przeznaczyć zbiornik o pojemności minimum 80 l. Ze względu na znikomą dostępność ryb i ich specyficzny behawior zalecam utrzymywać je w akwarium jednogatunkowym. Woda w nim powinna być umiarkowanie twarda do bardzo twardej (do 18°n), o odczynie obojętnym do zasadowego (pH 7,0-8,5) i temperaturze 22-26C, zawsze dobrze natleniona. Niemniej w warunkach naturalnych ryby znajdowano także w siedliskach o wodzie miękkiej (4-5°n) i lekko kwaśnej (pH 6,5). Bez większego problemu i nijakiej szkody dla zdrowia można je przyzwyczaić do chowu w zbiorniku nieogrzewanym, ale proces ten musi przebiegać stopniowo i najlepiej rozpocząć go na wczesnym etapie życia zwierząt. Wskazuje to na dużą plastyczność gatunku pod względem przystosowania się do rozmaitych warunków środowiskowych. Dodatek do wody soli kuchennej niejodowanej nie jest potrzebny. Wskazany jest natomiast lekki jej ruch, który w zupełności zapewni wewnętrzny filtr gąbkowy typu powerhead. Na dno dajemy najlepiej 2-5 cm warstwę średnio grubszego żwirku, ale praktycznie możemy użyć każdego rodzaju podłoża byle miał on ciemny odcień (przy zbyt jasnym oraz intensywnym oświetleniu ryby wyraźnie bledną). Z elementów dekoracyjnych możemy wykorzystać kamienie (otoczaki, a także płaskie postawione na sztorc). Także jeden lub dwa niewielkie korzenie lub łupina kokosu nie zaszkodzą, bo raczej nie wpłyną znacząco na zmianę odczynu wody.

Nieodzowne są natomiast rośliny i to zarówno podwodne, jak i pływające. Wśród nich „brachy” znajdują schronienie i bezpieczne ostoje. Trzeba jednak pamiętać o pozostawieniu wolnych stref do swobodnego pływania i karmienia. Jak przystało na żyworódkę ryby te mają szybką przemianę materii i będąc przy tym żarłocznymi wydalają spore ilości odchodów. Stąd też konieczne są cotygodniowe podmiany wody na świeżą, ale odstaną w objętości 20-30%. Czynność tę najlepiej jest połączyć ze starannym oczyszczaniem dna z wszelkich zalegających na nim resztek organicznych. Także wydajny system filtracyjny jest tu nieodzowny, a w okresie letnich upałów dodatkowo wskazane jest uruchomienie napowietrzacza. 

W naturze głównym pokarmem B. roseni są owady i ich larwy. W akwarium zjadają karmę każdego rodzaju, ale ich dieta powinna być oparta głównie na pokarmach pochodzenia zwierzęcego (żywe, mrożone lub suche z wysoką zawartością białka). Z największą ochotą rzucają się na żywe larwy komarów, ochotek, wodzienia oraz rureczniki, wazonkowce, zooplankton itp. Z uwagi na znacznego stopnia łakomstwo ryb trzeba zwracać baczną uwagę na to, aby ich nie przekarmiać. W przeciwnym razie szybko ulegną otłuszczeniu, a woda straci swą dobrą jakość (rozkład niedojedzonych resztek karmy zwiększa stężenie związków azotu w wodzie i pochłania duże ilości tlenu). Co ciekawe, dieta bogata w białko zwierzęce, która przynajmniej teoretycznie powinna zmniejszać nasilenie kanibalizmu w tym przypadku nie spełnia takiej funkcji lub też spełnia ją w minimalnym stopniu – takie są moje obserwacje.

Omawiany gatunek jest mało płodny [po ciąży trwającej 4-6 tygodni samica rodzi od kilku (3-9) do dwudziestu kilku młodych, rzadko kiedy więcej], to dodatkowo uchodzi za zajadłego i nieprzejednanego kanibala. „Brachy” potrafią w krótkim czasie ogołocić z nowo narodzonego narybku nawet gęste połacie roślin pływających. Niemniej, jeśli hodowca w porę podejmie działanie, to ma dużą szansę na odłowienie choćby kilku osobników do oddzielnego zbiornika. W warunkach amatorskich w zupełności to wystarcza. Jeśli jednak chcemy odchować bardziej liczne potomstwo wówczas należy ciężarną samicę przenieść do oddzielnego, odpowiednio wcześniej urządzonego kotnika. Nie może zabraknąć w nim różnorodnej roślinności (np. paprocie z rodzaju Ceratopteris, jezierze z rodzaju Najas, wgłębka wodna, pistia rozetkowa, limnobia z rodzaju Limnobium, paprocie wodne, kłęby moczarki, rogatka lub wywłócznika, mchy itp.) oraz kryjówek (kamienie ustawione pod różnymi kątami). Podłoże zaś powinien stanowić dość gruby żwir. Zbiornik napełniamy świeżą, ale dobrze odstaną wodą, instalujemy w nim mały, gąbkowy filtr bez obudowy (chroniącej gąbkę) lub napędzany brzęczykiem, względnie uruchamiamy sam napowietrzacz o małej mocy.

W odpowiednich warunkach środowiskowych „brachy” uchodzą za ryby wytrzymałe, odporne na choroby i łatwo przystosowujące się do wielu różnych warunków poza oczywiście skrajnymi

Na czas porodu kotnik powinien być częściowo lub całkowicie osłonięty, np. ciemnym papierem, tekturą. Optymalna, moim zdaniem, jego pojemność to około 15 l. Samica może przebywać w nim luzem (jednak, gdy poród nastąpi pod nieobecność hodowcy to młode mogą zostać przez nią wyjedzone co do jednego) lub w specjalnym kojcu (koszyczku) porodowym o ażurowych ścianach i dnie. Ten ostatni wariant jest znacznie lepszy i daje narybkowi większe szanse na przeżycie. Jednakże dostępne w handlu koszyczki mogą okazać się zbyt małe dla wyrośniętych samic tego gatunku, które umieszczone w nim przeżywają wzmożony stres. Można zatem wykonać go samemu używając jakiejś plastikowej konstrukcji obciągniętej następnie siatką o oczkach o średnicy około 4 mm. Jeszcze inną alternatywą jest wykorzystanie tzw. kojca podwójnego – włożony jeden w drugi, przy czym ten większy jest obciągnięty znacznie gęstszą siatką, przez której oczka narybek nie ma możliwości przepłynięcia. Dzięki temu można go zawiesić także w akwarium gatunkowym, a nawet w ogólnym. Trzeba zawsze pamiętać o bardzo delikatnym obchodzeniu się z ciężarnymi samicami i wyławianiu ich z najwyższą ostrożnością. Nasilony stres może bowiem prowadzić nie tyle do poronień zarodków (omawiane ryby są na niego zdecydowanie bardziej odporne niż np. pospolite molinezje ostrouste) co do nasilenia się kanibalizmu wobec potomstwa.

Odchów narybku na ogół nie przedstawia większych problemów. Jego żywienie może być oparte zarówno na bazie pokarmów żywych (larwy solowca, najdrobniejsze rozwielitki i oczliki, węgorki octowe, gniecione doniczkowce i ochotki, drobniutko siekane rureczniki itp.), mrożonych (moina, cyklop, bosmina itp.), jak i sztucznych, suchych (prestartery lub odpowiednio rozdrobnione karmy dla ryb dorosłych). Młode karmimy kilkakrotnie w ciągu dnia, zwracając szczególną uwagę na to, aby zadany pokarm był zjadany w całości w ciągu najwyżej kilku minut (poza wioślarkami i larwami solowca, które mogą dłużej utrzymywać się w toni wodnej). Po około 3-4 tygodniach od urodzenia przenosimy przychówek do obszernych, nasłonecznionych i wypełnionych świeżą, odstaną wodą zbiorników odchowalni.

Podchowane osobniki młodociane

Szczygieł syberyjski (Carduelis C. frigoris syn. Carduelis C. major). Praktyczne uwagi odnośnie chowu i rozrodu

Ten piękny, nieduży (dorasta do około 13 cm) ptak, potocznie zwany przez hodowców „majorem”, należy do rodziny łuszczakowatych, czyli ziarnojadów, inaczej ziębowatych (Fringillidae). Jest to rodzina zlokalizowana w obrębie rzędu wróblowych (Passeriformes). Szczygieł syberyjski to jeden z 14 podgatunków szczygła (Carduelis carduelis), zamieszkujący w naturze Syberię (część południowo-zachodnia i południowo-środkowa). Są to ptaki bardzo sympatyczne i wdzięczne w hodowli, charakterystycznie, pięknie ubarwione (m.in. czerwono-czarna maska na głowie otoczona na biało oraz czarno-żółte znaczenia na skrzydłach), przyjemnym śpiewie i typowych ptasich kształtach. Na chów i rozmnażanie szczygłów w niewoli konieczne jest stosowne zezwolenie, które jednak nie dotyczy mutacji barwnych (np. Agat, Feo, Pastel, Albino, Isabel, Eumo, Whitetop, Opal, Wittkop, Topaz, Rublutino, Satin, Brown, Lutino, Noire i inne). Znane są także mieszańce międzygatunkowe powstałe z krzyżówek szczygła z kanarkiem, dzwońcem, czyżem itp.

Szczygły syberyjskie można utrzymywać parami w wolierach zewnętrznych (oczywiście wykonanych według wszystkich kanonów sztuki, czyli odpowiednio osłoniętych, urządzonych, zwykle z doświetlaniem światłem sztucznym w razie potrzeby) lub też w klatkach. W przypadku tych ostatnich dla pary zaleca się wymiary co najmniej 120x50x60 cm. W chowie omawianych ptaków ważne są, moim zdaniem, trzy okresy ich życia: 1) wiosenne parowanie i pobudzanie do lęgów, 2) same lęgi, czyli odchów młodych oraz 3) pierzenie. Odpowiednia dieta ma tu kluczowe znaczenie. W pierwszym okresie ważne są m.in. kiełki (raczej mniejsze, młode niż większe, przerośnięte), w drugim: zwiększone porcje suchego jajka (może być z dodatkiem naturalnego, ugotowanego na twardo) oraz karma żywa, np. pinka, czyli larwy much (często są mrożone). W trzecim okresie ważne są przede wszystkim witaminy (np. podawane co jakiś czas do wody) oraz związki mineralne (np. sepia, grit, piasek).

Hodowcy zapewniają swoim podopiecznym również ocet jabłkowy (z preparatami zakwaszającymi trzeba jednak bardzo uważać, dużo na ten temat czytać i bazować na doświadczeniach kolegów hobbystów o dłuższym stażu). Podstawą żywienia szczygłów są oczywiście mieszanki ziaren dla łuszczaków. Każdy hodowca ma tu swoje ulubione, tego producenta, do którego ma największe zaufanie. Na rynku jest spory ich wybór. Uważam, że nieodzowne są wszelkie warzywa i owoce (brokuły, jarmuż, szpinak, buraki, marchew, jabłko itp.), a także zielonki, w tym zioła, np. gwiazdnica pospolita (niektórzy podają ją całorocznie), mniszek lekarski, rdest ptasi, bazylia, pokrzywa, babki, ikro liście słonecznika itp. Z innych dodatków podawanych czasami przez hodowców można wymienić, m.in.: nasiona lub kwiatostany roślin dzikich (np. ostu, szczeci, traw i chwastów łąkowych), ostropest, kardi, proso (także w kłosach), aksamitki lub nagietki (liście i kwiaty, zwłaszcza świeże, ale także suszone) – zawierające przede wszystkim naturalne barwniki.

Niekiedy nie jest łatwo, zwłaszcza początkującemu hobbyście określić w 100% płeć młodych ptaków, zwłaszcza niewypierzonych i reprezentujących mutację barwną. Doświadczeni hodowcy nie sprawia to zwykle trudności, choć czasami i oni mają tu wątpliwości. Niestety w hodowli szczygłów nie zawsze wszystko idzie tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Zdarza się, że niektóre osobniki marnują lęgi, gdyż połączona przez hodowcę para nie jest ze sobą kompatybilna i zgodna. Trzeba wówczas wymienić jednego z partnerów na innego. Samice zwykle dobrze wysiadują jaja, ale nie zawsze sumiennie karmią potomstwo. Bywa, że wylęgnie się 5 piskląt a odchowa tylko jeden lub dwa. Odwiedzając znajomych hodowców zauważyłem także, że szczególnie narzekają oni na niektóre samce, które potrafią być dalece agresywne wobec swego potomstwa. Wówczas, albo wyrzucają z gniazda ledwie wyklute pisklęta, albo ranią lub zabijają podloty.

Prawdziwą zaś zmorą hodowców są upadki młodych, zdawałoby się już odchowanych osobników. W grę mogą tu wchodzić drobnoustroje chorobotwórcze i/lub pasożyty. Bez szczegółowej diagnostyki z pomocą lekarza weterynarii specjalisty awiopatologa nie da się samemu ustalić przyczyny upadków, a tym bardziej szybko ją zneutralizować. Najczęściej konieczna staje się wówczas kuracja antybiotykowa i/lub p-pasożytnicza i to niekiedy z użyciem więcej niż jednego leku. 

W Polsce szczygieł (Carduelis carduelis) objęty jest ścisłą ochroną. Ornitolodzy zgodnie potwierdzają fakt, że niestety liczebność gatunku uległa w ostatnich latach znacznemu zmniejszeniu.

Prętnik karłowaty (Trichogaster lalius) c.d.

O tej pięknej rybie z rodziny guramiowatych (Osphronemidae) pisałem już wcześniej na blogu. Teraz chciałem pokazać na zdjęciach piękno barw, przede wszystkim samców oraz podzielić się z Państwem najważniejszymi spostrzeżeniami hodowlanymi.

Usposobienie prętnika karłowatego jest zwykle towarzyskie i łagodne wobec innych mieszkańców akwarium, choć w okresie okołotarłowym może się to zmienić (samiec staje się wówczas terytorialny i atakuje zbliżających się do gniazda intruzów).

Prętniki karłowate to generalnie ryby mało wymagające, ale preferujące „dojrzałe” akwaria, wypełnione tzw. starą wodą.

Prętniki są niewybredne pod względem rodzaju podawanego im pokarmu i do tego bardzo żarłoczne. Zadowalają się praktycznie każdym jego rodzajem (wszystkożerność), byle był on dostosowany do niedużego otwory gębowego

U prętników dobre wyniki hodowlane daje oddzielenie samca od samicy na 7–10 dni. Najważniejsze jest jednak to, aby obydwa tarlaki były w pełni wyrośnięte i dojrzałe rozpłodowo (następuje to w wieku 7-8 miesiąca życia). Dobrze odżywione tarlaki, w odpowiednich warunkach środowiskowych podchodzą do tarła bardzo ochoczo i często bez specjalnego przygotowania (obniżka słupa wody, dolewka chłodniejszej i miękkiej, a następnie podniesienie jej temperatury).

Ikra prętników zawiera mikro kropelki tłuszczu dzięki, którym jest lżejsza od wody i sama wypływa na jej powierzchnię. Narybek jest bardzo drobny i w przeciwieństwie do osobników dorosłych dość wybredny pod względem zadawanej karmy. Pierwszym i zdecydowanie najlepszym dla niego pokarmem są pierwotniaki, wyhodowane na pożywkach organicznych lub z preparatów handlowych oraz żywe wrotki (do kupienia w zgrzewanych torebkach).

Więcej o chowie i rozrodzie prętnika karłowatego pisałem tu:

Prętnik karłowaty (Trichogaster lalius) – chów i rozmnażanie

A tutaj dodatkowy wpis o rozmnażaniu omawianego gatunku:

Prętnik karłowaty. Rozród c.d.

O modrolotkach raz jeszcze – rozwój piskląt

O modrolotkach czerwonoczelnych (Cyanoramphus novaezelandiae) pisałem wcześniej co nieco tu:

Modrolotka czerwonoczelna (Cyanoramphus novaezelandiae)

Teraz jednak chciałbym uściślić pewne dane na temat ich chowu i hodowli. Przedstawię też rozwój piskląt oraz ciekawy przypadek lęgowy, co myślę będzie interesujące dla czytelników bloga.

Te średniej wielkości papugi (wraz z ogonem dorastają do ok. 27 cm) przez ludność tubylczą zwane są kakariki, a przez polskich hobbystów papugami kozimi lub po prostu kozami (od wydawania charakterystycznego głosu przypominającego meczenie koźlęcia). W swojej ojczyźnie jeszcze do niedawna gatunek ten był bezlitośnie tępiony przez farmerów z powodu plądrowania upraw (głównie owoców). Na terenie RP podlega obowiązkowi rejestracji. W niewoli dożywa do około 15 lat. Wyhodowano niemało odmian barwnych, m.in. żółtą, cynamonową, szekowatą, niebieską, płową.

Ojczyzną modrolotek czerwonoczelnych jest Nowa Zelandia wraz z pobliskimi wyspami. Jest to ptak o żywiołowym usposobieniu, bardzo ruchliwy, ciekawski i łatwo nawiązujący kontakt z opiekunem. Przez większą część dnia przebywa na dnie klatki/woliery, gdzie poszukuje pokarmu. Charakterystycznie przy tym skacze i z upodobaniem rozgrzebując podłoże. Tak, omawiane papugi to niestety wielcy bałaganiarze – potrafią w jednej chwili rozsypać całe ziarno lub wychlapać wodę (uwielbiają się kąpać). Karmnik zatem powinien być mocny i stabilny, z kilkucentymetrowej wysokości bocznymi ściankami, a poidło odpowiednio zabezpieczone.

Żerowanie na dnie pomieszczenia niesie też za sobą większe niż zwykle ryzyko zarażenia się ptaków, m.in. pasożytami układu pokarmowego. Dlatego też ich regularnie odrobaczanie jest konieczne dla zachowania dobrego stanu zdrowia. Do chowu i rozmnażania modrolotek najlepsza jest woliera, zarówno wewnętrzna, jak i zewnętrzna. W większej mogą być one bez problemu utrzymywane razem z innymi, spokojnymi gatunkami pospolitych gatunków papug. Osobiście jednak wolę utrzymywać omawiane ptaki oddzielnie w dobranych parach. Jeśli taką parę chowamy w klatce to jej wymiary powinny być, co najmniej 120×60×90 cm.

Ustalenie płci u osobników dorosłych nie stanowi większego problemu. Samiec jest większy i ma masywniejszą (tzw. byczą) głowę oraz szerszy dziób. Poza tym pióra zabarwione na czerwono są u niego zwykle liczniejsze. Rozmnażanie modrolotek jest dość łatwe, o ile przestrzega się kilku zasad. Choć przedstawiciele tego gatunku osiągają dojrzałość płciową relatywnie bardzo wcześnie (4,5–5 miesięcy), to do rozrodu przeznaczamy osobniki co najmniej 10, a najlepiej 12 miesięcy.

Dobrane pary lęgowe zaleca się utrzymywać osobno (w czasie lęgów modrolotki bywają agresywne, szczególnie wobec współplemieńców). Parę hodowlaną nietrudno jest zestawić, ale czasami napotyka się na problemy, o których piszę poniżej. Idealny i najbardziej zbliżony do naturalnego sposób dobierania się ptaków w pary, to pozwolenie im na swobodny wybór partnera płciowego pośród grupy niespokrewnionych ze sobą i dojrzałych rozpłodowo osobników, najlepiej tej samej odmiany barwnej. „Kozy” to papugi bardzo płodne i na ogół troskliwie opiekujące się potomstwem. Z uwagi na znaczną niekiedy liczbę piskląt w lęgu do gniazdowania zalecam większe budki o wymiarach: 25x25x35-40 cm i otworem wejściowym o średnicy około 7 cm. Dno wysypujemy 3-4 cm warstwą drewnianych wiórków z drzew liściastych zmieszanych z niewielkim dodatkiem torfu lub ziemi próchnicznej.

Samica co drugi dzień składa białe jajo. W sumie może ich być 4-10. Sama wysiaduje je przez 20-21 dni, a następnie karmi młode przez pierwszy tydzień. Samiec dostarcza jej w tym czasie pokarm, a potem również bierze czynny udział w wychowie potomstwa. Pisklęta znakujemy obrączkami o średnicy 4,5 mm. Młode opuszczają budkę po 5-6 tygodniach, ale jeszcze przez kolejne 2-3 tygodnie są dokarmiane przez dorosłe (głównie samca). Po tym czasie należy oddzielić je od rodziców.

Żywienie modrolotek, które są mało wybredne pod względem spożywanego pokarmu jest bardzo łatwe. Oprócz dedykowanych mieszanek ziaren chętnie zjadane są wszelkie warzywa i owoce oraz zielonki. Jeden z kolegów w okresie lęgowym podaje oprócz ugotowanego na twardo kurzego jaja także biały twaróg oraz gotowany makaron, ryż i ziemniaki. Papugi kozie, po przyzwyczajeniu dobrze znoszą chłody, ale w okresie zimowym powszechnie zaleca się trzymać je w pomieszczeniu, w którym temperatura powietrza wynosi przynajmniej 5°C (może to być dobudowana, zamknięta część woliery). Hodowcy, którzy zimują je w wolierach źle osłoniętych, narażonych na przeciągi i silny mróz mogą zapłacić za swą lekkomyślność wysoką cenę – wiosną może się bowiem okazać, że ptaki są wiosną osłabione, źle wypierzone i nie tak skore do lęgów, jakby się od nich oczekiwało. Generalnie jednak, moje obserwacje na Mazowszu, gdzie od lat zimy są dość ciepłe potwierdzają, że odpowiednio przyzwyczajone modrolotki zimują na zewnątrz bez problemu. Dodatkowo może się to odbywać w dowolnie licznych grupach ptaków, zależnie od powierzchni posiadanego pomieszczenia.

Perypetie pewnej pary – beznoga samica

Swoją parę dorosłych modrolotek kupiłem wiosną br. od hodowcy z ogłoszenia. Dorodny samiec, żółto-zielony szek był w parze ze sporo mniejszą od niego, zieloną samiczką. Ta jednak od początku mi się nie podobała. Była zbyt drobna, wręcz delikatna i mimo odrobaczenia nie tryskała wcale energią. Moje obawy wkrótce się potwierdziły –  ptak padł nie mogąc znieść nocą jaja. Szybko nabyłem drugą samicę do lęgów, tym razem żółtą. „Kózki” absolutnie jednak nie przypadły sobie do gustu. Samiec ustawicznie przeganiał „partnerkę” z miejsc, w których przebywał. I tu obserwacja hodowlana – modrolotki, choć powszechnie uważane są za nietrudne w rozmnażaniu, nie zawsze zachowują się książkowo. Zdarza się bowiem, że pary zestawiane przez hodowcę nie są zgodne i to czasami diametralnie. Tak było w moim przypadku, co skutkowało brakiem lęgów. Wreszcie zdegustowany wymieniłem z kolegą żółtą samicę na żółto-zielonego szeka z drugiej połowy zeszłego roku.

I tu nastąpił prawdziwy przełom – od chwili połączenia ptaki okazywały wobec siebie ogromną sympatię i pełne zgranie. Samiec często karmił partnerkę, która coraz częściej zaglądała do budki. Niestety wydarzyła się tragedia. Pewnego ranka, gdy przyjechałem rano na działkę zauważyłem trzepoczącą się u góry woliery samicę. Biedaczka powiesiła się za nogę na siatce i nie mogła uwolnić, prawdopodobnie wisząc tak przez całą noc. Po jej oswobodzeniu okazało się najgorsze – kończyna nieco powyżej stawu skokowego wisiała tylko na skrawku skóry. Po jego delikatnym przecięciu starannie zdezynfekowałem i opatrzyłem ranę. Jako hodowca byłem zdruzgotany. I tu kolejna moja uwaga, aby jak najdokładniej, przed zasiedleniem ptaków, sprawdzić w wolierze wszystkie zgięcia siatki, jej ewentualne podwójne nałożenia i miejsca przyczepu do konstrukcji nośnej. Jest to szczególnie ważne w przypadku gdy zleciliśmy komuś budowę pomieszczenia. Szybo jednak przestałem płakać nad rozlanym mlekiem i z pomocą kolegi, lekarza weterynarii, zająłem się zmaltretowaną samicą. Naszym głównym celem było ulżenie jej w cierpieniu i ułatwienie dalszego funkcjonowania. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że ptak ten kiedykolwiek będzie nadawał się jeszcze do rozrodu. Zrobiłem małe rozeznanie i dowiedziałem się, że możliwe jest zrobienie na zamówienie swoistej protezy, m.in.  dla papugi, która utraciła kończynę (konieczne jest jednak jej zdjęcie rtg oraz wycisk w specjalnej masie itp.). Zajmują się tym bardzo nieliczne, wysoce specjalistyczne lecznice weterynaryjne, które na co dzień zajmują się protezowaniem kończyn głównie psów i kotów. Mimo to, z powodów ode mnie niezależnych, postanowiłem działać doraźnie we własnym zakresie. W tym celu zrobiłem plastikowe łupki z kawałków przeciętej podłużnie cienkiej, plastikowej rureczki na tyle jednak mocnej, aby stanowiła dobre i stabilne oparcie dla ptaka. Następnie po dopasowaniu ich do kikuta dokładnie owinąłem całość wodoodpornym plastrem (bez opatrunku). Starałem się, aby koniec tworzył tępą powierzchnię umożliwiającą oparcie na takiej czy innej powierzchni.

Po dwutygodniowym przetrzymaniu samicy w klatce i upewnieniu się, że jej zdrowiu i życiu nie zagraża niebezpieczeństwo (brak zakażenia rany) połączyłem ją ponownie z samcem. Jakże miły był to widok – uradowany „koziołek” uroczo cieszył się z widoku swojej partnerki, obskakiwał ją dookoła, karmił, gaworzył itp. I tu znajomi hodowcy przestrzegali mnie złowrogo, że nic z tego nie będzie i że powinienem samicę poddać eutanazji (sic!), albo oddać do ptasiego azylu. Nawet bowiem jeśli złoży ona jaja to na 100% będą one niezapłodnione. Na domiar złego dwóch z nich opowiedziało mi o swoich przypadkach, jakie przed laty mieli w swoich hodowlach. Pierwszy z nich miał samicę rozeli królewskiej, która uchodziła za osobnika doskonale wręcz odchowującego potomstwo. Niestety pewnej nocy doznała bardzo poważnego urazu jednej z kończyn  którą wkrótce straciła niemal całą (kolega podejrzewa, że sprawcą był kot lub sowa, które musiały jakoś, przez niemałe oczka siatki, pochwycić kończynę). Para wszakże dalej gniazdowała, ale już nigdy żadne ze zniesionych jaj nie było zalężone. No tak, w przypadku, gdy samica nie może zachować koniecznej równowagi ciała podczas aktu płciowego jej zapłodnienie jest często niemożliwe. Drugi zaś hobbysta przywołał za przykład beznogą kanarzycę, która wcześniej miała u niego udane lęgi, a po utracie kończyny już nigdy nie została matką.

Wysłuchawszy tych wszystkich mało optymistycznych opowieści nie traciłem jednak nadziei. W ciągu miesiąca od feralnego urazu modrolotki przystąpiły do lęgu, a samica zniknąwszy w budce zaczęła składać jaja. Tak się złożyło, że ptaki przebywały w wolierze po wiewiórkach Hudsona i budka zawieszona była w trudno dostępnym dla opiekuna miejscu. Może to i lepiej, bo samica miała przez to całkowity spokój. I tu kolejna moja uwaga skierowana do hodowców, którzy są bardzo niecierpliwi. A co bezustannie zaglądają do budek, prześwietlają jaja niekiedy wielokrotnie i tylko płoszą ptaki, co (zwłaszcza u bardziej wymagających astryldów, przedstawicieli dzikiej awiofauny itp.) nierzadko doprowadza do porzucenia lęgu.

Wróćmy jednak do mojej pary. Samica wysiadywała jaja bardzo sumiennie. Jej partner przez cały czas ją dokarmiał, a gdy tylko wyszła na chwilę z budki natychmiast ożywiał się i wesoło do niej gaworzył. Wreszcie, po ponad 3 tygodniach zdecydowałem się na kontrolę gniazda. Nikt z moich znajomych nie wierzył, że zastanę w nim cokolwiek innego niż tylko niezapłodnione jaja. Prawda okazała się zupełnie inna. Ku mojej nieskrywanej radości zastałem cudowny widok czterech zdrowych, dorodnych piskląt. Trzy jaja były czyste, więc je przy okazji usunąłem. A zatem drodzy hodowcy, nie traćcie nadziei, gdy waszego ptaka spotka nieszczęście związane z utratą kończyny.

Zagrzebka Rachowa (Nothobranchius rachovii) – chów i rozród

Ta niezwykle piękna, niewielka ryba (dorasta do około 5 cm) jest o wiele rzadziej spotykana w akwariach niż zagrzebka afrykańska (Günthera) (Nothobranchius guentheri). Samiec jest większy i diametralnie jaskrawiej ubarwiony – wręcz emanuje kolorami (barwy mogą się różnić w zależności od miejsca pochodzenia). W naturze gatunek ten zasiedla dolny bieg rzeki Pungwe (okolice miasta Beira) – stąd pochodzi najbardziej popularna w akwarystyce forma oraz dorzecze Zambezi na terenie Mozambiku. Są to obszary astatyczne, zalewowe, bagienne, o zmiennym poziomie wody, zazwyczaj okresowo wysychające. W odpowiednich warunkach zagrzebki mogą dożyć w akwarium do niewiele ponad roku. Drugi człon nazwy gatunku został nadany na cześć Artura Rachowa (1884-1960), niemieckiego akwarysty i ichtiologa. W języku angielskim jego nazwa brzmi: Bluefin notho. W handlu pojawia się także forma albinotyczna. Przez pewien czas była też odmiana czarna, ale od 2010 r. naukowcy doszli do wniosku, że jest to inny gatunek – N. pienaari.

Warto wspomnieć jak na skomplikowanej drodze ewolucji omawiany gatunek doskonale przystosował się do niesprzyjających warunków środowiskowych (okresowe susze). Niestety ceną za to było znaczne skrócenie długości życia ryb (w naturze to kilka tygodni do góra 3-5 miesięcy). A życie ich wyznacza jeden nadrzędny cel – zdeponowanie na zewnątrz możliwie jak największej liczby gamet (jaj i plemników), które mają szansę na połączenie się. Im bardziej liczne będzie bowiem potomstwo, tym większa gwarancja na przetrwanie gatunku jako takiego. Wszystko bowiem wplecione jest tu w odwieczny rytm zmiennych okresów pogodowych w ciągu roku. Mianowicie w porze deszczowej tarlaki odbywają intensywne tarło niemal codziennie, a jaja są zagrzebywane w mule dennym (brak jakiejkolwiek opieki ze strony rodziców). Ten osobliwy wyścig z czasem trwa do ostatnich chwil życia ryb, czyli do momentu, gdy woda w danym zbiorniku nie wyschnie całkowicie. Wówczas giną wszystkie osobniki dorosłe, natomiast zarodki w jajach zdeponowanych w podłożu rozwijają się dalej bez przeszkód (warstwa osadów dennych dobrze chroni je przed palącym słońcem).

Taka strategia rozrodcza możliwa jest dzięki zjawisku zwanemu diapauzą. Jest to przerwa (zawieszenie) w rozwoju zarodka (anabioza), czyli stan okresowego wstrzymania jego funkcji życiowych (przemiany materii) do niezbędnego minimum. Co ciekawe, diapauzy są zazwyczaj dwie. Pierwsza pojawia się wtedy, gdy woda całkowicie wyparuje, a podłoże ma postać mulistego, pozbawionego tlenu błota. Rozwój zarodków zostaje wtedy po raz pierwszy zahamowany (na etapie gastrulacji), zwykle na kilka miesięcy. Dalszy rozwój zarodka następuje po dalszym wyschnięciu podłoża i powstania w nim rozstępów, dzięki którym do głębszych warstw zaczyna docierać powietrze atmosferyczne z życiodajnym tlenem.

Druga diapauza rozpoczyna się, gdy faza rozwoju embrionalnego jest już prawie ukończona. W naturze może ona trwać w naturze nawet ponad pół roku. Przerywają ją dopiero pierwsze opady deszczu, czyli miękka, pozbawiona zanieczyszczeń, natleniona i chłodniejsza woda. W podłożu zwiększa się wówczas nagromadzenie dwutlenku węgla. Wkrótce ze złożonych jaj zaczynają masowo wylęgać się larwy, a wraz z nimi – cała masa najróżniejszych mikroorganizmów, służących narybkowi za pierwszy pokarm. Zwykle jednak nie ze wszystkich jaj od razu wylęgają się larwy – część z nich wydostaje się z osłonek jajowych dopiero podczas drugiego lub kolejnego opadu deszczu. To przystosowanie zabezpiecza z kolei nowe pokolenie (i gatunek jako taki) przed całkowitą zagładą w przypadku nagłego powrotu suszy lub zbyt skąpych opadów, które uniemożliwiłyby potomstwu normalny rozwój i zdobywanie pokarmu. Gdy jednak wszystko układa się pomyślnie (brak anomalii pogodowych), następuje wspomniany już swoisty wyścig ryb z czasem. Narybek wyjątkowo szybko podejmuje żerowanie i dobrze odżywiony rośnie niemal „w oczach” (przemiana materii u gatunków sezonowych przebiega bardzo szybko). Według wielu autorów młode osobniki są zdolne do rozrodu już po około 4 tygodniach i wycierają się w akwariach niemal codziennie (tzw. ciągły cykl rozrodczy).

Z moich obserwacji wynika jednak, że ryby te, aby rzeczywiście w pełni nadawały się do rozrodu potrzebują co najmniej 2 miesięcy życia, a bywa że i dłużej. Wszystko bowiem zależy od materiału hodowlanego, którym dysponujemy oraz od warunków środowiskowych, a zwłaszcza temperatury wody i odpowiedniego żywienia. Osobniki rozmnażane dziś komercyjnie są niejednokrotnie nienajlepszej jakości hodowlanej, zwłaszcza samice (przygarbione, niewyrośnięte, cherlawe). Także z codziennym odbywaniem tarła przez zagrzebki może wcale nie być tak, jak to się powszechnie uważa i pisze. Zaobserwowałem, że mają one dłuższe lub krótsze okresy wyciszenia płciowego. Szczególnie samice, w jajnikach których komórki jajowe na skutek różnych czynników (zależnych lub niezależnych od hodowcy) nie dojrzewają tak szybko lub też dojrzewają, ale jest ich niewiele. W Internecie, podobnie jak w przypadku wielu innych karpieńcowatych można kupić także zapłodnioną ikrę do samodzielnego wylęgania.

W przypadku zagrzebki Rachowa substrat z ikrą można po raz pierwszy zalać po pełnych 3 miesiącach leżakowania. Wówczas jednak nie wszystkie larwy mogą opuścić osłonki jajowe i konieczne jest dalsze leżakowanie substratu (oczywiście po oddzieleniu narybku) i odsączeniu nadmiaru wody. Ponowne zalanie można poczynić po kolejnych 1-1,5 miesiąca. Niektórzy hodowcy rozpoznają moment, w którym należy zalać ikrę po wyraźnym rysunku oczu (ze srebrną obwódką) zarodków w jajach. Wylęg larw następuje zwykle po kilku godzinach, choć lepiej jest odczekać 1-2 dni.

Warunki chowu są podobne jak u zagrzebki afrykańskiej (Notobranchius guentheri):

Zagrzebka afrykańska (Notobranchius guentheri). Chów

oraz zagrzebca długopłetwego (Pterolebias longipinnis):

Zagrzebiec długopłetwy (Pterolebias longipinnis). Chów
Zasady rozmnażania są również takie same jak u wspomnianych dwóch gatunków – zagrzebki afrykańskiej oraz zagrzebca długopłetwego:

Zagrzebiec długopłetwy (Pterolebias longipinnis). Rozród

Nornik wschodni (Microtus fortis). Rozród

Do rozrodu norniki powinny przystępować po ukończeniu 4 miesięcy życia

Samiec jest nieco większy. Dobrze widoczne są u niego jądra, tworzące podskórne, ciemne uwypuklenia, a odległość między odbytem a prąciem jest znacznie większa. Dojrzałość płciową norniki osiągają w 6-7. tygodniu życia. Do rozrodu powinny przystępować jednak po ukończeniu 4 miesięcy życia. Wyborem miejsca i budową gniazda zajmuje się samica. W warunkach hodowlanych opiekun nie musi wstawiać do pomieszczenia drewnianej skrzyneczki, domku czy innej tego typu kryjówki.

Ciężarnej samicy hodowca powinien zapewnić jak najlepszy dobrostan

Samica rodzi bowiem młode najczęściej w gnieździe zrobionym bezpośrednio w ściółce. Ciąża trwa około 21 dni. Jest to szczególny okres w życiu samicy. Hodowca powinien zapewnić jej w tym czasie jak najlepszy dobrostan. Masa ciała zwierzęcia zwiększa się i wyraźnie wzrasta jego ostrożność i nerwowość. Niekiedy daje się także zaobserwować zmniejszoną aktywność, a nawet agresję w stosunku do współplemieńców lub opiekuna.

Dwudniowe oseski nornika wschodniego

Omawiane ssaki charakteryzują się wysoką płodnością i plennością – w miocie może być nawet ponad 10 młodych. Wielokrotnie jednak rodzi się ich tylko 2-4 (zwykle 5-6). Norniki to typowe gniazdowniki – ich potomstwo rodzi się nagie, ślepe, głuche, niedołężne i bezradne – wymaga czynnej opieki ze strony matki. Samiec zwykle nie bierze udziału w jego wychowie, ale nierzadko przebywa w gnieździe razem z samicą i młodymi.

Oseski w wieku 4 dni

Młode zaczynają widzieć około 12. dnia życia. Szybko rosną i samodzielne stają się po około miesiącu. Wtedy można odłączyć je od rodziców. W małym pomieszczeniu dorosły samiec często okazuje agresję wobec starszych synów. W praktyce możliwych jest 6 miotów w roku, ale nigdy nie wolno do tego dopuszczać. Samice, które rodzą kilka razy pod rząd szybko się bowiem wyczerpują i krótko żyją.

Młode w wieku 7 dni

Podobnie jak i u innych gryzoni tak i tu występuje tzw. ruja poporodowa, która ma miejsce zwykle kilka do kilkudziesięciu godzin po wydaniu na świat potomstwa. Jej skuteczność jest różna, ale zwykle sięga około 70%. Zapłodnienie samicy wkrótce po porodzie jest dopuszczalne, ale tylko wówczas gdy jest ona w dobrej kondycji, a urodzony przez nią miot nie jest zbyt licznym i którymś z kolei.

Samica przenosząca oseski

U gniazdowników dość częsty jest kanibalizm, czyli zjadanie noworodków przez zazwyczaj samicę. Powodem tak skrajnego zachowania jest przede wszystkim stres. Nie należy zatem zbyt często zaglądać do gniazda, dotykać młodych (obcy zapach), zmieniać w tym czasie wystroju klatki, ani nawet wymieniać ściółki itp.

Kanibalizm u gryzoni może mieć wiele przyczyn

Kanibalizm może być także wynikiem braku wody do picia, skąpego żywienia (niedobór białka) lub, szczególnie w naturze, poczucia zagrożenia spowodowanego, np. silną presją drapieżników, niebezpiecznymi zdarzeniami, jak pożar, powódź, susza itp. Samica zjada wówczas potomstwo, aby móc alokować energię w wydanie na świat kolejnego miotu.

Odchowany miot czterech młodych w wieku 3 tygodni

Matka może również instynktownie pożerać chore lub słabe osobniki, dokonując jednocześnie selekcji naturalnej i dostarczając swemu produkującemu mleko organizmowi cennego białka. W czasie odchowu młodych samicy należy więc zapewnić ciszę i spokój oraz ustronne miejsce na gniazdo. Im liczniejszy miot, tym noworodki mają niższą masę urodzeniową i są słabsze. Te ostatnie z powodu ograniczonego dostępu do sutek i pokarmu często giną.

Bardzo liczny miot – należy zawczasu zastanowić się nad źródłem zbytu potomstwa

U opisywanego gatunku można podkładać nadliczbowe oseski innym samicom, mającym mniej liczne, ale będące w podobnym wieku mioty, choć w hodowli amatorskiej rzadko jest to możliwe. Także nie ma tu praktycznego zastosowania tzw. karmienie regulowane, które polega na naprzemiennym (co 2-6 godzin) dopuszczaniu do samicy raz silniejszych, a raz słabszych młodych.

 

Dobrze utrzymane młode osobniki mają połyskującą okrywę włosową i nie są wychudzone, ani zapasione

W swojej ojczyźnie norniki wschodnie uważane są za groźnych szkodników upraw rolnych. Z drugiej jednak strony stanowią poważne źródło pokarmu dla drapieżnych ssaków i ptaków. Wykorzystuje się je także w placówkach badawczych jako zwierzęta laboratoryjne. U omawianych gryzoni brak jest odmian (mutacji) barwnych. Co najwyżej spotyka się lokalne podgatunki.

Nornik wschodni to gryzoń przyjazny i sympatyczny

O wszelkich kwestiach związanych z chowem norników wschodnich proszę kliknąć w link poniżej:

Nornik wschodni (Microtus fortis). Chów

Bojownik bezbronny (Betta imbellis). Chów i rozród

Ta niezwykle piękna ryba jest blisko spokrewniona z bojownikiem wspaniałym zwanym też syjamskim (Betta splendens, ang. Siamese fighting fish) i należy oczywiście do rodziny guramiowatych (Osphromenoidae). Obydwa gatunki mają identyczny wręcz behawioryzm godowy, ale różni je zachowanie w okresie spoczynku płciowego, temperament oraz wygląd zewnętrzny. Bojownik bezbronny zwany jest także karłowatym, spokojnym lub niebieskim. Nazwa omawianego gatunku w języku angielskim to: Peaceful Betta, Crescent Betta. Jego ojczyzną jest Malezja – pierwotnie okolice Kuala Lumpur (zwykle płytkie, szybko nagrzewające się, mętne i ubogie w tlen zamulone i błotniste rozlewiska, pola ryżowe, rowy melioracyjne, bagna, mokradła, stawy i cieki o leniwym nurcie itp.). Gatunek ten rozprzestrzenił się jednak na inne rejony Azji i można go spotkać m.in. w Singapurze, południowych rejonach Tajlandii, na Sumatrze. Bywa znajdowany także w przybrzeżnych wodach słonawych. W akwarium dorasta do około 4,5 cm i ma o wiele krótsze płetwy niż bojownik wspaniały (zwłaszcza płetwa ogonowa jest charakterystycznie łagodnie, półkoliście zaokrąglona). W niewoli, prawidłowo pielęgnowany, dożywa 3-4 lat.

U omawianego gatunku behawior poza godowy, w okresie spoczynku płciowego, jest w powszechnej opinii odmienny od reprezentowanego przez bojownika syjamskiego. Czy jednak aż tak bardzo zachowania obydwu taksonów różnią się od siebie? Przede wszystkim bojowniki bezbronne można utrzymywać w jednym zbiorniku nie dość, że w grupach, to jeszcze w konfiguracji obupłciowej. Samce mogą co prawda być wobec siebie okazjonalnie szorstkie, ale ewentualne niesnaski między nimi nie są nasilone (lub raczej, nie przybierają zbytnio na sile), absolutnie bezkrwawe i nie zagrażają ich zdrowiu ani życiu, o ile (to ważne!) zbiornik jest odpowiedniej wielkości i prawidłowo urządzony (samice mogą się jedynie przeganiać lub rzadziej, całkowicie ignorować). W innym wypadku prześladowany osobnik może nie wytrzymać ciągłej presji i zakończyć swój żywot. Także sytuacja, gdy w akwarium mamy dwa samce i jedną samicę nie wróży spokoju – wówczas terytorializm i walki są nieuniknione między rywalami, a słabszy osobnik jest gnębiony przy każdej okazji.

Behawior godowy jest natomiast bardzo podobny u obydwu wspomnianych gatunków. Mleczak umieszczony ze zbyt młodą lub niegotową do tarła ikrzycą w małym, słabo obsadzonym roślinami zbiorniku może łatwo zagonić ją na śmierć. Obserwowałem także agresję samca wobec partnerki, z którą właśnie odbył tarło, bądź też usiłował ją zagonić pod pieniste gniazdo jeszcze w trakcie jego budowy. A zatem, polemizowałbym tutaj dość mocno z tezą stawianą przez wielu autorów jakoby omawiany gatunek jest do tego stopnia łagodny, że aż bezbronny, a agresja u niego jest szczątkowa i niemal nie występuje. Moim zdaniem, owszem jest ona znacznie mniej nasilona niż u bojownika wspaniałego, ale jednak w określonych sytuacjach może przybrać ba sile. Jej ewentualne negatywne skutki zależą natomiast w dużej mierze od warunków środowiskowych w jakich utrzymywane są ryby. Powyższe przykłady to dowód na agresję wewnątrzgatunkową, a jakie jest zachowanie bojoników bezbronnych wobec innych taksonów w tym samym akwarium? Otóż, nigdy nie zaobserwowałem, aby kiedykolwiek zaatakowały one przedstawiciela innego gatunku [w tym bardzo małego (razbory z rodzaju Boraras czy podrośnięty narybek głowaczyka barwnego] i to nawet w okresie okołotarłowym (tu jednak ciężko to potwierdzić na 100%, gdyż inne ryby i tak trzymały się z daleka od godującej pary i ich gniazda). Mimo to uważam, że tytułowy bohater raczej nie nadaje się do utrzymywania w zbiorniku towarzyskim. Bojowniki będą w nim tylko wegetowały, a ich naturalny behawior będzie tłumiony i mocno zaburzony. Można jednak bardzo starannie dobrać obsadę akwarium, która będzie gwarantowała dobre samopoczucie wszystkich współmieszkańców. W charakterze ryb towarzyszących zalecałbym tu przede wszystkim niewielkie gatunki azjatyckie, jak małe razbory, bocje, brzanki i dania, piskorki, cierniooczki, kardynałki chińskie, przeźroczki indyjskie, jak również przedstawicieli innych biotopów, np. stadne kąsaczowate, zbrojniki itp.

Dla kilku osobników omawianego gatunku wystarcza około 60 l zbiornik, najlepiej długi i niski. Preferowane jest przytłumione światło, stąd nie może zabraknąć licznej roślinności pływającej (najlepsze, moim zdaniem to: pistia rozetkowa, różdżyca rutewkowa, limnobium gąbczaste). Należy uważać jednak na ekspansywny rozrost tych ostatnich – trzeba regularnie ograniczać ich ilość, bowiem bojowniki oddychają (za pomocą narządu błędnikowego, czyli labiryntu) powietrzem atmosferycznym i muszą mieć stale nieskrępowany dostęp do powierzchni wody. Ponadto zbiornik powinien być dobrze zarośnięty gatunkami podwodnymi. Z elementów dekoracyjnych możemy wykorzystać: zatopione liście (bukowe, dębowe, migdałecznika), gałęzie i korzenie, łupiny kokosu, lignity, bambusowe łodygi itp. Oczywiście akwarium powinno być szczelnie przykryte jako że ryby te są dość skoczne oraz ze względu na fakt, iż powietrze nad wodą powinno być ogrzane i tworzyć specyficzny mikroklimat (różnica między temperaturą wody i powietrza nad nią nie może być większa niż 2-3°C). W przeciwnym razie grozi to przeziębieniem błędnika, co zwłaszcza u młodych osobników prawie zawsze kończy się śmiercią.

Optymalne parametry fizyko-chemiczne wody to: twardość ogólna do 12°n (średnio twarda), odczyn lekko kwaśny do lekko zasadowego (pH 6,5-7,5) i temperatura około 25°C. Niemniej do chowu wystarcza zwykła woda wodociągowa, jej odczyn z powodzeniem może być nawet zdecydowanie kwaśny (pH 5,5-6), a ciepłota wahać się od 21-26°C. Ponadto woda powinna być filtrowana (wystarcza tu spokojnie działający gąbkowy filtr wewnętrzny), regularnie podmieniana (15-20%/tydzień) i znajdować się co najwyżej w lekkim, subtelnym ruchu. Jako podłoża używamy najlepiej drobnego żwirku o ciemnym odcieniu. Bojowniki z rodzaju Betta bardzo dobrze czują się także w paludariach, w których rośliny nabrzeżne uprawiane są np. w systemie hydroponicznym. Żywienie bojowników jest bezproblemowe. Trzeba tylko pamiętać, że są to generalnie mięsożerni  drapieżcy, stąd podstawą ich diety powinna być karma pochodzenia zwierzęcego, mrożona lub żywa. Pokarmy zaś suche muszą mieć wysoką zawartością białka.

Dymorfizm płciowy jest dobrze zaznaczony. Samiec jest nieco większy, znacznie barwniejszy i ma dłuższe płetwy nieparzyste. U dorosłej, o wiele skromniej ubarwionej ikrzycy (brązowo-szara) widać czasami dwie podłużne, ciemne pręgi po bokach ciała. Choć mleczaki z różnym rejonów geograficznego występowania mogą się nieco różnić kolorystyką to generalnie w okresie godowym barwami dominującymi są u nich niebiesko-granatowa (lśniąca, niekiedy z zielonkawym połyskiem) oraz czerwono-bordowa (rysunki na płetwach ogonowej, odbytowej oraz brzusznych). W tym czasie również samica przybiera szatę godową, choć oczywiście nie tak efektowną jak u samca (niemniej czasami zdarzają się wyjątki). W czasie spoczynku płciowego ubarwienie omawianych ryb mocno blednie. Ta cecha także odróżnia je od bojownika wspaniałego, którego jaskrawe barwy nie zależą (lub zależą w małym stopniu) od okresu godowego.

Tarło i technika jego przeprowadzania są takie same jak u Betta splendens, o czym można przeczytać w poniższym wpisie. Bojownik bezbronny jest jednak mniej płodny – z jednego tarła uzyskuje się zwykle kilkadziesiąt do stu kilkudziesięciu jaj, choć bywa, że zaledwie 30-40.

Bojownik wspaniały (Betta splendens). Rozród

Bystrzyk pięknopłetwy (Hyphessobrycon pulchripinnis) – chów i rozród

Ta niewielka (dorasta do około 4 cm) rybka należąca do rodziny kąsaczowatych (Characidae) zwana jest także bystrzykiem cytrynowym, tetrą cytrynową lub po prostu cytrynką. Jej nazwa w jęz. angielskim brzmi zaś: Lemon Tetra. Najbardziej prawdopodobną (bo wciąż toczy się dyskusja w tej sprawie), pierwotną ojczyzną gatunku jest dolne dorzecze Amazonki, w tym dopływy Rio Curua do Sol, a także dolne i środkowe dorzecze Rio Tapajos. U bystrzyka pięknopłetwego nie tylko płetwy są atrakcyjnie, kontrastowo ubarwione (żółte i czarne rysunki), ale uwagę zwraca także rubinowo-czerwona (względnie pomarańczowo-czerwona) górna połowa tęczówki oka (pięknie opalizuje w świetle słonecznym). Miejscami półprzezroczyste ciało ryby jest bocznie spłaszczone i umiarkowanie krępe. Wyhodowano również odmianę albinotyczną. Czasami w handlu pojawia się także forma pomarańczowo-czerwona. Tu jednak nie można z całą pewnością stwierdzić, że jest to ten sam gatunek.

Cytrynki to ryby stadne, stąd powinno się utrzymywać je w grupie złożonej z co najmniej 6, a najlepiej kilkunastu osobników. Im będzie ich więcej, tym lepsze będzie samopoczucie i dobrostan ryb i mniejsza ich płochliwość. Są umiarkowanie ruchliwe (często „zawisają” w toni lub wśród roślinności dryfując i strzygąc od czasu do czasu płetwami) i mają łagodne, towarzyskie i spokojne usposobienie. Dlatego też doskonale nadają się do zbiornika zespołowego. Nigdy nie zauważyłem, aby kiedykolwiek atakowały, np. współmieszkańców o wydłużonych płetwach lub podgryzały miękkie, młode części roślin, jak sugerują niektórzy autorzy. Samce mogą oczywiście ze sobą konkurować o względy samic i miejsce w hierarchii grupy – prezentują wówczas pozy grożące, napinają płetwy i charakterystycznie uderzają (biją) w siebie z impetem. Niesnaski owe nie są jednak groźne dla zdrowia ryb, a tym bardziej życia. W większym stadzie bystrzyki uchodzą za prawdziwą ozdobą zbiornika, w którym zajmują głównie strefę środkową i przydenną. Znakomicie koegzystują ze skalarami, paletkami, małymi pielęgniczkami z AP i innymi kąsaczowatymi, zbrojnikami, kiryskami, drobnoustkami, piskorkami oraz wieloma innymi, spokojnymi gatunkami.

Bystrzyk pięknopłetwy to gatunek bardzo plastyczny pod względem zdolności przystosowawczych do zmiennych parametrów fizyko-chemicznych wody. Do chowu w zupełności wystarcza tu zwykła, wodociągowa (odstana), o twardość ogólnej do 18°n, odczynie kwaśnym do umiarkowanie zasadowego (pH 5,5-8,0) i temperaturze 23-25°C. Zbyt wysoka ciepłota wody utrzymywana przez długi czas skraca rybom życie, wydelikaca je i nie sprzyja ich ewentualnemu rozmnażaniu w przyszłości. Z drugiej jednak strony w chłodnej wodzie ubarwienie cytrynek blednie, a one same stają się mało ruchliwe, wręcz osowiałe. Podobne zachowanie obserwowałem u osobników przetrzymywanych w zbyt małym akwarium. W takich warunkach ryby zupełnie nie tworzą stada, a częściej przebywają w rozproszeniu, nierzadko pojedynczo.

Wystrój zbiornika jest bardzo ważny, gdyż od niego zależy prawidłowy behawior omawianych ryb. Przede wszystkim powinien być on dobrze zarośnięty różnorodną roślinnością, ale z pozostawieniem sporo wolnej przestrzeni do swobodnego pływania. Bystrzyki bardzo lubią miejsca ustronne, nieco przysłonięte, np. przez korzenie, zatopione gałęzie, łupiny kokosu, liście itp. Lustro wody powinno być częściowo przykryte przez roślinność pływającą, która tonowałaby zbyt silne oświetlenie. Barwy ryb podkreśla także ciemne podłoże – najlepiej drobny żwirek. Dla kilkunastu osobników trzeba przeznaczyć akwarium o pojemności co najmniej 80 l. Cytrynki są wszystkożerne a pokarm musi być jedynie dostosowany do wielkości ich otworu gębowego. U mnie ze szczególną ochotą pobierały zawsze drobny, markowy granulat dla ryb żyworodnych, kawałkowane rureczniki oraz zooplankton.

Dymorfizm płciowy jest dość słabo zaznaczony, a płeć najpewniej można ustalić u osobników dorosłych. Samiec jest nieco jaskrawiej ubarwiony i smuklejszy (przez co wydaje się też mniejszy). W oczy rzuca się zwłaszcza intensywniejszy, żółto-czarny kontrast na płetwach grzbietowej i odbytowej. W praktyce, przy odróżnianiu płci należy zwracać uwagę przede wszystkim na krawędź płetwy odbytowej, która u samca jest grubsza i intensywniej czarna, a przez to bardziej widoczna. Niemniej u cytrynek panuje określona hierarchia w stadzie i podległy samiec może w obecności dominanta prezentować ubarwienie typowe dla samicy. Dojrzała do rozrodu ikrzyca ma zdecydowanie bardziej wypukłą partię brzuszną.

Jako typowe kąsaczowate bystrzyki pięknopłetwe zupełnie nie opiekują się ikrą, którą w czasie tarła rozrzucają bezładnie wśród miękkolistnych roślin (gatunek fitofilny). Chętnie przy tym ją zjadają. Do spontanicznego tarła może dochodzić także w akwarium ogólnym, o ile nie jest ono przerybione i ma bogatą szatę roślinną. W tym czasie dominujący samiec jest najintensywniej ubarwiony. Może on także przejawiać zachowania terytorialne, dopuszczając na swój rewir dojrzałe do rozrodu samice. Częściej jednak ryby po prostu trą się w jakimkolwiek miejscu, które uznają za odpowiednie. Nie zaobserwowałem natomiast, aby tworzyły się jakieś bardziej sympatyzujące ze sobą pary, jak ma to miejsce u niektórych innych gatunków z tej rodziny, np. u zwinnika jarzeńca (Hemigrammus erythrozonus). Oczywiście, jeśli w zbiorniku będzie tylko pięć bystrzyków, w tym trzy samice, to może się zdarzyć, że dominant będzie preferował którąś bardziej niż inne. Jeśli bystrzyki są same w większym, obficie zarośniętym zbiorniku to niekiedy udaje się samoistny wychów kilku osobników młodocianych. Nie zdarza się to jednak często, gdyż mało kto utrzymuje cytrynki w akwarium gatunkowym i to jeszcze odpowiednio urządzonym. Osobiście bardzo do tego zachęcam, gdyż wówczas będziemy mogli obserwować prawdziwy behawior omawianych ryb.

Raczej nie polecam rozdzielania osobników rodzicielskich przed tarłem na 7-10 dni, jak to się niekiedy praktykuje u innych gatunków. Po osiągnięciu dojrzałości płciowej bystrzyki pięknopłetwe są bowiem w stałej praktycznie gotowości do rozrodu. Oczywiście tylko wówczas, gdy utrzymywane są w optymalnych warunkach środowiskowych, obejmujących także urozmaicone żywienie, zwłaszcza żywym pokarmem. Wówczas dojrzały mleczak może trzeć się z dojrzałą w danym momencie samicą okresowo nawet codziennie (wtedy jednak znacząco spada procent zapłodnionych jaj). Co ciekawe, zbadano, że samica może owulować co 4 dni i że średnio potrzeba 23 pojedynczych aktów płciowych, aby pozbyła się ona zapasu dojrzałej ikry. Niemniej w przeciętnym akwarium cytrynki mają dłuższe lub krótsze okresy wyciszenia płciowego. Obserwowałem także zbiorniki, w których ryby w ogóle nie podejmowały godów, nawet mimo wydawałoby się sprzyjających ku temu warunków. Przyczyn takiego stanu rzeczy może być wiele. Jedno jednak jest pewne, że najlepsze osobniki rodzicielskie to ryby wychowane przez nas samych lub zaprzyjaźnionego hodowcę amatora i od małego utrzymywane w chłodniejszej wodzie (19-23°C). Co prawda ryby są wtedy gorzej ubarwione, a nierzadko mniej ruchliwe, ale znacznie chętniej podchodzą potem do tarła w odpowiednich rzecz jasna warunkach środowiskowych.

Tarło najlepiej jest przeprowadzić w oddzielnym zbiorniku hodowlanym o pojemności 15-20 l, z rusztem ikrowym na dnie (lub warstwą szklanych kulek, a nawet sztucznej trawy) i rozłożonymi na nim kępami uprzednio odkażonych (najlepiej pochodzących ze zbiornika, w którym nie ma żadnych zwierząt) miękkolistnych roślin (idealne do tego celu są wszelkie mchy), bądź kłęby włóczki, przędzy. Także powierzchnia wody powinna być co najmniej w połowie przysłonięta przez roślinność pływającą (paprocie, limnobium, luźno unoszący się w toni rogatek lub wywłócznik). Woda powinna być w miarę miękka (do 6°n), lekko kwaśna (pH 6,2-6,5), odstana i idealnie przezroczysta, o temperaturze 26-27°C. Wystarcza mały filtr gąbkowy bez obudowy lub napędzany brzęczykiem, bądź tylko drewniana (lipowa) kostka napowietrzająca, dająca bardzo drobne bąbelki powietrza. Dobrze odkarmiona samica może złożyć ponad 200 jaj, choć zwykle jest ich kilkadziesiąt do co najwyżej stu kilkudziesięciu.

Tarło można przeprowadzać parami, haremowo (samiec x 2-4 samic) lub w grupach z przewagą samic. Do zbiornika hodowlanego tarlaki wpuszczamy późnym popołudniem. Tarło następuje zwykle już następnego dnia, rankiem zaraz po wschodzie słońca. Nie wszystkie jednak samice nadają się do tarła z uwagi na często występujące u nich zapieczenie ikry w jajnikach. Do tego niekorzystnego stanu dochodzi u omawianego gatunku wcale nierzadko (obserwacje własne). Wówczas ryba nie jest w stanie uwolnić do środowiska zewnętrznego jaj lub też składa niewielką ich liczbę. Do powyższej patologii doprowadza, m.in. zbyt długie rozdzielanie tarlaków przed tarłem (jeśli już, to moim zdaniem nie powinno ono trwać dłużej niż 4-5 dni). Osobiście nigdy nie obserwowałem u cytrynek samoistnego zrzucania ikry, stąd tendencja do jej „zapiekania się”, być może z tego właśnie powodu jest u nich częstsza.

Zarodki w jajach a także wylęg są wrażliwe na światło, stąd po tarle zbiornik hodowlany należy zaciemnić (niektórzy hodowcy robią to już na krótko przed tarłem lub na samym jego początku). Larwy wylęgają się po 24-36 godzinach i po kolejnych 5 dobach wylęg zaczyna pływać. Najlepszym pierwszym pokarmem dla narybku jest tzw. pył, czyli larwy oczlików, wrotki i pierwotniaki (wyhodowane wcześniej na pożywkach organicznych lub z preparatów handlowych). Naprzemiennie z pokarmem żywym można (od samego początku) podawać także karmę mrożoną (moina, wrotka, bosmina, potem oczlik) oraz suchą – markowe prestartery dla narybku ryb jajorodnych (np. typu fluid lub pyliste). Starszy narybek (8-10 dni) przyjmuje już najdrobniejsze larwy solowca, nicienie mikro. Trzytygodniowy zaś – starannie miażdżone i doskonale wcześniej przepłukane rureczniki, drobniutki zooplankton itp. Po miesiącu młode powinny mierzyć około 1 cm. Przez cały czas odchowu potomstwa konieczne jest dbanie o dobrą jakość wody. Przede wszystkim chodzi tu o regularne jej podmiany połączone z każdorazowym oczyszczaniem dna z wszelkich resztek organicznych. Do zbiornika z podrośniętym narybkiem dobrze jest też wpuścić kilka małych (około 1 cm) zbrojników lub ślimaków, które znakomicie pomogą nam w tym zadaniu. W miarę wzrostu, który jest nierównomierny, osobniki młodociane należy segregować pod względem wielkości (osobiście nie obserwowałem aktów kanibalizmu, ale … ) i przekładać do większych zbiorników odchowalni.

Więcej na temat omówionego gatunku można przeczytać w artykule Huberta Zientka pt. „Bystrzyk pięknopłetwy (Hyphessobrycon pulchripinnis) – chów i rozród w akwarium”, Magazyn Akwarium: 2022, 2 (192), s. 20-29.

Myszoskoczka okularowa, myszoskoczka Cheesmana (Gerbillus cheesmani)

Ten należący do podrodziny myszoskoczków i rodziny myszowatych (Muridae) gryzoń (Rodentia) w naturze zamieszkuje suche, piaszczyste, miejscami kamieniste, ubogie w roślinność równiny Półwyspu Arabskiego oraz Bliskiego Wschodu (po południowo-zachodni Iran). Nazwa gatunki w języku angielskim to: Cheesman’s Gerbil. Został on odkryty przez angielskiego wojskowego, badacza i ornitologa Roberta E. Cheesmana (1878-1962). Jego zaś rodak, zoolog Oldfield Thomas (1858-1920) dokonał pierwszego opisu naukowego ssaka w 1919 roku. Pod względem ochrony jest on obecnie określany jako takson najmniejszej troski. Dożywa do około 4 lat. Gerbila okularowa jest często mylona z myszoskoczką jasną (Gerbillus perpallidus), myszoskoczką synajską (Gerbillus floweri), pochodzącymi z północnego Egiptu (przez jednych badaczy uznawane za odrębne gatunki, a przez innych za podgatunki) lub też z myszoskoczką małą (Gerbillus gerbillus) z północnej Afryki. Ponadto w obrocie handlowym istnieje cała masa rozmaitych krzyżówek, stąd czysty gatunek jest dziś praktycznie trudno dostępny.

Charakterystyczne cechy wyglądu zewnętrznego ssaka to, m.in.: piaskowo-brązowo-pomarańczowe ubarwienie miękkiej, jedwabistej i gęstej okrywy włosowej (pozwala w naturze dobrze wtopić się w otoczenie) z dużo jaśniejszym, białym, względnie biało-kremowym podbrzuszem (umożliwia odbijanie ciepła emitowanego przez nagrzane podłoże. W podobnym kolorze jest także część twarzoczaszki, szczególnie nad oczami, za uszami i po bokach oraz od spodu pyszczka), duże, dość wypukłe, czarne oczy (zapewniają dobre widzenie w nocy), sterczące, całkiem spore, bezwłose, cieliste uszy, jasno owłosione podeszwy stóp (dzięki nim możliwe jest bieganie po gorącym piachu), dość wąski pyszczek z długimi włosami czuciowymi (wibrysami) oraz długi (pomaga zachować równowagę ciała, np. w czasie ucieczki), nieowłosiony ogon (może być zakończony małym pędzelkiem z nielicznych włosów). Myszoskoczka okularowa osiąga masę ciała rzędu 35-50 g i dorasta przeciętnie do niewiele ponad 20 cm z czego na ogon przypada sporo ponad połowa.

Gryzoń ma doskonały słuch – wyłapuje dźwięki o bardzo niskiej częstotliwości. Potrafi skakać i dość szybko biegać (kończyny miedniczne są dobrze umięśnione). Prowadzi głównie nocny tryb życia, ale w odpowiednio urządzonym terrarium wykazuje okresowo mniejszą lub większą aktywność także za dnia. Są to ssaki stadne, bardzo towarzyskie, niezwykle ciekawskie i mało płochliwe, a co więcej bardzo ufne, przyjazne i łagodne wobec człowieka (łatwo się oswajają, można je głaskać, brać na ręce itp.). Są bardzo czyste, uwielbiają kąpiele w drobnym pyle piaskowym (jak szynszyle). Z uwagi na swe pochodzenie należą do taksonów dość ciepłolubnych, ale w normalnych warunkach domowych nie wymagają zwykle dogrzewania. Nie zapadają w sen zimowy. Nie zauważyłem, aby myszoskoczki jakoś szczególnie mocno zgryzały przedmioty wyposażenia klatki/terrarium, ani nadmiernie gromadziły pokarmu w kryjówkach (co obserwowane jest często w naturze). Z upodobaniem natomiast przekopują ściółkę, zwłaszcza gdy jest ona grubsza (8-10 cm). W naturze kopią płytsze lub głębsze (na kilkadziesiąt cm) nory, często rozgałęzione (kolonie), w których spędzają upały dnia, a nocą wychodzą na żer. Po schronieniu się pod ziemią wejście (może ich być 3-5 z czego zwykle 1 lub 2 są używane na co dzień) do nory jest zasypywane piaskiem w celu ochrony przed drapieżnikami oraz stratami wilgoci.

Najlepiej sprawdza się utrzymanie gerbili systemem haremowym, choć można także trzymać je parami lub w grupach rodzinnych, nigdy zaś pojedynczo. Są bardzo odporne na brak wody, której na każde 50 g masy ciała zużywają dziennie jedynie około 2,5 ml. Są w stanie wykorzystać wodę wyłącznie z porannej rosy i bardzo oszczędnie nią gospodarować – z przewody pokarmowego maksymalnie odsączana jest woda. W wyniku tego odchody są suche (odwodnione), a mocz skąpy i zagęszczony, rzadko przy tym oddawany (pojedyncza mikcja to dosłownie kilka kropel). Dzięki temu omawiane gryzonie nie wydzielają tak dużo nieprzyjemnego zapachu, jak np. myszy, szczury lub chomiki. Jest to niewątpliwie ich dużą zaletą przy chowie w domu/mieszkaniu.

Gerbile można utrzymywać w metalowej klatce o rozstawie prętów 1,5 cm, terrarium lub pustym akwarium szczelnie przykrytym drobną siatką. Pomieszczenie dla pary powinno mieć wymiary co najmniej 70×30×40 cm. Należy wyposażyć je w rozmaite kryjówki (np. mały domek ze sklejki o wymiarach 20×15×15 cm, wyszczerbiona doniczka, łupiny kokosu, rurki z PCW lub korka, gałęzie, drabinki, tunele, kołowrotek o litych ścianach itp. Ściółka powinna mieć grubość minimum 8 cm. Co 2-3 dni, na kilkadziesiąt minut udostępniamy gryzoniom naczynie ze specjalnym piaskiem/pyłem do kąpieli (np. małą kulę akwarystyczną). Można też bardziej naturalistycznie urządzić pomieszczenie, aby jego wystrój przypominał np. suchy step – z grubą warstwą piasku zmieszanego z torfem i odpylonymi trocinami, kilkoma kamieniami i korzeniami, wiechciami suchych traw, turzyc, trzciny itp. Generalnie grupa myszoskoczek współżyje ze sobą bardzo zgodnie. Rzadko zdarzają się niesnaski (w tym gonienie i podgryzanie się) pomiędzy osobnikami, zwłaszcza samcami zamieszkującymi w tym samym pomieszczeniu. Dochodzi do nich szczególnie wówczas, gdy zwierzęta utrzymywane są w zbyt dużym zagęszczeniu.

Jest to gatunek wszystkożerny ze znaczną przewagą w diecie karmy roślinnej. Oprócz typowych mieszanek i granulatów dla gryzoni roślinożernych, siana i suszy gryzoniom podajemy od czasu do czasu karmę pochodzenia zwierzęcego, np. odrobinę twarogu lub jaja ugotowanego na twardo, owady karmowe, suchy granulat dla psów i/lub kotów. Dość niechętnie natomiast zjadane są zielonki i owoce, które podajemy najwyżej co kilka dni i w małych ilościach. Zdecydowanie bardziej preferowane są warzywa (marchew, burak itp.), ale również w małych ilościach. Nieprawidłowo żywione myszoskoczki, zwłaszcza dietą wysokokaloryczną, łatwo się otłuszczają. Wówczas nierzadko dochodzi do zaburzeń płodności oraz do groźnego dla zdrowia i życia zwierząt stłuszczenia wątroby.

U samca odległość między odbytem i ujściem cewki moczowej jest znacznie większa. Dobrze widoczne są także jądra w worku mosznowym u osobnika dorosłego. Dojrzała samica jest zwykle nieco masywniejsza. Dojrzałość płciową gerbile osiągają w wieku 14–15 tygodni, ale do rozrodu należy przeznaczać osobniki co najmniej 4-5-miesięczne.

Samica ma ruję kilka razy w roku (gatunek poliestryczny). Ciąża trwa około 21 dni. W miocie rodzi się zwykle 3–5, rzadziej 6-8 młodych. Masa ciała noworodka wynosi niewiele ponad 2 g. Są to typowe gniazdowniki – rodzą się nagie, ślepe, głuche i bezradne. Młode zaczynają widzieć po mniej więcej 15 dniach. W opiece nad nimi może pomagać także starsze rodzeństwo. Odsadzamy je po 3–4 tygodniach. Niekiedy, choć rzadko, zdarzają się przypadki kanibalizmu lub porzucania potomstwa. Spowodowane są one najczęściej nadmiernym ingerowaniem ze strony hodowcy (częste sprawdzanie gniazda, branie noworodków w ręce, przekładanie itp.).

Z uwagi na wspomnianą łagodność celem przeniesienia zwierzęta można łatwo podebrać od dołu obiema rękami i przykryć od góry kciukami. Można także delikatnie chwycić palcami jednej ręki za skórę na karku. Wreszcie możliwe jest trzymanie ich na otwartej dłoni i delikatne przytrzymywanie palcami drugiej ręki za nasadę ogona. Nigdy nie łapiemy myszoskoczków bezpośrednio za ogon, gdyż mają one zdolność do zrzucania z niego skóry w odruchu obronnym. Na odsłoniętych tkankach nierzadko powstają wówczas rany, które łatwo mogą ulec zakażeniu. Bywa, że dochodzi do naderwania połączeń więzadłowych kręgów ogonowych, co kończy się interwencją weterynaryjną i bywa, że konieczna jest amputacja ogona.






					

Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis) i nie tylko, cz. II. Rozród

Do przeprowadzenia tarła wystarcza zbiornik o pojemności 30-40 l. Napełniamy go odstaną wodą wodociągową (względnie przegotowaną) do wysokości 15-20 cm. Na przystąpienie tarlaków do rozrodu stymulująco działa już samo ich odosobnienie oraz świeża woda, często nawet bez podwyższania jej temperatury (optymalnie powinna ona wynosić 25-27°C). Samica musi mieć zapewnione jakieś kryjówki w postaci kępy roślin, korzenia itp., a w razie ataku ze strony samca i realnego zagrożenia jej zdrowia i życia – być czym prędzej odłowiona ze zbiornika tarliskowego.

Więcej o wielkopłetwach pisałem wcześniej tu:

Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis) i nie tylko, cz. I. Chów
Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis). O chowie i rozrodzie c.d.
Wielkopłetw czarny (Macropodus spechti)
Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis). Rozród
Macropodus opercularis odmiana czerwona

Kanarek floreński, czyli rasa Fiorino

Prace hodowlane nad utworzeniem tej pięknej, posturalnej, kształtnej rasy podjęto we Włoszech w latach 80-tych ub. w. Pod ich koniec rasa oficjalnie została uznana przez Międzynarodową Konfederację Ornitologiczną (COM). Do jej tworzenia użyto bezsprzecznie przedstawicieli głównie dwóch innych ras – glosterów i kędzierzawego północnoholenderskiego. Stosowano tu wprawdzie tzw. inbred, czyli chów wsobny (w bliskim pokrewieństwie), ale bardzo rozważnie. Kanarki fiorino mają charakterystyczne, pierzaste, powykręcane, kędzierzawe upierzenie – rozróżnia się u nich: koronkę, czyli czubek bądź pióropusz (ale mogą być także osobniki jej pozbawione, czyli tzw. gładkie), żabot (z przodu, pióra piersiowe), płaszcz (z tyłu, pióra grzbietowe) oraz boki (tzw. wachlarze).

Rasa fiorino jest jak najbardziej odpowiednia dla początkujących hodowców, choć uzyskanie cenionych osobników wystawowych to niełatwy proces hodowlany. Ptaki znakomicie odchowują swoje młode, są dość odporne i niekłopotliwe w utrzymaniu. Poniżej załączam wybrane zdjęcia z mojej hodowli oraz przedstawiam rozwój piskląt.

Więcej o kanarkach można przeczytać w poniższych wpisach:

Kanarek. Przygotowanie do lęgów
Kanarek. Łączenie w pary
Kanarek. Żywienie w okresie parzenia i składania jaj
Kanarek. Składanie i wysiadywanie jaj
Kanarek. Wychów młodych
Kanarek odmiany białej recesywnej

Żyrardynka żółta (Girardinus falcatus) – chów i rozród

Ta piękna i ciekawa, moim zdaniem, ryba u większości akwarystów nie wzbudza zachwytu. Gatunek ten ma jednak swój niezaprzeczalny urok. Mieniące się metalicznie odcienie złocistości, żółci i srebrzystości w połączeniu z miejscami niemal przezroczystymi sprawiają, że jej piękno jest subtelne. Także oczy lśnią metalicznie, choć intensywnie niebieską barwę tęczówki mają tylko u osobników młodocianych. Samiec jest znacznie mniejszy i szczuplejszy i ma długie, cieliste gonopodium. Ma ono na końcu haczykowate wyrostki, stąd ryby te najlepiej jest odławiać za pomocą szklanej fajki, miseczki itp. Narząd kopulacyjny jest jedyny w swoim rodzaju i oprócz swoich znacznych rozmiarów może wykonywać ruchy wokół swojej osi o 360°.

Nazwa gatunku w języku angielskim brzmi: Goldbelly topminnow. Żyrardynka żółta zwana jest także żyrardynką złotobrzuchą lub czasami sierpówką (od kształtu świecących rysunków na oczach, widocznymi w zależności od rodzaju i jakości światła). Dorasta do około 6 cm (samica). W naturze występuje na Kubie, gdzie preferują wody stojące, z mulistym, bogatym w materię organiczną podłożem i gęstą wegetacją roślinności podwodnej.

Chów jest łatwy, ale żyrardynki żółte praktycznie nie nadają się na współmieszkańców do typowego akwarium zespołowego. Przy starannie jednak dobranej obsadzie całkiem dobrze znoszą towarzystwo spokojnych ryb o zbliżonych wymaganiach środowiskowych, np. drobniczek, drobnotek, mieczyków pigmejowatych itp. W średniej wielkości zbiorniku (70-80 l) można utrzymywać grupę złożoną z kilkunastu osobników z przewagą samic (wówczas płochliwość ryb znacznie się zmniejsza). Powinien być on dobrze oświetlony, także światłem słonecznym (porost zielonych glonów) i obsadzony różnorodną roślinnością z pozostawieniem jednak wolnej przestrzeni do swobodnego pływania. Nieodzowna jest roślinność pływająca. Woda może być średnio twarda do twardej (12-20°n), o temperaturze 20-26°C i pH 7-8, bardzo dobrze filtrowana (dużo produktów przemiany materii!) i regularnie podmieniana (20-30% objętości na tydzień), ewentualnie lekko słona (płaska łyżka stołowa soli kuchennej niejodowanej lub morskiej na 15-20 l wody). Po przyzwyczajeniu sierpówki znakomicie radzą sobie w akwarium nieogrzewanym (oczywiście w normalnie ogrzewanym zimą lokalu). Żyją wówczas dłużej, a w ciepłej porze roku dobrze się rozmnażają. Gatunek wszystkożerny, ale w diecie ryb nie może zabraknąć karmy roślinnej (spirulina, parzone i siekane młode liście warzyw zielonych, suszone glony itp.).

W porównaniu z żyrardynką metaliczną (Girardinus metallicus) ryby te są mniej płodne, a ich aktywność płciowa jest znacznie słabsza. Rzadko dożywają wieku powyżej 3 lat. Są także bardziej delikatne i spokojne (o powściągliwym wręcz temperamencie). Mają też wolniejszą przemianę materii niż inne, popularne żyworódki i częstokroć wykazują znaczny stopień płochliwości (zwłaszcza dorosłe samice). Jest to gatunek stadny – utrzymywane tzw. parkami czują się źle i szybko giną.  

Samice rodzą mało liczne mioty. Literatura podaje, że po około miesięcznym okresie ciąży na świat przychodzi nawet ponad 30 młodych. Obserwacje autora potwierdzają jednak coś zgoła innego. Przede wszystkim ciąża trwa o 1-3 tygodni dłużej. W miocie rodzi się od kilku do kilkunastu młodych, rzadko więcej. Zapewne długość ciąży można by skrócić utrzymując ryby w ciepłej wodzie (25-27°C), ale odbije się to negatywnie na długości ich życia. Ponadto porody odbywają się dość nieregularnie i ryby od czasu do czasu wchodzą w krótsze lub dłuższe okresy wyciszenia płciowego (dotyczy to głównie samic, bo samce przez cały niemal czas są aktywne). Kanibalizm praktycznie u tego gatunku nie występuje, a przynajmniej ja nigdy go u nich nie zaobserwowałem. Po urodzeniu narybek mierzy 7-8 mm i początkowo ma tendencję do pływania w grupie. Wychów młodych jest bardzo łatwy – jedzą każdy rodzaj pokarmu. Najlepiej jednak narybek odchowuje się na larwach solowców, siekanym rureczniku, drobnym zooplanktonie oraz karmach suchych, w tym wyprodukowanych na bazie spiruliny.

Więcej można przeczytać w mojej książce pt. „Ryby żyworodne w akwarium” (Wydawnictwo AWiR AKCES SUKCES-SPORT, Warszawa, 2021, s. 320).

Popielica afrykańska (Graphiurus murinus). Chów i rozród

Ten piękny, mały, pocieszny gryzoń należy do rodziny popielicowatych (Gliridae). Po angielsku zwie się Woodland Dormouse lub African Dwarf (Pygmy) Dormouse. Prawidłowa nazwa polska to pędzlogon zwinny (ewentualnie pilch afrykański), ale ta podana w tytule opracowania jest najczęściej używana, przy czym niektórzy pierwszy jej człon piszą w cudzysłowie. Ojczyzną omawianego gatunku jest Afryka, gdzie zasiedla on rozległe obszary na południe od Sahary. Uchodzi tam często za szkodnika niszczącego uprawy rolne i wyjadającego karmę zwierzętom gospodarskim. Popielice żyją głównie wśród koron drzew i rzadko schodzą na ziemię. Niemniej na swe kryjówki, prócz opuszczonych gniazd ptaków lub dzikich pszczół obierają nierzadko szczeliny w ścianach budynków lub miejsca pod dachami. Bywa, że zagnieżdżają się w skrzynkach transformatorowych itp. W niewoli dożywają nieco ponad 5 lat.

Wraz z ogonem omawiany gryzoń dorasta do około 18 cm (sam ogon mierzy zaś 7–8 cm). Masa ciała dorosłego osobnika wynosi około 30g. Uwagę obserwatora najbardziej przykuwa długi, puszysty ogon pokryty dłuższymi, ale rzadszymi włosami i czarne, duże, wyłupiaste oczy. Ponadto zwierzę ma dość duże, bezwłose, zaokrąglone, nisko osadzone na głowie uszy. Okrywa włosowa jest krótka, ale gęsta. Na pysku występują liczne wibrysy. Opuszki kończyn są chropowate, co umożliwia popielicom nietypowe poruszanie się, np. głową w dół.

Popielice afrykańskie to zwierzęta stadne, dlatego należy utrzymywać je co najmniej parami, a najlepiej w haremie lub grupie rodzinnej, nigdy zaś pojedynczo. Są bardzo ruchliwe, aktywne i niezwykle zwinne – bardzo dobrze skaczą i szybko biegają. Prowadzą jednak głównie nocny tryb życia, ale często i za dnia dają się obserwować, zwłaszcza popołudniami. Czasami jednak i za dnia zdarza im się „myszkować” po terrarium, choć w tym czasie zwykle śpią zwinięte w kłębek i nawzajem do siebie przytulone (zapobiega to utracie ciepła).

Popielice są zazwyczaj nieufne wobec człowieka, ale można je dobrze oswoić, zwłaszcza młode osobniki. Wówczas akceptują branie na ręce, radośnie biegają po opiekunie i nie tylko i są przy tym bardzo pocieszne. Dużo zależy od tego, ile czasu hodowca może dziennie poświęcić swoim podopiecznym. Widywałem osobniki, które wypuszczone z klatki nie odstępowały go na krok.

Omawiane gryzonie są wszystkożerne ze znaczną przewagą karmy roślinnej. Wydalają duże ilości odchodów. Są wrażliwe na brak wody. W żywieniu popielic afrykańskich powszechnie stosowane są mieszanki dla innych gryzoni (myszy, szczurów, chomików, myszoskoczków, szynszyli, kawii itp.) oraz dla ptaków ozdobnych (duże i średnie papugi). Najlepiej jest zrobić z nich jedną wspólną mieszankę. W handlu dostępne są także mieszanki dedykowane dla popielic, ale nie robiłbym z nich filaru diety, lecz traktował jedynie jako jej uzupełnienie. Zwierzęta te bardzo lubią także owoce (banany, mandarynki, winogrona, śliwki, morele, gruszki itp.) oraz owady karmowe i ich larwy. Te ostatnie należy jednak podawać w niewielkich ilościach i raz na jakiś czas, np. dwa razy w tygodniu (gryzonie te łatwo się bowiem otłuszczają, co stanowi zagrożenie dla ich zdrowia). Niezbyt chętnie natomiast zjadane są warzywa, w tym suszone.

Można utrzymywać je w wysokiej klatce o małym rozstawie prętów, przeszkolonej witrynie, wolierze wewnętrznej obciągniętej drobną siatką lub w wysokim terrarium, koniecznie o dobrej wentylacji. Pomieszczenie dla pary powinno mieć wymiary co najmniej 70 × 40 × 80 cm, ale im większe, tym lepsze. Konieczne są liczne kryjówki, np. rozmaite domki, budki (także z naturalnych pni), łupiny kokosu, tuby korkowe, wiklinowe koszyczki itp. Dla dobrostanu zwierząt ważne są też takie elementy jak drabinki, liany, rurki, gałęzie drzew owocowych, kołowrotek (średnicy co najmniej 25 cm) i inne. Latem popielice mogą przebywać w  wolierze ogrodowej, osłoniętej przed opadami atmosferycznymi oraz bezpośrednim działaniem promieni słonecznych.

Popielice nie kopią zbytnio w podłożu, ale bałaganią, rozrzucając karmę. Są dość ciepłolubne. Temperatura powietrza nie powinna spadać poniżej 18°C. W razie konieczności montujemy w ich pomieszczeniu emiter ciepła lub matę grzewczą. W naturze zapadają zimą w stan hibernacji.

Popielice należy przenosić chwytając jedną lub obiema rękami (z rękawiczką, o ile ssak gryzie). Ewentualnie można złapać palcami za skórę na karku. Nigdy zaś nie chwytamy gryzonia za ogon, który łatwo ulega naderwaniu, a potem może częściowo odpaść! W przypadku ucieczki nieoswojonej popielicy z terrarium/woliery/klatki jej złapanie w umeblowanym mieszkaniu może okazać się nie lada wyzwaniem. W takich przypadkach doskonale sprawdzają się żywołapki dostępne w dobrych sklepach zoologicznych. Wystarczy włożyć do niej na noc jakiś smakołyk, a zwabione nim łakome zwierzę odnajdziemy w niej zwykle nad ranem.

Dymorfizm płciowy widoczny jest w położeniu narządów płciowych względem odbytu. Odległość między tym ostatnim i ujściem cewki moczowej jest u samca nieco większa. Ponadto u dorosłego samca, który jest nieco mniejszy od samicy dobrze widoczne są jądra. W okresie godowym samce wykazują terytorializm – znaczą teren wydzieliną gruczołów zapachowych i wydają ostrzegawcze gwizdy.

Dojrzałość płciową zwierzęta osiągają po ukończeniu 4. miesiąca życia, ale do rozrodu powinny przystępować osobniki w wieku co najmniej 8 miesięcy, a najlepiej roku. Ciąża trwa mniej więcej 25 dni. Samica rodzi od 1 do 6 młodych (zwykle 3–4). Popielice są typowymi gniazdownikami – rodzą się ślepe, głuche, nagie i bezradne. Masa ciała noworodków wynosi około 3,5 g. Młode otwierają oczy po 14 dniach. Od samicy odsadzamy je po 5–6 tygodniach.

Z reguły samica jest bardzo troskliwa w wychowie potomstwa. Czynnie pomaga jej w tym także samiec. Gryzonie te bardzo dobrze znoszą kontrole gniazda. Bardzo rzadko zdarzają się porzucenia młodych lub kanibalizm. Mając na uwadze zdrowie samicy nie należy pozwalać na więcej niż dwa mioty w roku.

Akara błękitna (Adinoacara pulcher) – chów i rozród

Od dziesięcioleci lat ta południowoamerykańska pielęgnica należy do najczęściej utrzymywanych i rozmnażanych w akwariach. Jej nazwa w języku angielskim brzmi: Blue Acara. Pochodzi z wód Wenezueli, Trynidadu i Tobago, ale została introdukowana i w inne rejony AP. W akwarium dorasta do około 15 cm. Piękno barw omawianej ryby najlepiej oddają załączone zdjęcia. Dymorfizm płciowy jest najbardziej widoczny u dorosłych osobników. Wyrośnięty mleczak jest zwykle większy i ma nieco (czasem trudno to stwierdzić) dłuższe płetwy – grzbietową i odbytową (ich ostre zakończenia występują jednak u obydwu płci) oraz jest nieco smuklejszy, a także bywa intensywniej ubarwiony (niemniej, również i tę cechę ciężko jest niekiedy wychwycić obserwatorowi).

Wbrew obiegowym opiniom akary błękitne nie są zbyt agresywne wobec innych ryb. W zbiorniku ogólnym młode, rosnące osobniki oraz dorosłe niebędące jeszcze w parach mogą bez większego problemu koegzystować z podobnej wielkości, innymi spokojnymi pielęgnicami środkowo i południowoamerykańskimi, a także ze zbrojnikowatymi (Loricariidae) lub wieloma sumokształtnymi (Siluriformes). Dodatkowo osobniki wychowane od małego w towarzystwie wspomnianych wyżej taksonów są znacznie bardziej towarzyskie i łagodne. Czasem jednak zdarzają się egzemplarze nader zadziorne. Także dobrane pary, szykujące się do tarła, odbywające je lub pilnujące ikry, bądź młodych mogą sprawiać niemałe problemy i sowicie dać się we znaki współmieszkańcom akwarium, zwłaszcza niedużego i pozbawionego kryjówek. Dobranym parom najlepiej jest zatem przeznaczyć oddzielny zbiornik.

Akary błękitne to ryby odporne i żywotne. Aby jednak zawsze były zdrowe wymagają dobrze filtrowanej i natlenionej wody (odznaczają się intensywną przemianą materii). Rośliny mogą być okresowo niszczone, niemniej można spróbować uprawy gatunków o mocnych, skórzastych liściach, posadzonych w pojemnikach oraz mchów przytwierdzonych do korzeni i/lub kamieni. Niezakłócona za to jest uprawa taksonów pływających, których w akwarium nie powinno nigdy zabraknąć. Tłumią bowiem zbyt jaskrawe oświetlenie, a także oczyszczają wodę ze związków azotu (rogatek, pistia, wywłócznik itp.), co wpływa bardzo korzystnie na dobrostan zwierząt. Z elementów dekoracyjnych stosujemy kamienie o łagodnych krawędziach, korzenie, lignity, zatopione gałęzie, gliniane dzbanki i doniczki, groty itp. Jako podłoże najlepiej sprawdza się grubszy piasek lub drobny żwirek. Nieodzowny jest wydajny filtr, który jednocześnie dobrze natleniałby wodę.  Jej optymalne parametry fizyko-chemiczne to: twardość ogólna do 15°n, odczyn obojętny do lekko zasadowego (pH 6,5-7,5) i temperatura rzędu 23-25°C. Cotygodniowe podmiany wody na świeżą i odstaną w objętości około 20% są bardzo wskazane. Bez szkody dla zdrowia akary można (po stopniowym przyzwyczajeniu) utrzymywać całorocznie w zbiorniku nieogrzewanym (oczywiście w normalnie ogrzewanym zimą lokalu). W większości wypadków do ich chowu wystarcza zwykła woda wodociągowa.

Żywienie akar błękitnych nie przedstawia żadnego problemu. Są to ryby żarłoczne i zupełnie niewybredne. Karma podstawowa powinna być jednak wysokobiałkowa. Dorosłym osobnikom podajemy wszelkie granulaty dla pielęgnic i mrożonki, a także kawałkowane czerwone robaki, krewetki, rozmaite larwy owadów, rureczniki, doniczkowce itp. Udział w diecie karmy roślinnej jest z reguły niewielki. 

W okresie godowym barwy ryb znacznie ciemnieją oraz wzrasta ich agresja i terytorializm. W tym czasie mogą być niszczone niektóre rośliny, szczególnie rosnące blisko gniazda. Niektóre jednak tarlaki są pod tym względem zupełnie spokojne. I teraz, akary błękitne znane są z łatwości rozrodu, do którego zainicjowania nie trzeba ich specjalnie pobudzać. Niefrasobliwi akwaryści mają potem często problem ze zbytem potomstwa, które dobrana para potrafi „produkować” dosłownie co kilka tygodni. Należy zatem wcześniej dobrze przemyśleć, czy chcemy akary rozmnażać i czy będziemy mieli co zrobić z potomstwem. Nie jest jednak tak, że każda para jest bezproblemowa i z sukcesem odchowuje młode. Osobniki już dojrzałe płciowo, ale jeszcze relatywnie młode mogą marnować ikrę nawet kilka razy z rzędu (pożerają ją zaraz po lub 1-2 dni po tarle, ikra szybko pleśnieje – złe zapłodnienie, zjadane są larwy itp.). Starszym parom takie problemy przytrafiają się relatywnie rzadziej, niemniej wszystko zależy od właściwego dobrania się osobników rodzicielskich.

Akary błękitne są średnio płodne – podczas tarła złożonych zostaje kilkadziesiąt do stu kilkudziesięciu jaj. Składane są one na uprzednio starannie oczyszczonej przez tarlaki, litej powierzchni, zwykle płaskiej. Bezpośrednią opiekę nad jajami sprawuje samica (broni ich, wachluje nad nimi płetwami powodując przepływ wody, wybiera ziarna martwe i/lub spleśniałe), podczas gdy jej partner zajęty jest zwykle patrolowaniem rewiru wokół gniazda. Larwy wylęgają się po około 3, a po dalszych 5-6 dobach rozpoczynają swobodne pływanie i intensywne żerowanie. Przyjmują wszelkie drobne pokarmy (z tym suche i mrożone), z których najlepsze są niewątpliwie żywe w postaci larw solowca, mikronicieni, tzw. pyłu itp. Od 3. tygodnia można podawać już, naprzemiennie z karmą suchą, starannie przepłukanego i drobno posiekanego rurecznika oraz drobny zooplankton. Narybek szybko rośnie, jest odporny, żywotny, mało wybredny i bardzo żarłoczny.

Poniżej podaję linki do filmików na moim kanale YT:

Akara Błękitna – tarło


Akara błękitna – karmienie rurecznikiem

Akara błękitna – tarło

Para akar błękitnych z narybkiem

Nornik wschodni (Microtus fortis). Chów

Norniki to ssaki stadne, dobrze biegają i niezmordowanie przekopują ściółkę

Tytułowy bohater to mały ssak z rzędu gryzoni (Rodentia) i rodziny chomikowatych (Cricetidae). W ostatnim czasie jego chów w warunkach amatorskich staje się coraz bardziej popularny. Norniki cieszą się zainteresowaniem, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży, którym znudziło się już posiadanie pospolitych „futrzaków” typu chomik lub kawia domowa i chcieliby zająć się chowem czegoś inne, nietuzinkowego.

  

Samiec nornika wschodniego dorasta wraz z ogonem do 22,5 cm (w tym ogon ok. 5 cm)

Nornik wschodni z kolei zasiedla w naturze tereny wilgotne i zarośnięte (podmokłe łąki, brzegi zbiorników i cieków wodnych, trzcinowiska, tereny bagienne itp.) na obszarze Azji Wschodniej (Chiny, Mongolia, Rosja, obydwie Koree). Ssak ten dorasta bez ogona do 17,5 cm (samiec). Ogon mierzy zaś około 5 cm. Ma małe uszy i oczy. Gdyby nie krótki, słabo owłosiony i białawy od spodu ogon to z wyglądu nornik wschodni łudząco przypominałby bobra europejskiego (Castor fiber) w miniaturze.

Norniki są z natury łagodne i ufne wobec człowieka, całkiem aktywne i bardzo ciekawskie

Zwierzęta te są z natury łagodne i generalnie ufne wobec człowieka. Przy prawidłowym obchodzeniu się z nimi łatwo się oswajają – można je głaskać i brać na ręce, choć niektóre osobniki wyraźnie tego nie lubią. Rzadko gryzą – zazwyczaj tylko lekko podszczypują skórę zębami, głównie w celach poznawczych aniżeli wrogich. Odznaczają się dość żywym usposobieniem, są aktywne niemal przez całą dobę oraz bardzo ciekawskie.

Norniki są roślinożerne – jedzą wszelką zielonkę i warzywa, a także siano i susze oraz w mniejszym stopniu ziarna zbóż

Dobrze biegają i niezmordowanie przekopują ściółkę na wszystkie strony (w naturze kopią podziemne systemy nor i komór, służących im do różnych celów, np. odchowu młodych, magazynowania pokarmu itp.). Oddają kał i mocz zwykle w określonym miejscu, choć w małym terrarium/klatce nie zawsze można to zauważyć. Zostawiają ślady zapachowe, ale ich mocz nie roztacza tak przykrego zapachu jak np. u myszy laboratoryjnej. Nie zapadają też w sen zimowy (hibernację).

Norniki są szczególnie wrażliwe na brak wody, a w okresie upałów powinny mieć zapewnioną miseczkę z wodą do kąpieli

Norniki wschodnie dobrze pływają i wysoko skaczą. Zestresowane wydają piski o wysokich tonach (np. w czasie walki z pobratymcem). Samce nie będące rodzeństwem mogą być wobec siebie agresywne. Nigdy nie należy dołączać obcego osobnika do grupy o ustalonej już hierarchii, gdyż często kończy się to jego śmiercią. Gryzonie te nie żyją długo – w niewoli rzadko powyżej 2,5 roku. Są szczególnie wrażliwe na brak wody, a w okresie upałów powinny mieć zapewnioną miseczkę z wodą do kąpieli.

Norniki wschodnie dobrze pływają i wysoko skaczą, a zestresowane wydają piski o wysokich tonach

Mają szybki metabolizm, stąd muszą często jeść, aby na bieżąco pokryć zapotrzebowanie na szybko spalane kalorie. Norniki są roślinożerne. Jedzą wszelką zielonkę i warzywa, a także siano i susze oraz w mniejszym stopniu ziarna zbóż. W diecie możliwy jest jednak niewielki dodatek pokarmu pochodzenia zwierzęcego – bezkręgowców (larwy mącznika, drewnojady, małe świerszcze itp.), ugotowanego na twardo jaja kurzego lub odrobiny białego twarogu.

Gryzonie te niewłaściwie żywione szybko się otłuszczają

Norniki wschodnie nie są aż tak wrażliwe na cukry proste i tłuszcze, jak piestruszki (lemingi stepowe lub koszatniczki), ale niewłaściwie żywione także szybko się otłuszczają. Konieczne zatem należy zapewnić im warunków zachęcające je do ruchu (kryjówki, zabawki, ściółka do przekopywania itp.). Są to ssaki stadne i utrzymywanie pojedynczego osobnika jest niedopuszczalne. Najlepiej chowają się w haremach złożonych z samca i 2-4 samic. Wówczas jednak należy z góry przemyśleć kwestię ich rozrodu i zapewnienia zbytu na przychówek. Praktykowane niekiedy przez pseudohodowców wypuszczanie niechcianych gryzoni do środowiska naturalnego jest niedopuszczalne.

Nigdy nie należy dołączać obcego osobnika do grupy o ustalonej już hierarchii, gdyż może to zakończyć się nawet jego śmiercią

Jeśli nie chcemy, aby nasi podopieczni się rozmnażali, wówczas można samca poddać kastracji u lekarza weterynarii lub utrzymywać rodzeństwo jednopłciowe, połączone ze sobą na wczesnym etapie życia. Jako pomieszczenie do chowu najlepiej sprawdza się terrarium z dobrą wentylacją lub puste akwarium (zawsze szczelnie przykryte drobną siateczką) o wymiarach dla samca i 2-3 samic, co najmniej 80x40x30 cm. Nie może w nim nigdy zabraknąć poidła.

Drewniane (a nawet plastikowe) elementy pomieszczenia są często zgryzane i niszczone przez gryzonie

Drewniane (a nawet plastikowe) elementy pomieszczenia są często zgryzane i niszczone przez gryzonie, którym od czasu do czasu należy podawać świeże gałązki liściastych drzew lub krzewów owocowych. Jako ściółkę stosujemy dość grubą (co najmniej 10 cm) warstwę torfu zmieszanego z trocinami, korą, suchymi liśćmi oraz sianem. Zakopywana w ściółce karma naraża zwierzęta na zatrucia i obniża ich dobrostan, stąd należy codziennie usuwać niedojedzone jej resztki.

Pokrewny gatunek – nornik śródziemnomorski (Microtus duodecimcostatus), występujący na Półwyspie Iberyjskim i na południu Francji

Ściółkę wymieniamy na świeżą co 1-2 tygodnie, w zależności od liczby zwierząt i wielkości pomieszczenia. Bardzo wskazane są kryjówki, np. rurki z PCW o średnicy około 4 cm, tekturowe tunele, korzenie oraz niewielki lity kołowrotek (lity, bez szprych, w które często wkręca się ogon lub kończyny). Norniki są na tyle spokojne, że w celu złapania można zagarniać je obydwoma dłońmi. Ewentualnie dopuszcza się także delikatne uchwycenie palcami za skórę na karku i przytrzymanie zwierzęcia drugą dłonią od spodu.

Notropis chrosomus – tarło w oczku wodnym, czerwiec 2022 r.

O tej pięknej, północnoamerykańskiej rybie pisałem na blogu już wielokrotnie. W tym sezonie (czerwiec 2022 r.) zafascynowało mnie intensywne tarło kilkudziesięciu ryb, które miało miejsce w moim oczku wodnym. To już czwarty rok odkąd „notropisy” (zwane u nas pod handlową nazwą: błyszczykiem tęczowym) zimują w nim bez nijakiego problemu (napowietrzacz działa w nim przez cały rok, a w najgłębszym miejscu oczka wysokość słupa wody wynosi około 1,3 m). Ryby karmione są rozmaitymi pokarmami suchymi oraz czasami mrożonkami (larwy owadów, kryl itp.). Żyje ich tu 70-80 osobników.

Początkowo „notropisy” tarły się sporadycznie na kępach, gęstych nitkowatych glonów porastających brzegi folii. Gdy jednak włożyłem do oczka plastikowe pojemniki z otoczakami, ryby dosłownie oszalały. Przy pięknej, słonecznej pogodzie tarło miało bardzo burzliwy przebieg, o ile zapewnimy rybom spokój. Piękno barw godowych, zwłaszcza u samców „notropisów” jest iście niezwykłe i uderzające. Najlepiej widać to na załączonych filmikach.

Po tarle pojemniki zostały ostrożnie przeniesione do zalanego wcześniej akwarium na wolnym powietrzu oraz do mniejszego oczka (1x1x0,4 m), pozbawionego ryb, z roślinnością miękkolistną (rogatek), glonami, zooplanktonem i napowietrzaczem.  

Moje wcześniejsze wpisy o Notropis chrosomus można przeczytać na blogu tu:

A tu jeszcze filmik z YT nakręcony podwodną kamerką przez Arka Prażmowskiego (właściciel firmy: sklep.oczkowodne.net) u mnie w oczku wodnym podczas tarła Notropis chrosomus (błyszczek tęczowy):

Pielęgnica kubańska (Nandopsis tetracanthus) – chów i rozród

Ta piękna pielęgnica pierwotnie pochodzi z Kuby, ale dziś spotyka się ją także na Barbados, Dominikanie i Haiti. Zasiedla zarówno cieki wodne, jak i jeziora, a także występuje w przybrzeżnych wodach słonawych. Jej nazwa w języku angielskim brzmi: Cuban Cichlid lub Biajaca.

Pielęgnice kubańskie to, moim zdaniem, jedne z najpiękniejszych przedstawicieli  środkowoamerykańskich pielęgnicowatych (Cichlidae). Uwagę obserwatora zwraca ich specyficzne, nietuzinkowe ubarwienie – piękne ciemnobrązowo-czarne, marmurkowate wzory na jaśniejszym, białawym tle z lekko purpurowo-różowym odcieniem, który tu i tam połyskuje. Wzory te niekiedy zlewają się miejscami w czarne, dłuższe lub krótsze smugi, bądź plamy. Nie jest to oczywiście jaskrawa i krzykliwa kolorystyka, ale może właśnie dlatego omawiane ryby mają grono swoich zagorzałych wielbicieli.

Dymorfirm płciowy jest najlepiej widoczny u dorosłych osobników. Wyrośnięty mleczak jest większy (czasami nawet dwukrotnie – nierzadko mierzy ponad 20 cm), ma nieco dłuższe płetwy – grzbietową i odbytową (nie są one jednak ostro zakończone) oraz może mieć niewielki garb tłuszczowy na głowie (ma on zwykle postać podłużnego uwypuklenia), a jego pokładełko w czasie tarła jest ostro zakończone (tępo zaokrąglone u samicy). Według moich obserwacji dorosła ikrzyca ma bardziej czarne ubarwienie, zwłaszcza po stronie brzusznej, która w okresie okołotarłowym jest także bardziej wypukła. U osobników młodocianych płeć jest trudna do ustalenia.

„Kubanki” to ryby dość zadziorne i agresywne. W zbiorniku ogólnym osobniki dorosłe mogą jednak bez większego problemu przebywać z podobnej wielkości, innymi pielęgnicami środkowoamerykańskimi (względnie z wybranymi gatunkami pochodzącymi z Ameryki Południowej), zbrojnikowatymi (Loricariidae) lub innymi sumokształtnymi (Siluriformes). Osobniki wychowane od małego w towarzystwie wspomnianych taksonów są znacznie bardziej towarzyskie i łagodniejsze. Omawianym pielęgnicom, a zwłaszcza dobranej ich parze hodowlanej najlepiej jest jednak zapewnić akwarium jednogatunkowe. Jego pojemność powinna wynosić minimum 240 l. Rośliny zazwyczaj będą przez ryby okresowo niszczone (liście są obrywane silnymi szarpnięciami mięsistego pyska), niemniej można spróbować uprawy gatunków o mocnych, skórzastych liściach, posadzonych w pojemnikach oraz mchów i taksonów pływających. Te ostatnie tłumiąc zbyt jaskrawe oświetlenie wpływają korzystnie na dobrostan zwierząt. Z elementów dekoracyjnych stosujemy kamienie o łagodnych krawędziach, korzenie, lignity, zatopione gałęzie, gliniane dzbanki i doniczki, groty itp. Jako podłoże najlepiej sprawdza się grubszy piasek lub drobny żwirek. Nieodzowny jest wydajny filtr, który jednocześnie dobrze natleniałby wodę (ryba o szybkiej i intensywnej przemianie materii). Jej optymalne parametry fizyko-chemiczne to: twardość ogólna do 12°n, odczyn obojętny do lekko zasadowego (pH 7-8) i temperatura rzędu 24-27°C. Cotygodniowe podmiany wody na świeżą i odstaną w objętości 20-30% są nieodzowne dla zachowania zdrowia i dobrego samopoczucia ryb (w wodzie dopuszczalny jest co najwyżej śladowy poziom związków azotu).

Żywienie pielęgnic kubańskich nie przedstawia żadnego problemu. Są to ryby bardzo żarłoczne, łapczywie rzucające się na pokarm. Dorosłym osobnikom podajemy większe granulaty dla pielęgnic, mrożonki, czerwone robaki, krewetki, małe rybki, owady karmowe i ich larwy itp. Udział w diecie karmy roślinnej jest bardzo wskazany (spirulina, parzony szpinak, gotowany groch, brukselka itp.).

W okresie godowym barwy ryb znacznie ciemnieją i znacznie wzrasta ich agresja oraz terytorializm. Szczególnie samiec potrafi nieprzyjemnie chwycić za palec lub skórę nieostrożnego opiekuna. W tym czasie zwykle niszczone są niektóre rośliny, szczególnie podwodne, delikatne i bujnie rozrośnięte. Tarlaki je podkopują, ale przede wszystkim rwą w opisany wyżej sposób. Oczywiście nie ma wówczas mowy o koegzystencji z innymi rybami, choć niektóre sprytniejsze z natury zbrojnikowate szybko uczą się, jak zręcznie unikać ataków godujących „kubanek”. Zaloty to nerwowe podpływanie samca, stroszenie płetw, otwieranie pokaźnego pyska itp. U omawianego gatunku rzadko ma miejsce sytuacja kiedy samiec poważnie rani lub co gorsza, zabija samicę. Niemniej jest to możliwe i akwarysta powinien zawsze zachować tu wzmożoną czujność. Najlepsze pary hodowlane uzyskuje się pozwalając na swobodne dobranie się partnerów spośród młodych, ale już dorosłych i niespokrewnionych ze sobą osobników. Pomiędzy złączonymi spontanicznie tarlakami tworzą wówczas najtrwalsze więzi, a potomstwo jest troskliwie odchowywane (rzadko kiedy obserwuje się walki o przywództwo w opiece nad nim).

Pielęgnice kubańskie są bardzo płodne – wyrośnięta, dorodna samica może złożyć nawet ponad 2000 lepkich jaj, choć zwykle jest ich kilkaset (300-600), a czasem niewiele ponad 100. Składane są one na żywiołowo i starannie oczyszczonej (głównie przez samca), litej powierzchni, niekoniecznie płaskiej. W moim zbiorniku para najchętniej odbywała tarła w glinianym dzbanku o średnicy około 20 cm u podstawy i 15 cm u góry. Równie jednak dobrze może to być duża, gliniana doniczka przewrócona na bok (z dnem lub bez niego), dachówka, plaski kamień itp. Zauważyłem znaczne rozstrzelenie złożonej ikry w całym niemal dzbanku. Opiekę nad jajami sprawuje samica (broni ich, wachluje nad nimi płetwami powodując przepływ wody, wybiera ziarna martwe i/lub spleśniałe), podczas gdy jej partner zajęty jest zwykle patrolowaniem rewiru wokół gniazda. Czasami ikra szybko pokrywa się pleśnią, innym razem jest zjadana przez tarlaki (głównie samicę). Gdy jednak wszystko układa się pomyślnie larwy wylęgają się po około 48 godzinach, po czym mogą zostać przez rodziców przeniesione w inne miejsce, np. do zagłębienia w podłożu, pod korzeń itp. Po około 5 dniach rozpoczynają swobodne pływanie i intensywne żerowanie. Przyjmują wszelkie drobne pokarmy (z tym suche i mrożone), z których najlepsze są niewątpliwie larwy solowca i mikronicienie. Od 3. tygodnia można podawać już, naprzemiennie z karmą suchą, starannie przepłukanego i posiekanego rurecznika oraz drobny zooplankton. Narybek szybko rośnie, jest mało wybredny i żarłoczny.

Czasami nie jest łatwo pobudzić ryby do tarła. Nawet obfitsze karmienie żywym pokarmem i podmiany wody rzędu 60-70% mogą być tu niewystarczające. Miałem raz parę, która przez cały dzień była mało ruchliwa i dopiero pod wieczór samiec się ożywiał i zaczynał intensywnie czyścić wybrane na tarło miejsce, przy czym co i raz zmieniał je na inne. Wszelkie czynności były oczywiście przez rybę wstrzymywane z chwilą, gdy w akwarium gasło światło. I tak było przez kilka tygodni, a do tarła nie dochodziło. W takich sytuacjach dobrze jest przestawić w zbiorniku w inne miejsce, np. dany kamień, doniczkę lub inny potencjalny dla ikry substrat. U mnie jednak pomogło dopiero przeniesienie tarlaków do większego akwarium.

Poniżej zamieszczam linki do filmików na moim kanale YT:


Głowaczyk barwny (Tateurndina ocellicauda) po raz kolejny :)

Nie wiem czemu, ale jako miłośnik akwarystyki wciąż wracam do tego pięknego i jakże ciekawego gatunku z rodziny śpioszkowatych (eleotrowatych) (Eleotridae), którego ojczyzną są wody Papui – Nowej Gwinei. Moje głowaczki raz za razem odbywają tarła w niewielkich zbiornikach o pojemności około 20 l. Utrzymywane są systemem zarówno haremowym (samiec na 2-3 samice), jak i w grupach z przewagą samic. Woda nie jest jakoś specjalnie preparowana, ale do odstanej kranówki starałem się zawsze dolewać przynajmniej 40-50% wody z filtra RO. Przeciętnie z jednego tarła uzyskuję kilkadziesiąt larw (raczej nie więcej niż 50), ale raz udało mi się odchować około setki młodych. W niniejszym wpisie zamieszczam głównie zdjęcia z różnych okresów życia tych kolorowych, nietuzinkowych, niewielkich rybek.

Moim zdaniem głowaczyki barwne najlepiej jest utrzymywać w zbiorniku jednogatunkowym. Wówczas będziemy mogli obserwować pełną gamę ich ciekawych zachowań, zwłaszcza w okresie godowym. Dorosłe samce okazjonalnie walczą między sobą, stąd w akwarium nie może zabraknąć roślinności i różnorodnych kryjówek. Walki te nie prowadzą jednak do okaleczenia lub co gorsza śmierci słabszego osobnika. Narybek doskonale zaś współżyje z małymi gatunkami krewetek.

W mojej hodowli w temperaturze wody około 25°C larwy wylęgają się po około tygodniu, a po dalszych 3–4 dniach wylęg zaczyna pływać i żerować. Drobniutki, ale dobrze widoczny narybek nie chowa się w zakamarkach, lecz jest ruchliwy i cały czas pływa w dolnej połowie zbiornika. Aktywnie też żeruje.

Najlepszym pierwszym pokarmem dla narybku jest tzw. pył, czyli pierwotniaki, larwy oczlików oraz wrotki. Te ostatnie można kupić w dobrych zoologach w zgrzewanych torebkach i stosować przez kilka dni nawet jako monodietę. Zwykle po tygodniu (niektórzy hodowcy już od 3-4. dnia) możemy podawać najdrobniejsze larwy solowca, nicienie „mikro” i bananowe oraz rozdrobnioną, markową karmę suchą dla narybku ryb ikrowych – pylistą lub typu fluid.

Narybek głowaczyka rośnie umiarkowanie szybko. Służą mu dobre żywienie i częste podmiany wody na świeżą, odstaną, połączone z usuwaniem wszelkich resztek organicznych z dna. Nieodzowne jest także zapewnienie rybkom optymalnego dobrostanu, stąd w zbiorniku powinna znajdować się liczna roślinność, korzenie, kryjówki itp.

Więcej o głowaczyku barwnym można dowiedzieć się z poniższego wpisu i z zawartych w nim innych linków odsyłających do moich wcześniejszych opracowań na temat tego urokliwego gatunku:

Głowaczyk barwny (Tateurndina ocellicauda) raz jeszcze

Poniżej znajduje się link do filmu na moim kanale YouTube, gdzie widać zaciekłą walkę samców:

Gody żab trawnych a.d. 2022

W tym roku, w moim największym oczku wodnym, gody żaby trawnej niestety nie należały do zbyt udanych, zwłaszcza w początkowym okresie. Podobnie jak w latach 2020-21 naliczyłem raptem sześć godujących par. Nadal absolutnym rekordem pozostaje dla mnie rok 2019, kiedy to godowało bez mała 50 osobników. Można o tym przeczytać na moim blogu pod linkiem: http://www.multihobby.net/?p=7937

Pod koniec marca zdeponowana została pierwsza partia skrzeku (może z 3/4 wiaderka o poj. 10 l), ale na początku kwietnia kolejne pary złożyły dodatkowe dwa wiaderka jaj i gdyby nie ten fakt, sezon 2022 uznałbym za mocno nieudany 🙂

A tu jeszcze link do filmiku na moim kanale YT: Gody żab trawnych w oczku wodnym w 2019 r.

Burunduk, wiewiórka syberyjska (Tamias sibiricus) – co warto wiedzieć

Na wstępie informuję, że burunduk znajduje się w wykazie inwazyjnych gatunków obcych stanowiących zagrożenie dla Unii Europejskiej (obok m.in. jenota, piżmaka, nutrii, czy szopa pracza). Zgodnie z obowiązującymi od 2016 r. przepisami posiadanie burunduka, jego chów i hodowla oraz sprzedaż są w Polsce zakazane bez specjalnego zezwolenia z GDOŚ!

Postanowiłem jednak napisać o co nieco o biologii tego gatunku, ponieważ czytelnicy mojego bloga często mnie o to pytają.

Burunduk należy do rodziny wiewiórkowatych (Sciuridae). Jego ojczyzną są obszary leśne (liściaste, mieszane, iglaste) Północnej Azji – od środkowej Rosji, poprzez Chiny, Mongolię, Koreę po Japonię. Można je też spotkać w Zachodniej Europie, gdzie w latach 60-tych ub.w. były masowo importowane z Korei Południowej jako „petsy” w następstwie czego część z nich wydostała się na wolność. Na szczęście gatunek ten dość słabo się rozprzestrzenia i obecnie tworzy tam stabilne populacje. Nazwa burunduka w jęz. angielskim to: Siberian chipmunk lub Common chipmunk. Ssak osiąga masę ciała rzędu kilkudziesięciu gramów, a maksymalnie do 150g. Długość ciała wynosi wraz z ogonem (długi i puszysty, mierzy ok. 12 cm) około 26 cm. Ubarwienie grzbietu i boków ciała jest charakterystyczne – występują naprzemiennie podłużne pręgi – ciemne (zwykle 5) i jasne (zwykle 4). Uszy zaś są małe i zaokrąglone, a u starszych osobników małżowiny mogą mieć liczne ubytki. Omawiane gryzonie mają torby policzkowe, służące im do przenoszenia pokarmu. W niewoli dożywają nawet grubo ponad 7 lat, w naturze – znacznie krócej (2-4 lata).

Te ruchliwe i aktywne w dzień ssaki są z natury samotnikami przejawiającymi zachowania terytorialne (wybrany przez siebie teren znaczą moczem oraz akcentują swoją obecność wokalnie). Zalicza się je do tzw. wiewiórek naziemnych, gdyż z ochotą kopią nory i dużo czasu spędzają właśnie na ziemi, a właściwie pod nią. Wydają charakterystyczne dźwięki (jakby ćwierkania, zgrzyty, gwizdy, rechot itp.). W niewoli nie zapadają zimą w sen (hibernację), choć utrzymywane na zewnątrz (woliera zewnętrzna całoroczna) dużo wtedy odpoczywają w kryjówce (w naturze jest nią zwykle nora, a w niewoli budka), którą mogą opuszczać raz na kilka dni. Burunduki są wszystkożerne – jedzą wszelkie ziarna i nasiona, owoce, warzywa, zioła, kasze, orzechy, suche pieczywo, owady i ich larwy, mięczaki, grzyby, a czasem plądrują gniazda małych ptaków itp.

W warunkach hodowlanych, gdy jeszcze można je było trzymać bez zezwolenia, widywałem burunduki utrzymywane często w całorocznych wolierach zewnętrznych. Doskonale bowiem znoszą mrozy, o ile mają zapewnione odpowiednie kryjówki. W takich warunkach najczęściej były nimi zawieszone na różnych wysokościach budki, w tym naturalne – z pustych pni. Gryzonie ścieliły je sianem, suchymi liśćmi, mchem itp. Zazwyczaj hodowcy zapewniali parze więcej budek i wówczas były one adoptowane na spiżarnie oraz jako miejsce oddawania odchodów. W wolierze powinien być także usypany kopiec (lub kopce) z ziemi z przysypanymi kawałkami rurek z PCW lub z naturalnych pniaków, jako że burunduki bardzo lubią myszkować w podłożu. Zwykle gryzonie te utrzymywane są pojedynczo (hodowcy zgłaszali mi często zachowania agresywne wobec współplemieńców, w tym różnej płci – dochodziło nawet do krwawych walk i śmierci jednego z osobników), ale zdarza się, że pary są bardzo zgrane i absolutnie nie przejawiające wobec siebie jakiejkolwiek agresji. Widywałem także osobniki zupełnie oswojone wobec człowieka, jak i wykazujące wobec niego permanentną płochliwość.

W naturze okres godowy burunduków przypada na wiosnę i rozpoczyna po wybudzeniu się zwierząt z zimowego snu. Gniazdo zakładane jest zwykle w dziupli lub butwiejącym pniu. Po ciąży trwającej około miesiąca samica rodzi 3-8 młodych, które jako gniazdowniki rodzą się głuche, gołe, ślepe i bezradne (masa ciała oseska to około 4g). Po 7-8 tygodniach stają się samodzielne. Rzadko zdarzają się dwa mioty w roku. Dojrzałość płciową młode osobniki uzyskują w 9. miesiącu życia.

Suwak egipski (Gerbillus perapallidus). Chów i rozród

Suwaki dożywają w niewoli 4-5 lat

Ssak ten należy do rzędu gryzoni (Rodentia) i rodziny myszowatych (Muridae), a po angielsku zwie się Pale (Pallid) Gerbil. W naturze zasiedla północno-zachodni Egipt na zachód od Nilu aż do depresji Kattara. Dorasta do 26 cm (z czego na ogon przypada około 15 cm) i osiąga masę ciała do 50 g. Dożywają 4–5 lat.

U suwaków zwracają uwagę duże, czarne, lekko wyłupiaste oczy

Ubarwienie grzbietu i boków jest piaskowo-żółte, niekiedy z lekkim odcieniem pomarańczowym lub brązowym. Strona brzuszna jest mniej lub bardziej białokremowa, podobnie jak część twarzoczaszki, szczególnie wokół oczu i po bokach pyszczka. Zwracają uwagę duże, czarne, lekko wyłupiaste oczy. Uszy  poruszają się niezależnie i są bez pigmentu. Ogon jest długi i nieowłosiony. Kończyny miedniczne są mocniejsze niż piersiowe, silniej umięśnione, przystosowane do szybkich skoków. Ich powierzchnie podeszwowe są owłosione.

Ogon jest długi i nieowłosiony, pomaga w zachowaniu równowagi ciała

Są to ssaki stadne, towarzyskie, bardzo ciekawskie i aktywne przez całą dobę. Można utrzymywać je parami lub w haremie (lepiej). Z upodobaniem kopią proste nory. W naturze po schronieniu się pod ziemią wejście do nory jest zasypywane dla ochrony przed drapieżnikami. Całkiem dobrze się wspinają. W zachowaniu równowagi bardzo pomaga im ogon. W hodowli zdarzają się czasami osobniki nakrapiane, z licznymi białymi łatkami na ciele.

Suwak egipski to jeden z najbardziej łagodnych i przyjaznych wobec człowieka gryzoni

Omawiane gryzonie są wszystkożerne z przewagą pokarmu roślinnego. Oprócz typowych mieszanek i granulatów dla gryzoni roślinożernych, siana i suszy podajemy im od czasu do czasu karmę pochodzenia zwierzęcego, np. odrobinę twarogu lub jaja ugotowanego na twardo, owady karmowe i ich larwy, kilka peletek suchej karmy psiej albo kociej. Zielonki, warzywa i owoce są chętnie zjadane, ale nie należy podawać ich zbyt dużo ani zbyt często.

Suwaki są wszystkożerne z przewagą pokarmu roślinnego

Mają tendencję do zgryzania przedmiotów i gromadzenia pokarmu w kryjówkach. Są to zwierzęta dość ciepłolubne, nie hibernują. Łatwo się oswajają, są bardzo przyjazne i mało płochliwe. Pozwalają się głaskać, brać na ręce itp. Są bardzo czyste, nie wydzielają nieprzyjemnego zapachu. Najlepsza do chowu jest metalowa klatka o rozstawie prętów 1,5 cm, terrarium lub akwarium szczelnie przykryte drobną siatką. Dla pary należy zapewnić wymiary co najmniej 70×30×40 cm.

Oprócz typowych mieszanek i granulatów dla gryzoni roślinożernych, siana i suszy suwakom podajemy od czasu do czasu także karmę pochodzenia zwierzęcego

Konieczne są liczne kryjówki (mały domek, wyszczerbiona doniczka, kokos, gałęzie, rurki, drabinki, tunele, lity kołowrotek itp. Ściółka powinna mieć grubość minimum 8 cm. Wystrój można urządzić w typie stepu – z grubą warstwą piasku zmieszanego z torfem i trocinami, kilkoma kamieniami i korzeniami, wiechciami suchych traw lub trzcin itp. Co 1–2 dni na około pół godziny wstawiamy do pomieszczenia naczynie ze specjalnym piaskiem do kąpieli (np. małą kulę akwarystyczną).

U suwaków występuje poligynandria, czyli wielogamia

U samca odległość między odbytem i ujściem cewki moczowej jest znacznie większa niż u samicy. Dobrze widoczne są także jądra w worku mosznowym. Dorosła samica jest zwykle nieco masywniejsza od samca. Dojrzałość płciową osiągają w wieku 14–15 tygodni, ale do rozrodu należy przeznaczać osobniki co najmniej 4-miesięczne. U suwaków występuje poligynandria (wielogamia), co oznacza że dwa samce (a często kilka) mogą kopulować z dwiema lub kilkoma samicami.

Ciąża u suwaków trwa około 22 dni, a w miocie rodzi się zwykle 3–5 młodych

Masa ciała noworodka wynosi niewiele ponad 2 g. Suwaki są gniazdownikami. Młode zaczynają widzieć po mniej więcej 15 dniach. Odsadzamy je po 3–4 tygodniach. Rzadko mają miejsce przypadki kanibalizmu lub porzucania młodych. Zwierzę chwytamy jedną ręką za skórę na karku. Można także trzymać je na dłoni i palcami drugiej ręki przytrzymywać za nasadę ogona. Łagodne, oswojone osobniki można przenosić w dłoniach lub podnieść od dołu obiema rękami i przykryć od góry kciukami, ale bywa że niektóre suwaki się wtedy płoszą.

Łagodne, oswojone osobniki można przenosić w dłoniach

W naturze zamieszkują głównie tereny suche, piaszczyste (np. nadmorskie wydmy), zwykle ubogie w roślinność. Po schronieniu się pod ziemią wejście do nory jest zasypywane dla ochrony przed drapieżnikami. Wydalają maksymalnie odwodniony mocz i kał, co jest powstałym na drodze ewolucji przystosowaniem do życia w skrajnie niekorzystnych, pustynnych warunkach środowiskowych.

Suwaki wydalają maksymalnie odwodniony mocz i kał, co jest przystosowaniem do życia na pustyni

Do porozumiewania się suwaki używają głównie sygnałów dźwiękowych oraz chemicznych – feromonów lub wydzieliny gruczołów łojowych na brzuchu. Czasami można zaobserwować niesnaski pomiędzy osobnikami mieszkającymi w tym samym pomieszczeniu. Jeżeli są utrzymywane w zbyt dużym zagęszczeniu, mogą podgryzać sobie ogony. Przestraszony gryzoń najczęściej zamiera w bezruchu lub gwałtownie skacze w przód na odległość nawet metra.

Zielonki, warzywa i owoce są chętnie zjadane, ale nie należy podawać ich zbyt dużo ani zbyt często

Według moich obserwacji gatunek ten należy do najbardziej łagodnych wobec człowieka. Nigdy nie zdarzyło mi się, aby któryś z suwaków ugryzł mnie lub podrapał. Gryzonie te zdają się bowiem bardzo lubić swego opiekuna. Zdaniem wielu lekarzy weterynarii suwaki egipskie bardzo źle znoszą zastrzyki i mogą po nich nawet paść.

Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis) i nie tylko, cz. I. Chów

Ten zasłużony weteran akwarystyki znany jest w naszym pięknym hobby już od ponad 150 lat. Po raz pierwszy ryby te sprowadzono do Europy (Paryż) w 1869 r., gdzie zostały rozmnożone przez francuskiego ichtiologa Pierre’a Carbonnier’a (1828-1883). Na ziemiach polskich zaś wielkopłetwy pojawiły się w latach 70. XIX wieku. Od końca lat 80-tych ubiegłego stulecia nastąpił mniejszy lub większy zmierzch popularności gatunku, niemniej nigdy nie został on zapomniany, ani też nie zniknął na dobre z akwariów polskich hobbystów. W niewoli wyhodowano kilka odmian wielkopłetwa wspaniałego, np. „Snakeskin”, niebieską (w tym także Super Blue), albinotyczną, czerwoną i inne. Z kolei pokrewnym do omawianego gatunkiem jest wielkopłetw czerwony (Macropodus erythropterus, ang. Red-backed Paradisefish), pochodzący z górskich strumieni Wietnamu. Barwa czerwona wcale nie jest u niego tak dominująca, jak mógłby na to wskazywać drugi człon nazwy gatunku. Owszem górna część tułowia oraz gdzieniegdzie płetwy, zwłaszcza brzuszne mogą być czerwonawe, ale kolorem dominującym jest szaro-brunatno-niebieskawy. Zwykle brak jest tu plamy na wieczku skrzelowym, a jeśli występuje to jest dość niewyraźna i wyblakła. Na uwagę akwarystów zasługuje także inny wietnamski gatunek, a mianowicie wielkopłetw czarny (Macropodus spechti, ang. Black Paradisefish). Jest on podobnie ubarwiony co opisywany wyżej z tym, że nie ma czerwonych znaczeń na ciele i płetwach (za wyjątkiem niekiedy promieni płetw brzusznych). Prawdziwie ciemne ubarwienie ryby te przybierają dopiero w odpowiednich warunkach środowiskowych (dużo roślin, stonowane oświetlenie, ciemne podłoże oraz urozmaicone żywienie), a także w okresie tarła. Niektórzy badacze podejrzewają, że wielkopłetw czerwony i czarny to w rzeczywistości ten sam takson.

Wielkopłetw czarny (Macropodus spechti, ang. Black Paradisefish)

Wielkopłetw wspaniały należy do rodziny guramiowatych (Osphronemidae) i dawniej zwany był makropodem lub, rzadziej, rybą rajską. Jego nazwa zaś w języku angielskim brzmi: Paradisefish. Pierwotną ojczyzną występowania są w naturze wody Azji Wschodniej (Chiny) i Południowo-Wschodniej (Wietnam) – od zlewisk dużych rzek i starorzeczy po kanały, pola ryżowe, rowy melioracyjne, sadzawki, rozlewiska i bagna. Są to siedliska wodne zwykle ubogie w tlen, ciepłe, niezbyt głębokie, często zamulone lub wręcz błotniste, mętne i bogate w materię organiczną zalegającą na dnie. W wyniku działalności człowieka wielkopłetwy rozprzestrzeniły się także na inne, czasami odległe tereny (np. Madagaskar, USA). Aby móc żyć w opisanych powyżej, niekorzystnych warunkach środowiskowych gatunek ten, jak i inni przedstawiciele błędnikowców (Anabantoidei) natura wyposażyła w dodatkowy, parzysty narząd oddechowy zwany błędnikiem (narządem błędnikowym) lub labiryntem.

Żałobniczka (Gymnocorymbus ternetzi). Rozród

Przedstawiciele licznej rodziny kąsaczowatych prezentują zróżnicowaną skalę trudności, jeśli chodzi o rozmnażanie – od taksonów mało, poprzez średnio, do bardzo wymagających. Żałobniczki należą do tej pierwszej grupy z pewnymi jednak zastrzeżeniami, o których piszę poniżej. Szczególnie dobrze widać u nich, jak żywienie urozmaiconym, żywym pokarmem (czarne larwy komarów, rureczniki, szklarki, ochotki, zooplankton itp.) sprawia, że jajniki samic szybko wypełniają się komórkami jajowymi. Jeśli tarło przeprowadzane jest z nastawieniem na uzyskanie jak największej liczby przychówku, to dodatkowo osobniki rodzicielskie należy rozdzielić według płci na 7-10 dni i karmić w tym czasie obficiej. Wówczas gody będą bardziej intensywne. Czasem hodowcy wpuszczają na tarlisko najpierw samce, a dopiero po 1-2 dniach samice, co także zwiększa wydajność tarła (obznajomione ze zbiornikiem samce ruszają od razu do akcji). Niemniej w warunkach amatorskich takie postępowanie jest, moim zdaniem, niepotrzebne. Czarne tetry można rozmnażać parami lub też z przewagą samców – trójkami, piątkami, bądź grupowo.

Zbiornik tarliskowy powinien mieć pojemność 30-60 l i głębokość do 25 cm. Należy ustawić go w spokojnym miejscu, gdyż tarlaki są często do tego stopnia płochliwe, że nie przystępują do tarła. Także zbyt małe akwarium lub zbyt twarda w nim woda mogą powodować ten sam niekorzystny efekt. Niemniej doświadczeni hodowcy, znający doskonale swoje ryby, przeprowadzają ich rozród nawet w zbiornikach 15-20 l. Wystarcza słabe oświetlenie o mocy kilku W lub tylko naturalne. Niekiedy dobrze jest przysłonić boki akwarium hodowlanego, a także przód tekturą, ale generalnie zacienienie wymagane jest po skończonym tarle (poranne światło słoneczne znakomicie bowiem stymuluje osobniki rodzicielskie do godów).

Podobnie jak w przypadku wielu innych przedstawicieli rodziny kąsaczowatych także i tutaj jakość mikrobiologiczna wody ma priorytetowe znaczenie na osiągane wyniki hodowlane. Ikra żałobniczek jest bowiem dość wrażliwa na wszelkie zanieczyszczenia, w tym mikrobiologiczne (szczególnie grzyby). Zarodki w jajach źle się rozwijają, jeśli woda jest zbyt twarda (a także bardzo miękka) oraz gdy są wystawione na zbyt intensywne światło. Do rozmnażania omawianych ryb zalecam zatem dobrze odstaną wodę wodociągową zmieszaną z jej partią pochodzącą z filtra RO w takich proporcjach, które pozwolą na uzyskanie twardości rzędu 6-8ºn (są to moim zdaniem najlepsze parametry). Odczyn wody powinien być obojętny lub lekko kwaśny (pH 6,5-7,0), a temperatura w granicach 26-28ºC.

Osobiście zawsze używam odkażonego rusztu ikrowego w postaci plastikowej siatki o niewielkich oczkach (do 0,5 cm), przymocowanej na ramkach lub obciążonej kamykami, która najlepiej chroni jaja przed żarłocznością tarlaków (głównie po zakończonym tarle). W jednym lub dwóch częściach zbiornika należy dodatkowo umieścić gęstą kępę wywłócznika, rogatka lub mchu. Rośliny (zamiast nich można także użyć wyparzonej włóczki, przędzy syntetycznej) trzeba wcześniej odkazić poprzez 5-10 minutowe zanurzenie w roztworze nadmanganianu potasu (0,05 g/l) lub rivanolu (2 tabletki rozpuszczone w szklance przegotowanej i ostudzonej do temperatury pokojowej wody). Niektórzy hobbyści nie stosują rusztu ikrowego i przykrywają dno tylko warstwą wspomnianych wyżej miękkolistnych roślin, które przyciskają niewielkimi kamykami. Inni zaś rozkładają równomiernie na dnie szklane kulki o średnicy 1-2 cm. Przy zastosowaniu tych ostatnich miejscowe użycie kęp roślinności także jest, moim zdaniem, konieczne.

Jakość materiału hodowlanego ma zawsze bardzo duże znaczenie. Hodowca powinien zawsze brać pod uwagę takie kryteria selekcyjne przeznaczonych do rozrodu ryb jak: dobry stan zdrowia (brak wspomnianych wyżej ognisk nowotworowych), kondycję (najlepsza to tzw. hodowlana, a więc brak zarówno wychudzenia, jak i zapasienia organizmu) oraz wybarwienie (tu liczy się np. „czarność”, czyli „spódnica” samców). Odnośnie tej ostatniej cechy, to według moich obserwacji mleczak, który nie jest wystarczająco „czarny” nie musi być od razu kwalifikowany jako gorszy. Nierzadko bowiem, także „jasne” samce zdają się być tak samo żywiołowymi i jurnymi partnerami dla samic. Statystycznie jednak rzecz ujmując (jest to moja subiektywna ocena) przy bardziej „ciemnym” mleczaku większe jest prawdopodobieństwo, że procent zapłodnionych jaj będzie wyższy.  

Dysponując obszerniejszym zbiornikiem tarliskowym (80-100 l) można przeprowadzić tarło grupowe z udziałem kilku par lub kompletów z przewagą samców (2×3 lub 3×5 lub nawet 8×12). Wybrane tarlaki najlepiej jest wpuścić do niego wieczorem. Jeśli wszystko jest w najlepszym porządku to tarło następuje zwykle na drugi dzień rano. Ma ono burzliwy i gwałtowny przebieg (zwłaszcza, gdy ryby zostały uprzednio dobrze przygotowane) i trwa zwykle 3-5 godzin. Pojedyncze akty tarła mają miejsce głównie pośród rozłożonej na ruszcie roślinności, a także w górnej warstwie toni wodnej. Podczas kolejnych zbliżeń ikrzyca wyrzuca kilka do kilkunastu jajeczek, które mleczak natychmiast zapładnia. Są one cięższe od wody i opadają na dno. Ich średnica wynosi 0,8-0,9 mm. Żałobniczka to gatunek bardzo płodny – w pełni wyrośnięta i dobrze odkarmiona samica może ponoć złożyć nawet 2000 jaj. Na podstawie swoich wieloletnich doświadczeń hodowlanych z omawianym gatunkiem uważam, że jest to liczba zawyżona i powielana w literaturze przez różnych autorów. Chwała bowiem temu hodowcy, który uzyska z tarła ponad 1000 ziaren ikry od samicy (przeciętnie jednak w warunkach amatorskich jest ich zazwyczaj kilkaset). Po skończonym tarle odpoczywające w bezruchu, wyczerpane amorami ryby należy odłowić. Zbiornik zaciemniamy (raczej całkowicie) tekturą lub szarym papierem. Od tej chwili wskazanie jest stałe i delikatne filtrowanie (wystarcza do tego celu zwykły filtr gąbkowy bez obudowy) oraz drobnoperliste napowietrzanie wody.

Larwy wylęgają się po około 24-36 godzinach i mierzą mniej niż 2 mm. Początkowo, do czasu zresorbowania woreczka żółtkowego wiszą na szybach i roślinach. Po dalszych 3-4 dniach napełniwszy powietrzem atmosferycznym pęcherz pławny zaczynają swobodnie pływać. Intensywne zaś żerowanie wylęg rozpoczyna po kolejnych 2-3 dobach. I tu mogą pojawić się pierwsze rozczarowania. Hodowca może bowiem stwierdzić nagle, że narybku jest bardzo mało i że, co gorsza, z każdym dniem go ubywa. Praktycznie po kilku dniach, mimo zdawałoby się prawidłowego żywienia, po przychówku nie ma już śladu. Przyczyną takiego niekorzystnego stanu rzeczy mogą być nieodpowiednie, inne warunki środowiskowe dla rozwoju zarodków w jajach (głównie zła twardość wody), wątpliwej jakości materiał hodowlany, nieprawidłowo urządzony zbiornik tarliskowy itp.

Narybek jest wrażliwy na światło, stąd utrzymujemy nadal umiarkowane zacienienie zbiornika. Bezwzględnie najlepszym dla niego pierwszym pokarmem jest karma żywa, która zapewnia optymalny wzrost i rozwój. Początkowo, przez pierwsze 3-4 dni, należy podawać tzw. pył, czyli pierwotniaki wyhodowane odpowiednio wcześniej na pożywkach organicznych (skórka banana, siano itp.) lub preparatach handlowych (np. Protogen), larwy oczlików oraz wrotki (te ostatnie z powodzeniem stosowałem niekiedy w monodiecie). Praktycznie od piątego dnia można próbować skarmiać najdrobniejszymi larwami solowca. Po kolejnych kilku dniach podajemy już węgorki bananowe i/lub mikro, miażdżone i doskonale wcześniej przepłukane rureczniki, drobniutki zooplankton. Oczywiście zamiennie lub naprzemiennie z pokarmem żywym można (od samego początku) podawać narybkowi karmę mrożoną (moina, wrotka, a potem bosmina, cyklop) oraz suchą – markowe prestartery dla narybku ryb jajorodnych (np. typu fluid lub pyliste).

Doświadczeni hodowcy nierzadko karmią narybek rozdrobnionymi drożdżami i/lub żółtkiem ugotowanego na twardo jaja kurzego. Jeszcze inni stosują pył ze zmielonego granulatu pstrągowego. Pokarmy te niosą jednak za sobą ryzyko szybkiego zepsucia się wody w przypadku przekarmienia nimi. Lepiej, moim zdaniem, sprawdza się tzw. przecier. Jest to mieszanina odrobiny żółtka jaja, dokładnie zmiażdżonych pomiędzy szklanymi płytkami rureczników, larw ochotek i doniczkowców. Całość przeciskamy następnie przez płócienną szmatkę, a uzyskaną masę przenosimy do niewielkiego naczynia (np. małego słoika) zalanego wodą. Intensywnie mieszamy do chwili aż wytworzy się drobniutka, mglista zawiesina. Odczekujemy aż większe cząstki karmy opadną na dno i strzykawką pobieramy zawiesinę z powierzchniowej i środkowej warstwy. Pokarm podajemy często, lecz w małych ilościach.

Młode żałobniczki rosną bardzo szybko, lecz nierównomiernie. Mimo to przejawy kanibalizmu obserwuje się u nich raczej rzadko (głównie z powodu zaniedbań ze strony opiekuna). W wieku 3-4 tygodni podrośnięty narybek należy przenieść do obszerniejszego zbiornika wypełnionego odstaną wodą, o parametrach fizyko-chemicznych zbliżonych do docelowych przy chowie. Mimo zapewnienia sprawnego systemu napowietrzająco-filtrującego najdalej co drugi dzień przeprowadzamy dokładne czyszczenie dna z resztek pokarmowych i odchodów. Tu w roli sanitariuszy dobrze sprawdzają się także ślimaki lub młode zbrojniki. W tym czasie czarne tetry przyjmują już praktycznie każdy rodzaj pokarmu. Ich dalszy odchów nie napotyka na trudności. Szczególnie piękny widok na tle soczystej zieleni prezentują podrośnięte, smoliście czarne i pływające w zwartym stadku osobniki młodociane.

O chowie żałobniczki pisałem tu:

Szczotkogon skalny (Sekeetamys calurus). Chów i rozród

Ten niezwykle ciekawy, nietuzinkowy i rzadki w terrariach polskich hobbystów gryzoń należy do rodzimy myszowatych (Muridae) i w jęz. angielskim zwany jest Bushy-tailed jird. Jego ojczyzną jest Afryka Północna (od wschodniego Egiptu, włączając Półwysep Synai poprzez wschodnie rejony Izraela i południowe Jordanii aż po środkową część Arabii Saudyjskiej). Są to tereny suche, jałowe, pustynne lub półpustynne, często skaliste do umiarkowanie górskich (brak lub bardzo skąpe opady deszczu, silne wiatry, duże dobowe wahania temperatury powietrza, uboga baza pokarmowa). Szczotkogony są jednak znakomicie przystosowane do życia w tak nieprzyjaznym środowisku – z braku wody ich mocz jest zagęszczony i skoncentrowany, a odchody maksymalnie odwodnione (stąd wydzielają znacznie mniej przykrego zapachu niż ma to miejsce np. u myszy, szczurów lub chomików). Ponadto organizm omawianego gryzonie ma zdolność modyfikowania tempa metabolizmu, np. w czasie spoczynku. Występuje tu także tzw. bezdrżeniowa termogeneza, która jest uruchamiana lub dezaktywowana w zależności od temperatury otoczenia.

Szczotkogon skalny nie jest w naturze zagrożony wyginięciem, a jego populacja jest dość stabilna. Dorosły osobnik osiąga zwykle masę ciała rzędu 50-60 g (w naturze 35-50 g), choć w niewoli zdarzają się okazy o 20-30 g cięższe. Osiąga długość 23-29 cm z czego na ogon przypada 13-16 cm. Kończyny są smukłe, o nieowłosionych stronach podeszwowych – tylne znacznie dłuższe, umożliwiające zwierzęciu dalekie skoki oraz, co ciekawe i praktycznie nieobserwowane w niewoli, zadawanie ciosów (kopnięć) napastnikowi w chwili bezpośredniego zagrożenia życia. W warunkach terrariowych dożywa 5 lat, rzadko dłużej.

Na pierwszy rzut oka, pomijając ogon, gryzoń przypomina nieco swym wyglądem powiększonego myszoskoczka (gerbila). W jego budowie zewnętrznej zwracają uwagę niemałe, lekko wydłużone uszy, duże oczy, długie wibrysy i nade wszystko długi, gęsto owłosiony ogon na końcu, którego włos jest dłuższy, jasny (czasami aż biały) i tworzy charakterystyczną szczoteczkę (przypomina cokolwiek ogon szynszyli małej). Ogon noszony jest często w górze, a pokrywające go długie włosy (ok. 1,5 cm) są nierzadko postawione, co jeszcze bardziej dodaje mu puszystości. Niestety nie zawsze ma on taki piękny wygląd i w złych warunkach środowiskowych może być mniej lub bardziej wytarty lub nawet mieć ubytki, zwłaszcza na końcu. Ubarwienie ciała szczotkogona najlepiej obrazują zdjęcia, przy czym strona brzuszna jest znacznie jaśniejsza (odbija w naturze ciepło wydzielane przez nagrzane podłoże).

Gryzoń prowadzi naziemny, nocny tryb życia, choć w terrarium także jest od czasu do czasu aktywny i za dnia – tu wiele zależy od hodowcy i czasu, który może poświęcić swoim podopiecznym. W naturze szczotkogony kopią liczne nory (lub też zajmują te opuszczone przez inne zwierzęta), stąd w terrarium gruntownie przekopują ściółkę. Często rano hodowca stwierdza istne pobojowisko. Miseczka na karmę suchą musi być metalowa lub kamionkowa, inaczej zostanie szybko zgryziona. Zaś poidło kulkowe przyczepiane od zewnątrz to najlepsze rozwiązanie.

Szczotkogony skalne nie należą do samotników i powinny być utrzymywane w grupie rodzinnej lub parami (z czasem i tak stworzą grupę rodzinną). Można także trzymać dwa osobniki tej samej płci, zwłaszcza wtedy gdy były wychowane razem od małego. Są to zwierzęta bardzo łagodne. Nigdy żaden osobnik nawet nie próbował mnie ugryźć. Po zaznajomieniu z opiekunem można swobodnie brać je na ręce – tu zachowaniem przypominają mi nieco oswojone szynszyle. Agresja wewnątrzgatunkowa może jednak dawać o sobie znać, zwłaszcza między dorosłymi, walczącymi o przywództwo w grupie samcami, a także w chwili dołączenia obcego osobnika do ustabilizowanej pod względem hierarchii grupy – tu należy zachować szczególną ostrożność i czujność, aby móc w porę zareagować i oddzielić gnębionego współplemieńca.

Omawiane gryzonie są wszystkożerne z przewagą karmy roślinnej. Jedzą markową mieszankę ziaren dla myszoskoczków, którą ja mieszam w równych częściach z tą przeznaczoną dla szynszyli, koszatniczek, królików, a także dodaję nieco tej dla dużych i/lub średnich papug. Powinny mieć stały dostęp do dobrej jakości siana, suszu i czystej wody. Ponadto chętnie jedzą zielonkę (mniszek lekarski, krwawnik, komosa, gwiazdnica, babki, trawy itp.), warzywa (marchew, cykoria, szpinak), zioła (rukola, roszpunka, bazylia), gałązki jabłoni, akacji, leszczyny, wierzby itp. Owoce podajemy natomiast rzadziej, góra 1-2 razy w tygodniu i w niewielkich ilościach (jabłko, gruszka) tak samo, jak owady karmowe (świerszcze, karaczany, plankton łąkowy) lub ich larwy (mączniki, drewnojady). Od czasu do czasu mogą zgryzać wysuszone na kość białe pieczywo, sucharki, a okazjonalnie odrobinę suchej karmy dla kota.

Pomieszczeniem do hodowli powinno być duże terrarium, względnie puste akwarium (zawsze szczelnie przykryte drobną siatką), ewentualnie metalowa klatka (dla pary o wymiarach co najmniej 80x35x30 cm). Klatki wykonane z drewna lub plastiku mogą zostać przez szczotkogony szybko zgryzione. Jako ściółkę stosujemy 10–15-centymetrową warstwę odpylonych trocin (lub substratu kukurydzianego, torfu itp.), zmieszaną z korą, suchymi liśćmi oraz sianem (rozłożonym na wierzchu). Konieczne są różnorodne kryjówki w postaci wydrążonych kawałków pni, rurek z PCW, półokrągłe połówki pniaków, kawałki kory, nieduże domki itp. Te ostatnie mogą być wyścielone kawałkami papierowego ręcznika, ligniny, miękkich szmatek, suchym mchem itp. U mnie zwierzęta te nie korzystały z kołowrotka, ale jeśli już to musi być on lity, aby nie doszło do ewentualnego wkręcenia się długiego ogona.

Dwa, trzy razy w tygodniu należy wstawiać do pomieszczenia pojemnik ze specjalnym piaskiem do kąpieli (jak dla szynszyli). Nie wszystkie jednak osobniki chętnie z niego korzystają. Zamiast ściółki można użyć warstwy grubszego piachu (kilka cm). Doskonałym urozmaiceniem takiego zbliżonego do naturalnego środowiska będą wówczas kamienne groty, korzenie, suche kępy traw lub suche ulistnione pędy drzew liściastych (np. wierzby). Jeśli szczotkogony utrzymujemy w pomieszczeniu nieogrzewanym (np. w domku na działce), to w chłodniejsze dni należy zapewnić im źródło ciepła, np. matę grzewczą pod spodem terrarium/akwarium.

Dymorfizm płciowy manifestuje się podobnie jak u innych gryzoni. Samiec w okolicach nasady ogona (jest u niego bardziej okazały) ma dobrze widoczną mosznę z jądrami. Odległość między odbytem i ujściem cewki moczowej jest u niego znacznie większa niż u samicy Pierwsze oznaki dojrzałości płciowej u zwierząt mogą być widoczne już w wieku około 8 tygodni. Do rozrodu powinny być jednak przeznaczane osobniki maksymalnie wyrośnięte, w wieku co najmniej 4,5-5 miesięcy. W grupie szczotkogonów rozmnaża się zwykle tylko dominująca para. U gatunku tego ma miejsce monogamia sezonowa. W naturze najczęściej objawy rui u samicy (wydziela specyficzne feromony płciowe) oraz akty krycia poprzedzone widowiskowymi gonitwami obserwuje się wczesną wiosną – mniej więcej na przełomie lutego i marca. Szczotkogony utrzymywane od lat w niewoli można jednak rozmnażać przez cały rok. Długość ciąży wynosi 21-24 dni. Nie jest to gatunek płodny – w miocie jest najczęściej 3-5 młodych (2-3 w naturze). Rodzą się one jako typowe gniazdowniki, a więc ślepe, głuche, nagie i bezradne. Kanibalizm występuje rzadko. Prowadzi do niego głównie zła dieta oraz nadmierny stres. W grupie zwierząt można obserwować ciekawe zachowania socjalne kiedy to wszyscy jej członkowie opiekują się potomstwem pary dominującej. Młode stają się samodzielne w 5-6 tygodniu życia i wtedy można je oddzielić od rodziców.

Szczupieńczyk – Epiplatys infrafasciatus

Życząc Państwu wszystkiego najlepszego, a zwłaszcza duuużo zdrowia na nadchodzące Święta oraz wszelkiej pomyślności w Nowym Roku postanowiłem ostatni wpis 2021 roku poświęcić temu pięknemu szczupieńczykowi 🙂

Omawiany szczupieńczyk występował dawniej pod różnymi nazwami: Haplochilus infrafasciatus, Epiplatys sexfasciatus rathkei, Epiplatys infrafasciatus baroi, Epiplatys sexfasciatus infrafasciatus, Epiplatys longianalis. Wydaje się, że najbardziej dziś poprawna to Epiplatys infrafasciatus, ale przeważająca większość akwarystów rozpoznaje go nadal jako E. i. rathkei. Zamieszanie w nazewnictwie spowodowane jest faktem występowania w naturze wielu form geograficznych o zróżnicowanym wyglądzie zewnętrznym. Naukowcy zakwalifikowali takson do umownej grupy Sexfasciatus i rodziny Nothobranchiidae, która z kolei została przed laty wyłoniona ze szczupieńczykowatych (Aplocheilidae).

W naturze zamieszkuje wody Afryki Zachodniej i Środkowej nad Zatoką Gwinejską – od południowo-wschodniej Nigerii, poprzez Kamerun i Gwineę Równikową po Gabon.

Dymorfizm płciowy u dorosłych osobników jest dobrze widoczny. Samica jest skromniej ubarwiona – na jej sino-szarym, usianym czerwonawymi kropkami ciele widnieje 6-8 poprzecznych, ciemnych, dość szerokich pręg, które zazwyczaj są dobrze widoczne. Partie brzuszne są wyraźnie jaśniejsze i wypukłe, a krawędzie płetw opalizują gdzieniegdzie (na małych odcinkach) na niebiesko. W ubarwieniu nieco większego samca uwagę obserwatora przykuwa kolor żółty, zwłaszcza na płetwach (z wyjątkiem piersiowych). Liczniejsze czerwone cienkie linie, wzorki i kropki oraz niebieskie obramowania płetw (znacznie dłuższe odcinki niż u samicy) nadają mu o wiele jaskrawszy wygląd. Poprzeczne ciemne pręgi są u samca znacznie słabiej zaznaczone, często wyblakłe, a bywa, że wręcz niewidoczne.

Epiplatys infrafasciatusnajlepiej czuje się najlepiej w zbiorniku z bogatą szatą roślinną, podłożem o ciemnej barwie (drobny żwirek) i kryjówkami w postaci zatopionych gałęzi, kawałków drewna, łupin kokosu, korzeni i liści (bukowych, dębowych, migdałecznika). Z roślinności, która zapewniałaby mu schronienie i jednocześnie dobrze tłumiła silne oświetlenie najlepsze są, moim zdaniem, gęste, luźne, miękkolistne kępy moczarki, wywłócznika, najasu lub też typowe taksony pływające: pistia rozetkowa, limnobium gąbczaste, paprotnica rutewkowa itp. Wówczas dobrostan naszych podopiecznych będzie optymalny. Niektórzy hodowcy zalecają niewielki dodatek torfu włóknistego (wygotowanego i dobrze przepłukanego), co ewentualnie można rozważyć. Akwarium powinno być dobrze przykryte ze względu na skoczność omawianych ryb.

Szczupieńczyki najlepiej chowają się w systemie haremowym. Na jednego samca powinny wówczas przypadać 2-4 samice. Dla takiej obsady zbiornik, najlepiej jednogatunkowy, może mieć pojemność około 100 l. Chów gromadny jest także jak najbardziej możliwy, ale oczywiście w bardziej przestronnym akwarium. Niesnaski pomiędzy dorosłymi samcami rywalizującymi o względy samic, a czasami także i o terytorium są z reguły niegroźne. Ewentualnym towarzystwem dla omawianych ryb w zbiorniku zespołowym mogą być gatunki denne, szybko pływające i stadne (ale nie te najmniejsze), a ponadto nieagresywne, o podobnych rozmiarach ciała. Jest to z natury ryba całkiem spokojna. Niemniej, rzadko, ale trafiają się osobniki nader zadziorne, choć głównie wobec współplemieńców.

Generalnie E. i. rathkei uchodzi za takson wytrzymały i dość odporny o ile, rzecz jasna, został wcześniej odpowiednio zaaklimatyzowany do takich czy innych warunków środowiskowych. Optymalne zaś parametry fizyko-chemiczne wody są następujące: temperatura 23-25ºC, odczyn lekko kwaśny do obojętnego (pH 6,5-7,0) i twardość ogólna do 12ºn. W zbiorniku o niskiej obsadzie ryb jej podmian w objętości 10-15% można dokonywać co dwa tygodnie. Konieczna natomiast jest dobra filtracja wody, która zapewniałaby klarowną jej przejrzystość, dobre natlenienie i co najwyżej lekki, subtelny ruch.

Szczupieńczyki są drapieżnikami i powinny być żywione pokarmem pochodzenia zwierzęcego – mrożonym i/lub żywym (szczególnie preferują larwy owadów oraz ich postacie dorosłe (muchówki, komary itp.). Zjadają także doniczkowce, rurecznik, dorosłe solowce. Wysokobiałkowa karma płatkowa może mieć udział w ich diecie, ale trzeba się liczyć z tym, że początkowo może nie być zbyt chętnie pobierana. W optymalnych warunkach E. i. rathkei dożywają w akwarium ponad 3 lat.

Warto także przejrzeć wpisy pod poniższymi linkami, dotyczące innych gatunków szczupieńczyków hodowanych w akwariach: