Neolamprologus calliurus – chów i rozród

Ten jakże piękny (największą rolę odgrywają tu barwy poboczne) i kształtny muszlowiec pochodzi oczywiście z jeziora Tanganika, a jego nazwa w języku angielskim brzmi: Calliurus Shelldweller. W naturze zamieszkuje w jeziorze strefę przejściową o podłożu piaszczysto-skalistym na głębokości od 10 do 40 metrów. Środowiskiem preferowanym przez samice są luźno rozrzucone na dnie muszle, w tym także te znajdujące się w nieckach utworzonych przez inny gatunek – Neolamprologus callipterus. Ten ostatni pełni w nich, w pewnym sensie, rolę „strażnika” chroniącego muszlowce przed drapieżnikami. Razem z „kaliurusami” miejsce skupienia muszli zajmować może także Telmatochromis vittatus. Z kolei samce N. calliurus zajmują kryjówki pomiędzy kamieniami/skałkami. Ich terytoria obejmują kilka, kilkanaście muszli, w których znajdują się samice. Jest to bowiem gatunek z natury haremowy. Ikrzyca spędza większość czasu w kryjówce, podczas gdy mleczak patroluje rewir wokół, będący jego terytorium.

W akwarium omawiane ryby dość umiarkowanie strzegą swego rewiru i kryjówki. Samce nierzadko walczą między sobą, niemniej dość szybko ustala się między nimi hierarchia, o ile zbiornik jest duży i odpowiednio urządzony (liczne kryjówki). W nieodpowiednich warunkach środowiskowych walki mogą przybierać na sile i być cokolwiek brutalne. Także samice bywają wobec siebie od czasu do czasu zadziorne. Mimo pokaźnych rozmiarów samca wzajemne relacje pomiędzy partnerami są dość łagodne. Jednakże, po przeniesieniu w nowe miejsce, ryby wykazują zwykle wzmożoną płochliwość. Bywa, że samica przez kilka kolejnych dni nie wychodzi z muszli, a samiec zza kamieni. Towarzystwem dla „kaliurusów” w zbiorniku mogą ewentualnie być inne gatunki muszlowców, np. Neolamprologus similis, Lamprologus callipterus, a także przedstawiciele rodzajów Telmatochromis, Altolamprologus.

Dla pary ryb powinno się przeznaczyć zbiornik o pojemności co najmniej 80 l; dla niedużego haremu – min. 150 l, najlepiej długi i niezbyt wysoki. Jako podłoże stosujemy tradycyjnie 4-5 cm warstwę piasku o średniej granulacji. I teraz, najbardziej zbliżone do naturalnych warunki (a do stworzenia takowych każdy prawdziwy akwarysta powinien zawsze dążyć) są wówczas, gdy na dnie akwarium umieścimy dla samic – muszle tanganickiego ślimaka Neothauma tanganyicense (najlepiej, co najmniej dwie na każdą), a dla dorosłego samca – kamienie ułożone tak, aby tworzyły dogodne kryjówki. Chcąc obserwować naturalne zachowania „kaliurusów” należy zadbać o to, aby muszle nie były zbyt duże. Powinny one mieć średnicę otworu wejściowego pozwalającą samicy na swobodny dostęp do ich wnętrza, zaś całkowicie uniemożliwiać wpłynięcie do niej samcowi. W warunkach akwariowych hodowcy dla swojej wygody stosują często zamiennie muszle pospolitego ślimaka winniczka dla samic oraz większe muszle, niepochodzące od ślimaków z jeziora Tanganika dla samca. Niemniej trzeba zdawać sobie sprawę, że takie postępowanie stoi w sprzeczności do zachowań i biologii ryb prezentowanych w środowisku naturalnym. Pamiętajmy ponadto, aby w zbiorniku nie używać wyłącznie dużych muszli, gdyż samiec będzie miał wówczas łatwy dostęp do kryjówki samicy. Ta ostatnia, w wyniku niepokojenia, będzie żyła w ciągłym stresie. Także ewentualny narybek znajdujący się w muszli może zostać przez samca pożarty.

L. calliurus można utrzymywać parami lub w haremie. Ten ostatni system jest, jak wspomniano, bardziej bliski naturze, gdzie na jednego samca może przypadać nawet 12 samic (w warunkach akwariowych ich liczba może wynosić 2-5). Raczej nie polecamy umieszczania w jednym zbiorniku dwóch samców chyba, że w znacznie większym litrażu (200 l i powyżej). Woda powinna być w miarę twarda (do 23°n), o odczynie zasadowym (pH 7,5-9,0) i temperaturze 23-26°C. Wydajna filtracja i jej dobre natlenienie oraz regularne, cotygodniowe podmiany około 10-15% objętości na świeżą, ale odstaną to podstawa zachowania optymalnego dobrostanu naszych podopiecznych.

Neolamprologus calliurus to zooplanktonożerca. Mimo to, w akwarium ryby będą chętnie zjadały wszelkie karmy suche (szczególnie płatkowe, ewentualnie bardzo drobny granulat) oraz drobne bezkręgowce – mrożone lub żywe. Wskazane jest aby pokarm przepływał nad skupiskiem muszli. Ryby wyłapują go wówczas z toni wodnej, co jest preferowanym sposobem pobierania pokarmu w środowisku naturalnym.

Jasnobrązowo-cielisto-szarej barwy ciało ryby jest nieco wydłużone, z górnym położeniem dużego pyska. Samiec dorasta do 10 cm (w akwarium może być nawet większy) i ma przepiękny lirowaty ogon (stąd nazwa łacińska: kallos – piękny, oura – ogon), żółtą (lub żółto-pomarańczową) plamę na głowie (może być ona różnej wielkości w zależności od odmiany – od niewielkiej plamki po tzw. kapturek zakrywający przednią część głowy) oraz niebiesko-fioletowe, metaliczne kreski (pod oczami i na wargach). Samica osiąga zwykle nie więcej niż 4 cm, a jej płetwa ogonowa ma prostą krawędź. Niekiedy tułów tej ostatniej upstrzony jest rozlanymi, ciemniejszymi plamami, co nadaje jej ciału marmurkowaty wygląd. Owe plamy mogą również przybierać formę ciemniejszych pasów, szczególnie w okresie godowym. U obydwu płci, na końcu wieczka skrzelowego, za płetwą piersiową, znajduje się zwykle mniej lub bardziej widoczna czarna plama.

To samica inicjuje zaloty i prowokuje samca do tarła. Obie ryby mogą wówczas wykonywać szereg drgań i potrząsań ciałem. Tarło składa się z kilku aktów płciowych. Podczas każdego z nich ikrzyca składa wewnątrz muszli partię jaj, które samiec zapładnia nie wpływając jednak do jej wnętrza. W sumie może zostać złożonych kilkadziesiąt ziaren ikry – u pierwszego autora było to zawsze między 30 a 40 sztuk. Czasami jednak zdarzają się większe mioty. Po tarle samica sumiennie się nimi opiekuje (potem także larwami), podczas gdy samiec patroluje rewir wokół gniazda. Ten ostatni może odbywać jednocześnie kilka tareł z samicami, które są w jego haremie. Po opuszczeniu kryjówki narybek trzyma się w gromadzie, pływa nad dnem i rozłożonymi na nim elementami wystroju, np. kamieniami. W momencie jakiegokolwiek zagrożenia młode natychmiast przywierają nieruchomo do dna. Osobniki rodzicielskie zupełnie nie interesują się dalszym losem swego potomstwa. Całkowicie je ignorują, nie szkodząc mu jednak w żaden sposób. Niemniej, inne dorosłe ryby (tego lub innego gatunku muszlowców), a także starsze rodzeństwo, które akurat znajduje się w zbiorniku mogą na nie polować. Pierwszy autor zawsze odławiał rodziców i odchowywał młode w akwarium, w którym doszło do tarła.

Młode są nietrudne do wykarmienia. Prawidłowo karmione rosną dość szybko i całkiem równomiernie. Po około tygodniu ich płochliwość stopniowo zanika. Początkowo dobrze jest je karmić karmą żywą (np. wrotki), suchą (prestartery, w tym także te dla innych gatunków jajorodnych i żyworodnych). Po kilku dniach możemy już podawać larwy solowca (należy pamiętać, aby nie było wśród nich pustych, pozostałych po wylęgu skorupek jajowych, których zjedzenie może prowadzić do zadławień i padnięć wśród narybku) i nicienie „mikro”, naprzemiennie z mrożonkami (moina, bosmina, wrotka) oraz doskonale przepłukanymi i starannie miażdżonymi na szkle rurecznikami. W wieku 3-4 tygodni można przenieść je do większego zbiornika z dobrze filtrowaną i regularnie podmienianą wodą.

 

Narybek w trzecim tygodniu życia

Więcej o opisywanym gatunku można przeczytać w artykule Huberta Zientka i Lechosława Łątki pt. „ Neolamprologus calliurus – piękny i ciekawy muszlowiec, Magazyn Akwarium: 2023, 5 (201), s. 84-98.

Kilkudniowy narybek N. calluurus

Garbacz hełmiasty (Steatocranus casuarius) – rozród

Samiec jest o 2-3 cm większy od samicy i dorasta do około 12 cm (przeciętnie w akwarium). Ma także bardziej masywną budowę ciała, a na jego głowie widnieje zdecydowanie pokaźniejszych rozmiarów garb tłuszczowy, który powiększa się wraz z wiekiem osobnika i zajmowaniem przez niego lepszej pozycji w ewentualnej hierarchii stada. U wyrośniętych mleczaków promienie płetw nieparzystych są zwykle bardziej wydłużone. Najlepiej jeśli para ryb dobierze się samoistnie pośród grupy młodych, ale już dorosłych, niespokrewnionych ze sobą osobników. Takie pary są bardzo trwałe (niektórzy autorzy twierdzą, że łączą się one ze sobą na całe życie) w przeciwieństwie do zestawianych przez hodowcę.

Optymalne parametry fizyko-chemiczne wody w zbiorniku tarliskowym to: twardość ogólna do co najwyżej 10°n, odczyn kwaśny (pH 6,0-6,5) i temperatura 27-28°C. Okres godowy zwiastuje nerwowe zachowanie się pary – ryby mogą kopać wgłębienia w podłożu (jednakże jego brak nie pociąga za sobą żadnych negatywnych konsekwencji), zazwyczaj przy lub wręcz pod grotą, kamieniem itp. Tarło ma skryty przebieg i odbywa się najczęściej wewnątrz osłoniętej kryjówki. Na jej stropie i ścianach samica zwykle składa od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu żółtopomarańczowych, lepkich jaj. W przypadku młodych tarlaków pierwsze mioty być znacznie mniej liczne – nawet niewiele ponad 20 osobników.

Wylęg larw następuje po około 5 dniach. Drugie tyle potrzebują one na strawienie zawartości woreczków żółtkowych. Początkowo narybek wyprowadzany jest z kryjówki tylko na krótko. Zarówno samiec, jak i samica mają na niego baczne oko, choć tarlaki (zwłaszcza młode) z reguły unikają otwartej wody i wolą przemieszczać się pod osłoną kryjówek. Takim zalęknionym parom trzeba zapewnić absolutny spokój.

Rodzice z furią atakują każdego intruza (zwłaszcza współplemieńca), który za bardzo zbliżył się do potomstwa. Ich opieka może trwać kilka, a nawet kilkanaście tygodni. Młode z danego tarła tolerowane są (zwykle) nawet wówczas, gdy  w zbiorniku pojawi się kolejne pokolenie rodzeństwa (niemniej starsze potomstwo może pożerać młodsze). Początkowo narybek jest płochliwy, trzyma się dna lub litej powierzchni przedmiotu leżących na dnie i często chowa się w kryjówce. Jest jednak na tyle duży, że bez problemu pobiera od samego początku larwy solowca, rozdrobnione karmy suche, węgorki bananowe i „mikro”, mrożonki (moina, wrotka, bosmina itp.), naprzemiennie z markową karmą suchą przeznaczoną dla pielęgnic tej grupy wiekowej.. Wskazane jest dolewanie do zbiornika z nim tzw. zielonej wody, zawierającej kultury namnożonych w niej pod wpływem intensywnego oświetlenia (głównie promieniami słonecznymi) zielenic (Chlorophyta sp.) i euglenin (Euglenophyta).

Po tygodniu można podawać starannie przepłukane i drobniutko posiekane rureczniki, mrożony lub żywy zooplankton, zwłaszcza oczlika. Młode garbacze rosną szybko, o ile mają zapewnione optymalne warunki środowiskowe – prawidłowe żywienie i regularne podmiany wody. Ta ostatnia musi być także dobrze filtrowana i napowietrzana. Po miesiącu od rozpoczęcia pływania osobniki młodociane mierzą około 1-1,5 cm.

Samica garbacza hełmiastego z narybkiem

Podchowany narybek garbacza hełmiastego

Więcej o omawianym gatunku można przeczytać w artykule autora pt. „Gębacz trójbarwny (Astatotilapia burtoni) – afrykański żarłok i owofil”, Magazyn Akwarium: 2023, 5 (201), s. 84-62, https://magazynakwarium.pl/

Garbacz hełmiasty (Steatocranus casuarius) – chów

Ta osobliwa ryba należy do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae). Mimo skromnego ubarwienia (rozmaite odcienie szarości i brązu z niekiedy oliwkowym lub sinym odcieniem) odznacza się nietuzinkowym wyglądem zewnętrznym, specyficznym poruszaniem się i ciekawym behawiorem. W języku angielskim zwana jest: Lionhead-, Humphead-, Buffalo- lub Blockhead Cichlid. W dobrych warunkach środowiskowych garbacze mogą dożyć nawet 8 lat. W naturze zasiedla dolny i środkowy bieg rzeki Kongo na obszarach DRK i Republiki Konga, a także Basen Malebo (dawniej Stanley Pool).

Cechami wyglądu zewnętrznego ryby, które najbardziej rzucają się w oczy są: duża głowa z mniejszym lub większym na niej guzem/garbem tłuszczowym, duże oczy z tęczówką zabarwioną na turkusowo (względnie zielonkawo), mocne i mięsiste wargi, długa płetwa grzbietowa oraz wydłużone, relatywnie niskie i lekko spłaszczone ciało. Po jego bokach widać niekiedy 4-5 szerokich, pionowych, ciemnych pasów (względnie jasnoszarych). Innym razem można z kolei dostrzec nieregularne, jaśniejsze plamy.

Gatunek monogamiczny, prądolubny (reofilny), terytorialny oraz dość płochliwy i umiarkowanie agresywny. Przejawia aktywność głównie w przydennej strefie zbiornika tym bardziej, im silniejszy jest prąd wody w zbiorniku. Garbacze są do tego niejako zmuszone, gdyż mają silnie zredukowany pęcherz pławny, co jest ewolucyjnym przystosowaniem do silnego nurtu wody. Ciało ryby jest wówczas cięższe co zapobiega unoszeniu go i ewentualnemu porwaniu przez prąd wody. Jednakże konsekwencją takiej budowy anatomicznej organizmu jest specyficzny sposób poruszania się – zwierzęta te wykonują zazwyczaj krótkie, nierówne, aczkolwiek zdecydowane i niewątpliwie mniej lub bardziej nerwowe skoki – susy (szczególnie podczas karmienia). W przeciętnym jednak akwarium, ze standardową filtracją pielęgnice te wielokrotnie zapuszczają się w środkowe warstwy toni (unikając wszakże tej przypowierzchniowej), gdzie pływają w charakterystyczny, opisany wyżej sposób.

Są to ryby wszystkożerne i bardzo żarłoczne. Łapczywie rzucają się na pokarm co widać na jednym z filmików. W ich diecie nie powinno zabraknąć komponenty roślinnej (chętnie jedzą m.in. glony, spirulinę). Jej podstawą są jednak karmy pochodzenia zwierzęcego (mrożone i żywe) oraz suche, markowe granulaty i/lub płatki. Preferują dojrzałe, długo już działające akwaria. W naturze garbacze chętnie zeskrobują tzw. aufwuchs, czyli peryfiton, na który składają się zespoły drobnych organizmów roślinnych (glony, w tym jednokomórkowe okrzemki) i zwierzęcych (wrotki, pierwotniaki, małe skorupiaki), zamieszkujących różnorakie podłoża znajdujące się w wodzie, ale niebędące dnem. Naszych podopiecznych w żadnym wypadku nie wolno przekarmiać, co w perspektywie (raczej bliższej niż dalszej) może skończyć się dla nich chorobą lub nawet śmiercią. Ponadto otłuszczone osobniki nie są skore do rozmnażania się. Dobrą praktyką jest jeden dzień w tygodniu całkowitej głodówki.

Z uwagi na rozmiary ciała dla pary dorosłych ryb należy przeznaczyć co najmniej 180 l zbiornik. Powinien być on wyposażony w rozmaite kryjówki (przewrócone na bok doniczki, ceramiczne rurki, groty skalne, korzenie, kokosy, konstrukcje z kamieni tworzące większe szczeliny itp. Jako podłoża najlepiej jest użyć grubszego piasku. Niektórzy hodowcy układają na dnie sporą jego warstwę (6-7 cm) argumentując to skłonnością omawianych ryb do kopania. Jeśli zdecydujemy się na takie rozwiązanie to konstrukcje skalno-kamienne powinny być bardzo stabilne (np. złączone silikonem), aby nie runąć w momencie ich podkopania i destabilizacji. Rośliny nie są konieczne, ale ze względów dekoracyjnych oraz dobrego wpływu na jakość wody (pochłanianie m.in. związków azotu) warto pokusić się o uprawę gatunków twardolistnych (miękkolistne mogą zostać przez garbacze szybko obskubane, choć mchy pozostają nietknięte). Najlepiej jest sadzić je w pojemnikach, inaczej mogą zostać wykopane. Bezproblemowa za to jest uprawa taksonów pływających (pistia rozetkowa, różdżyca rutewkowa, wgłębka wodna, wąkrota itp.) lub luźno unoszących się w toni wodnej (moczarka, wywłócznik, rogatek, najas itp.). Z moich obserwacji wynika, że młode i dorastające osobniki nie podkopują specjalnie roślin, o ile mają zagwarantowane liczne kryjówki. Zdarza się natomiast, że ryby dorosłe upodobają sobie jakiś egzemplarz rośliny (np. lotos, żabienicę) i permanentnie obrywają pyskami liście.

Optymalne parametry fizyko-chemiczne wody przedstawiają się następująco: twardość do 15°n (średnio twarda), odczyn lekko kwaśny do lekko zasadowego (pH 6,5-7,5) i temperatura 24-26°C. Niemniej omawiany gatunek odznacza się dużą plastycznością i potrafi doskonale przystosować się do różnorodnych warunków środowiskowych (w tym do znacznie niższej twardości, odczynu i ciepłoty wody) poza oczywiście skrajnymi. Bardzo ważny dla właściwego dobrostanu garbaczy jest stały, zróżnicowany ruch wody w zbiorniku. Oczywiście nie powinno w nim zabraknąć także miejsc spokojniejszych. Oprócz zatem filtra zewnętrznego (wskazane jest zamontowanie deszczownicy) można zastosować także wewnętrzny, np. z głowicą typu powerhead lub kaskadowy, zamontowany na zewnętrznej krawędzi akwarium. W takich warunkach zwykle nie ma problemu z dobrym natlenieniem wody, choć w okresie letnich upałów hodowcy nierzadko uruchamiają dodatkowo napowietrzacz. Filtracja z kolei musi zapewniać przede wszystkim zerowy poziom związków azotu w wodzie. Zaniedbanie powyższych elementów dobrostanu środowiskowego naszych podopiecznych skutkuje ich złym samopoczuciem, zapadaniem na choroby a nierzadko kończy się upadkami. Doświadczeniu akwaryści mogą pokusić się o stworzenie rybom warunków najbardziej zbliżonych do naturalnych poprzez urządzenie akwarium w stylu cieku wodnego. Choć w literaturze nie brakuje ostrzeżeń przed jednorazowo zbyt obfitymi podmianami wody (>25%), to ja jednak nigdy nie zaobserwowałem u swoich ryb negatywnych tego skutków. Niemniej, zupełnie wystarcza im podmiana objętości wody rzędu 15%,  dokonywana raz w tygodniu, a nawet co dwa tygodnie, o ile filtracja działa prawidłowo.

Wystrój zbiornika dla garbaczy hełmiastych

Jako współmieszkańców zbiornika z omawianym gatunkiem unikamy innych przedstawicieli pielęgnicowatych, a także ruchliwych gatunków dennych. Obecność tych ostatnich niepokoi i zaburza dobrostan garbaczy. Za to dobrze koegzystują one z taksonami spełniającymi rolę tzw. dither fish, czyli przejawiającymi odmienne zachowania i biologię oraz zamieszkującymi inne partie toni wodnej w zbiorniku. I tak, z powodzeniem mogą być to afrykańskie świeciki (kongijski, wielkołuski, żółty), a w dużym litrażu także niektóre gatunki zbrojników lub sumokształtne giętkozęby, które z reguły zajmują swoje własne kryjówki. Zadaniem „dither fish” u garbaczy jest przede wszystkim zmniejszenie ich płochliwości, która nasila się zwłaszcza po przeniesieniu w nowe miejsce. Moim zdaniem ryby te są całkiem spokojne jak na pielęgnice. Niemniej, w okresie godowym, dobrane osobniki rodzicielskie powinno się trzymać, moim zdaniem, oddzielnie od pobratymców.  Z chwilą bowiem pojawienia się potomstwa niesnaski i waśnie mogą dość gwałtownie przybierać na sile przechodząc okresami w furię, co niepotrzebnie naraża inne osobniki na stres.

Karmienie garbaczy hełmiastych – pamiętajmy, aby nie przekarmiać ryb

Lamprologus signatus – rozród

Dymorfizm płciowy jest dobrze zaznaczony. Samiec jest o 1,5-2 cm większy od samicy (dorasta do około 5,5 cm). Na ciele tej ostatniej, w części brzusznej, widnieje pięknie opalizująca (zwłaszcza w świetle słonecznym) żółto-złota, czasami lekko miedziana lub wręcz połyskująca na fioletowo, duża, owalna plama. Z kolei na kremowo-szarym ciele samca znajdują się liczne, ciemnobrązowe, poprzeczne pręgi. Na płetwach nieparzystych zaś naprzemiennie układają się jaśniejsze i ciemniejsze wzorki. U gotowej do tarła samicy ciało wyraźnie ciemnieje. W optymalnych warunkach środowiskowych u obydwu płci, w okolicach oczu i przedniej część tułowia, widać metaliczne, błękitne refleksy.

W środowisku naturalnym L. signatus, jak już wcześniej wspomniano, kopie niewielkie tunele w mulistym dnie. Wejście do takiego tunelu jest w kształcie stożka, a on sam ciągnie się na głębokość ok. 12 cm i ma średnicę 1,5 cm. Tunel samca jest zwykle dłuższy i szerszy. Poza okresem rozrodczym samiec i samica zajmują oddzielnie kryjówki oddalone od siebie nawet do 50 cm. Czasami może się zdarzyć, że na obszarze występowania „signatusów” alternatywą dla mulistych tuneli stają się puste muszle ślimaków, o ile nie są już zajęte przez inne muszlowce.

W warunkach akwariowych tarło następuje wewnątrz kryjówki samicy, ma skryty przebieg i bardzo trudno jest je zaobserwować. Ikrzyca składa w niej zwykle od kilkunastu do niewiele ponad dwudziestu, niekleistych jaj. Po tym akcie opuszcza kryjówkę, a do jej wnętrza szybko wpływa mleczak w celu ich zapłodnienia. Główną opiekę nad rozwijającymi się w jajach zarodkami sprawuje samica, podczas gdy jej partner czuwa na zewnątrz i strzeże terytorium wokół muszli/rurki. Ochroną może być objęta także jego własna, pusta wówczas kryjówka oraz rewir wokół niej. Larwy wylęgają się po ponad 2 dobach, a po kolejnych 5 wylęg pojawia się u wylotu gniazda. Początkowo przebywa w jego sąsiedztwie kryjąc się w zakamarkach dna. Narybek jest bardzo drobny (ok. 2 mm), jasnej barwy z nieco ciemniejszymi upstrzeniami i stosunkowo ruchliwy. Pływa dość nieporadnie, tuż przy dnie (lub nawet lekko dotykając podłoża), co i raz  osiadając to na nim, to na zewnętrznych powierzchniach muszli, rurek lub kamieni. W momencie natomiast zagrożenia charakterystycznie nieruchomieją. Z każdym dniem narybek rozpływa się coraz śmielej, ale przez pierwsze dwa tygodnie raczej nie opuszcza terytorium lęgowego rodziców (promień około kilkunastu cm od kryjówki).

Narybek żeruje bardzo intensywnie wyłapując drobiny pokarmu przy dnie. Obydwoje rodzice troskliwie opiekują się potomstwem, krążąc nerwowo wokół i będąc zawsze gotowymi do jego obrony. Odganianie potencjalnych intruzów z zajętego rewiru odbywa się zdecydowanie i bezkompromisowo. Szczególnie samiec może atakować nawet zanurzoną do wody rurkę odmulacza lub rękę opiekuna. Ryby mogą także (oboje lub jedno z nich) kopać niewielkie wgłębienia w podłożu, do którego co jakiś czas zwabiane jest potomstwo.

Nigdy jednak nie zaobserwowałem, aby dorosłe osobniki kiedykolwiek przenosiły młode (lub ikrę) w pyskach do innej kryjówki lub też wykazywały wobec nich jakąkolwiek agresję. Niemniej u omawianego gatunku takie zachowania (zwłaszcza w obliczu zagrożenia) są znane, obserwowane i opisane w literaturze. Może się także zdarzyć sytuacja podziału miotu pomiędzy rodziców, ale zazwyczaj odbywa się to pokojowo i nie słabnie przy tym instynkt opiekuńczy każdego z nich. Mimo to, trzeba być zawsze przygotowanym na nieprzewidywalne sytuacje, które zwłaszcza w okresie odchowu młodych mogą jak najbardziej mieć miejsce.

Choć, jak wspomniano, przychówek jest drobny to z ochotą pobiera żywe wrotki oraz pylistą karmę suchą (np. dla narybku ryb jajorodnych z dodatkiem tej przeznaczonej dla przedstawicieli jajożyworodnych). Takie żywienie stosujemy przez kilka pierwszych dni, a następnie wprowadzamy larwy solowca (należy pamiętać, aby nie było wśród nich pustych, pozostałych po wylęgu skorupek jajowych, których zjedzenie może prowadzić do zadławień i padnięć wśród narybku) i nicienie „mikro”, naprzemiennie z mrożonkami (moina, bosmina, wrotka) oraz doskonale przepłukanymi i starannie miażdżonymi na szkle rurecznikami (grubsze cząstki wyjadały dorosłe). Przy takim schemacie żywienia młode radzą sobie bardzo dobrze, niemniej ich wzrost jest umiarkowanie szybki i często także nierównomierny.

Czyszcząc odmulaczem dno akwarium, w którym odchowywany jest narybek trzeba bardzo uważać, aby go przypadkiem nie wciągnąć. Lepiej wstrzymać się z tego typu czynnościami na jakiś czas, a w celu dokonania podmiany wody, odsysać ją w bezpiecznym miejscu, np. bliżej powierzchni. W wieku 3-4 tygodni można przenieść je do oddzielnego zbiornika, w którym kontynuowany będzie ich dalszy odchów. Pozwoli to na spokojne dorastanie kolejnych miotów.

Samica z młodziutkim narybkiem

Narybek w wieku pięciu dni

Więcej o opisywanym gatunku można przeczytać w artykule Huberta Zientka i Lechosława Łątki pt. „Lamprologus signatus – tanganicki klejnot w akwarium”, Magazyn Akwarium: 2023, 3 (199), s. 38-50.

Lamprologus signatus – chów

Ta piękna, niewielkich rozmiarów ryba należy do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae). Umownie można ją zaliczyć do tzw. muszlowców fakultatywnych, czyli takich, które do rozrodu nie wymagają bezwzględnej obecności pustych muszli w zbiorniku (w przeciwieństwie do gatunków obligatoryjnych). Zadowalają się bowiem także innymi rodzajami kryjówek, np. wykopanymi lub wydrążonymi w dnie jamkami (np. pod osłoną kamienia), tunelami (podłoże musi zawierać wtedy znaczną komponentę mułu, aby być wystarczająco zbitym, co zapewnia trwałość konstrukcji), bądź też rozmaitymi rurkami – ceramicznymi lub wykonanymi z PCW.

W naturze L. signatus jest gatunkiem endemicznym pochodzącym z jeziora Tanganika. Występuje w określonych jego obszarach. I tak, spotykany jest w Tanzanii, na wschodnim brzegu jeziora, w środkowej jego części (Kasongola, Kekese), w części południowej, na terenie Zambii (Chimba, Munshi) oraz na zachodnim brzegu w DRK (Moba). Ryby bytują w przybrzeżnych strefach jeziora na głębokości od kilku do nawet 50 m, gdzie dno pokryte jest piaskiem, mułem, bądź jednym i drugim, z miejscowo rozrzuconymi skałkami, kamieniami i skupiskami muszli ślimaka Neothauma tanganvicense.

Gatunek mało płochliwy, ale terytorialny – samce są wobec siebie dość agresywne. Także samice często wzajemnie się przeganiają z rewirów zajętych wokół kryjówek. Jeśli zaś chodzi o relacje z innymi gatunkami muszlowców, to moje obserwacje są dwojakie. Raz bowiem para będąca w moim posiadaniu zupełnie nie radziła sobie w towarzystwie dorosłych N. similis i N. brevis. „Signatusy” były przez nie ustawicznie nękane i przeganiane. Doszło nawet do tego, że zaczęły chować się wśród rzadkich kęp roślin podwodnych, bo nie pomagało nawet ukrycie się w muszli. W trosce o życie i zdrowie ryb jedynym wyjściem było ich odłowienie i przeniesienie do innego zbiornika. W nim odżyły już po kilku dniach. Co ciekawe, po około miesiącu do wspomnianego akwarium ogólnego została wpuszczona nowo zakupiona para omawianego gatunku. Ta manifestowała zgoła odmienne zachowania. Przede wszystkim ryby były bardzo żywiołowe i nieprzejednane w obronie zajętego terytorium. Ani na chwilę nie pozwalały na wtargnięcie w jego granice jakiemukolwiek intruzowi (nawet maksymalnie wyrośniętym samcom „similisa”). Każdy był bowiem natychmiast przez nie gorliwie, zaciekle i bezpardonowo atakowany i przeganiany. Generalnie nie powinno się utrzymywać „signatusów” z innymi muszlowcami i najlepiej jest przeznaczyć dla nich akwarium jednogatunkowe. Niemniej nie brakuje zwolenników ich chowu z innymi gatunkami tanganidzkimi, szczególnie otwartej toni, np. z rodzaju Paracyprichromis.

Zazwyczaj, w okresie spoczynku płciowego, samce i samice zajmują oddzielne kryjówki, nierzadko mniej lub bardziej od siebie oddalone. U nas prawie zawsze były nimi puste muszle ślimaków (głównie winniczków), które ryby obierały w obrębie strzeżonych przez siebie terytoriów. Nie zawsze muszle muszą znajdować się w bezpośredniej bliskości – raz obserwowałem sytuację, gdzie zajęte zostały różne muszle leżące po obu stronach sporego, niebyt wysokiego kamienia. Samce częściej, moim zdaniem, przebywają w pobliżu lub w obrębie rewirów samic (niekiedy nawet kilku, np. w chowie haremowym). W tym czasie można zauważyć podziwu godne zachowanie mleczaka, który majestatycznie napina przed samicą swe płetwy przyozdobione pięknymi nań wzorkami. Wygląda to iście imponująco (patrz zdjęcia). Niemniej to do samicy należy główna inicjatywa w zalotach. Dopiero po dobraniu się pary [Panuje dość powszechna opinia, jakoby u L. signatus były one raczej luźno ze sobą związane i niezbyt zażyłe. Jednakże w sytuacji, gdzie tarlaki wykazują podziwu godną zgodność, determinację i odwagę można mieć uzasadnioną co do tego wątpliwość (przynajmniej w niektórych wypadkach)] dana kryjówka może (ale nie musi) być przez dłuższy czas wykorzystywana przez obydwa osobniki, a szczególnie przez ikrzycę. Samiec bowiem rzadko do niej wpływa (jeśli już to okazjonalnie i na chwilę, najczęściej nie cały, lecz np. do połowy ciała), a zazwyczaj tylko „przysiada” u jej wejścia. Ryby mogą też przekopywać piasek w jego pobliżu i częściowo je zasypać (czasami bardzo znacznie), formować wokół małe dołki, kopczyki, podkopywać sąsiadujące kamienie, nieznacznie przesuwać sąsiednie muszle itp. Niepokojone przez współmieszkańców akwarium „signatusy” mogą zmienić kryjówkę na inną, położoną w zupełnie innym miejscu. Czasami zdarza się, że po jakimś czasie ryby powracają do tej zajmowanej uprzednio.

Omawiane ryby zazwyczaj utrzymuje się parami, ale równie dobrze sprawdza się ich chów w haremie (samiec x 2-3 samice), a w dużym zbiorniku także grupowy z przewagą samic, np. 3×6-7. Dla pary wystarcza zbiornik o pojemności około 60 l, przy czym jego wysokość może nie przekraczać 20 cm. Jako podłoża najlepiej użyć drobnego piasku, którego warstwa powinna wynosić 4-6 cm. Elementami wystroju są zwykle kamienie, a jako kryjówki doskonale sprawdzają się puste muszle po ślimakach, głównie winniczkach (w zbiorniku gatunkowym dla pary wystarczają 2-3, a w ogólnym 4-5, zgrupowanych wyspowo, co kilkanaście cm) i/lub wspomnianych we wstępie rurek (średnica 1-2,5 cm i długość od 5 do 15 cm). Te ostatnie dobrze jeśli są z jednej strony zaślepione. W charakterze zaślepki można użyć muszli ślimaka winniczka, którą nakładamy na jeden z końców rurki i uszczelniamy silikonem. Zaleca się, aby rurki umieszczać w podłożu (zwykle do głębokości 2-5 cm), chyba najlepiej pod skosem. Można użyć także wielu innych kryjówek, np. przeznaczonych dla krewetek lub zbrojników (nieduże jaskinie, łączone zestawy rurek, itp.). Choć rośliny są tu niepotrzebne, to naszym zdaniem, warto pokusić się o skromną choćby uprawę wybranych gatunków – ryby ich nie niszczą i nie wykopują z podłoża (chyba, że przypadkiem). W akwariach z L. signatus dobrze rosną przydając jednocześnie walorów dekoracyjnych, m.in. rogatek sztywny (w formie zwartych kęp), nurzaniec z rodzaju Vallisneria oraz przytwierdzone do niektórych kamieni anubiasy. W jednym z moich zbiorników występuje bujna roślinność pływająca w postaci zwojów moczarki argentyńskiej.

Woda powinna być w miarę twarda (do 25°n), o odczynie zasadowym (pH 8,0-9,0) i temperaturze 23-26°C. Wydajna filtracja i jej dobre natlenienie oraz regularne, cotygodniowe podmiany około 10-15% objętości na świeżą, ale odstaną to podstawa zachowania optymalnego dobrostanu ryb. W naturze „signatusy” zjadają przede wszystkim niewielkich rozmiarów skorupiaki (widłonogi) i larwy owadów. Ich żywienie w warunkach akwariowych nie przedstawia większego problemu, ale pokarm musi być dostosowany do wielkości otworu gębowego ryb. Chętnie pobierana jest zarówno markowa karma sucha, zwłaszcza płatkowa o wysokiej zawartości białka, także, choć w mniejszej ilości, wyprodukowana na bazie spiruliny), jak i mrożona oraz żywa (oczlik, rozdrobniony mysis lasonogi, artemia, larwy owadów, okazjonalnie siekany rurecznik). Ryb w żadnym wypadku nie wolno przekarmiać, a zadana porcja powinna być zjadana w ciągu 1-2 minut.

Para z narybkiem w muszli. Wzmożoną nerwowość wykazuje tu szczególnie samiec.

Paletki, paletki …

O paletkach pisałem na blogu już wielokrotnie. Teraz usystematyzuję wszystkie wpisy i zapodam aktualne zdjęcia (4-8. blok zdjęciowy). Niedawno bowiem dostałem od kolegi dobraną parę z grupy niebieskich, która u niego nie mogła dochować się potomstwa – tarlaki zjadały ikrę lub narybek najdalej do 10 dnia po wylęgu. U mnie para ta z sukcesem wychowała 25 młodych. Po oddaniu jej koledze również i on doczekał się wreszcie potomstwa – paletki odchowały ponad 150 młodych. Powodem poprzednich niepowodzeń w rozrodzie było najprawdopodobniej widzenie przez tarlaki (przez szybę, którą przedzielone było akwarium) innej pary współplemieńców, co wywoływało u nich silny stres prowadzący do pożerania potomstwa. Pamiętajmy zatem, aby osobnikom rodzicielskim zapewniać zawsze jak największy spokój i odosobnienie. Pod zdjęciami umieściłem swoje komentarze hodowlane.

Pierwszy raz o paletkach na blogu pisałem tu:

Paletka (Symphysodon aequifasciatus)

O tym kiedy i czym zacząć karmić narybek paletek pisałem tu:

Paletka. Kiedy zacząć i czym karmić narybek?

O paletkach nieco nostalgicznie, cz. I pisałem tu:

O paletkach nieco nostalgicznie, cz. I

O paletkach nieco nostalgicznie, cz. II pisałem tu:

O paletkach nieco nostalgicznie, cz. II

Jako że często wracam do hodowli paletek moje uwagi hodowlane znajdziecie Państwo także w tym wpisie:

Paletki (Symphysodon aequifasciatus)

Paletki to bezsprzecznie ryby fascynujące, piękne, majestatyczne i czasami płochliwe. Niemniej niektórzy akwaryści nie przepadają za nimi z powodu prezentowanej przez nie powolności, dużej przewidywalności zachowań (tu bym się do końca nie zgodził), jak również faktu, że często chorują (tylko, jeśli hodowca popełnia błędy i dopuszcza się zaniedbań oraz wówczas, gdy kupujemy ryby z niewiadomych, wątpliwej reputacji źródeł) i rozmnażanie ich nie jest takie proste (no cóż, faktem jest, że woda dla prawidłowego rozwoju zarodków w jajach musi być odpowiednia, ale obecnie odchowanie potomstwa zdarza się i całkiem początkującemu hodowcy).

O paletkach można by pisać wiele. Tak samo jak o ich hodowcach. O tych ostatnich krąży powszechna opinia, że to inny sort akwarystów 🙂 Tak samo zresztą można by powiedzieć o malawistach, tanganikarzach czy miłośnikach gatunków żyworodnych … A zatem wszystkie ryby są piękne a akwarystyka wspaniałym hobby dającym bardzo dużo zadowolenia 🙂

Barwniak Thomasa (Anomalochromis thomasi). Chów i rozród

Ta należąca do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae) barwna ryba pochodzi z Afryki Zachodniej (od Gwinei, poprzez Sierra Leone do Liberii). Jej nazwa w jęz. angielskim brzmi: African Butterfly Cichlid. Zamieszkuje głównie silnie zarośnięte, mało przezroczyste leśne cieki wodne, choć spotykana jest także w płytkich, mulistych rozlewiskach sawannowych. Z pozoru, swym wyglądem i ubarwieniem przypomina popularną pielęgniczkę Ramireza, stąd hodowcy często potocznie określają ten gatunek mianem „afrykańskiej ramirezki”. Barwniak Thomasa ma bardzo łagodne (często wręcz nieśmiałe) i przyjazne usposobienie względem innych gatunków ryb, jednakże agresja wobec współplemieńców może być niekiedy silna. Szczególnie samce okazywać mogą wobec siebie umiarkowaną wrogość, która polega głównie na przeganianiu się z zajętych rewirów. Także mleczak może niekiedy zajadle gnębić niedojrzałą do tarła samicę. Wrogie interakcje nierzadkie można również obserwować pomiędzy tarlakami Mimo to chów w grupie, w odpowiednich warunkach jest jak najbardziej możliwy.

Barwniak Thomasa doskonale chowa się w wodzie o temperaturze 23-25°C (można je wszakże przyzwyczaić do chłodniejszej – około 20°C), o odczynie zarówno kwaśnym, jak i lekko zasadowym (pH 6-7,7) i twardości ogólnej najlepiej do 15°n (niemniej do chowu twardość wody praktycznie jest bez znaczenia). Jako podłoża używamy drobnego żwirku o ciemnym odcieniu. Bardzo wskazane są kawałki drewna, korzenie, zatopione gałęzie, łupiny kokosu, liście, płaskie kamienie itp. Najpiękniej barwniaki Thomasa prezentują się na tle soczystej zieleni roślin, której absolutnie nie niszczą (mogą co najwyżej lekko ją podkopywać w okresie tarła, ale raczej dzieje się to rzadko). Wskazane są gatunki pływające, które tonowałyby nieco oświetlenie zbiornika. Woda powinna być ponadto dobrze natleniona i filtrowana, regularnie raz w tygodniu podmieniana (do 15% objętości), co najlepiej jest połączyć ze starannym oczyszczaniem dna z resztek organicznych, innych niż elementy dekoracyjne (np. zatopione liście).

Jak wiele innych gatunków tak i ten najlepiej chowa się w akwarium jednogatunkowym. Jednakże utrzymywanie go wespół z innymi, spokojnymi i starannie dobranymi taksonami jest jak najbardziej możliwe (np. świeciki, małe, ławicowe kąsaczowate, kiryski, zbrojniki, otoski, małe karpiowate i/lub guramiowate, drobnoustki, ukośniki, smuklenie, aterynki itp.). Nie zalecam chowu z żyworódkami, które mają zbyt szybką przemianę materii oraz z innymi pielęgnicowatymi, w tym szczególnie taksonami bardziej agresywnymi i terytorialnymi (barwniaki są wówczas płochliwe, zwykle przegrywają rywalizację o dogodne rewiry w zbiorniku i wyraźnie źle się czują). Żywienie nie przedstawia żadnego problemu – ryby te jedzą każdy rodzaj pokarmu, choć na żywym ich ubarwienie jest żywsze, a chęć do tarła zdecydowanie większa.

Moim zdaniem, w litrażu 60-80 l najkorzystniej jest utrzymywać jedną, dobraną parę barwniaków (plus ewentualne, nieliczne ryby towarzyszące). W odpowiednio dużym akwarium przy zapewnieniu licznych kryjówek i roślinności omawiany gatunek można chować w grupie złożonej z 6-8, zwłaszcza młodych osobników. Ewentualne niesnaski między współplemieńcami nie są zwykle groźne. Jeśli dobiorą się dwie pary to w krótkim czasie podzielą zbiornik na strefy wpływów. Do ewentualnej agresji (głównie, jak wspomniałem przeganiania) będzie dochodziło wówczas, gdy obcy osobnik wpłynie do rewiru podlegającego innej parze. Im więcej par, tym poziom agresji jest mniejszy i być może fakt ten najbardziej przemawia za grupowym chowem omawianego gatunku.

Samiec jest nieco większy (także wyższy) i dorasta w akwarium do około 6 cm (czasami zdarza się, że i więcej). Ma także bardziej zaostrzone płetwy nieparzyste, a u starszych, wyrośniętych osobników może występować nieduży garb tłuszczowy z przodu głowy. Samica, co nieczęste u ryb, jest jaskrawiej i bardziej kontrastowo ubarwiona (ma na ciele więcej, m.in. czarnych rysunków), co mam nadzieję dobrze odzwierciedlają załączone zdjęcia. Ikrzyca dojrzała do tarła ma też bardziej wypukłą partię brzuszną, choć w porównaniu z samcem jej ciało jest ogólnie smuklejsze (nie zawsze to dobrze widać). Trzeba tu dodać, że u młodych osobników precyzyjne ustalenie płci jest częstokroć kłopotliwe. Najlepiej jeśli para hodowlana wyłoni się spontanicznie spośród grupy w pełni już dojrzałych rozpłodowo, niespokrewnionych ze sobą ryb. Takie osobniki trzymają się razem i bronią wspólnie obranego terytorium (wokół jakiejś kryjówki). Są także najwartościowsze pod względem hodowlanym, gdyż stwarzają największe szanse na uzyskanie od nich przychówku.

Rozmnażanie barwniaków Thomasa jest z reguły nietrudne, ale często bywa zawodne. Jednak po kolei – akwarium tarliskowe. Powinno mieć ono pojemność około 60 l, być wypełnione miękką wodą (do 7°n) o temperaturze 26-27°C. Udane tarła obserwowałem także i w chłodniejszej wodzie (23-24°C) oraz odczynie umiarkowanie zasadowym – tak naprawdę u tego gatunku liczy się przede wszystkim jak najlepsze dobranie się osobników rodzicielskich. Oczywiście w zbiorniku nie może zabraknąć kryjówek obieranych na gniazdo (np. rurki, mufki, przewrócone na bok doniczki, płaskie kamienie, itp.). Aby ryby czuły się dobrze i nie przejawiały zbytniej bojaźliwości można umieścić pojemnik z kępą roślin, np. zwartek a na powierzchni umieścić luzem nieco rogatka, wąkrotki, salwinii itp.

Niestety nie zawsze dysponowanie spontanicznie dobraną parą tarlaków gwarantuje sukces hodowlany. Oto bowiem zdarza się, że zapewniając jej dogodne do odbycia tarła warunki środowiskowe można wprawdzie obserwować intensywne zaloty pięknie wybarwionych ryb (ich ciała mocno wówczas ciemnieją, a miejscami stają się smoliście czarne), ale do złożenia ikry niejednokrotnie nie dochodzi. Bywa nawet tak, że samica znika na 2-5 dni w kryjówce, lecz potem wypływa z niej sama, bez młodych, jak gdyby nigdy nic. Oczywiście mogło dojść w międzyczasie do zjedzenia przez nią ikry lub larw, co hodowca nie zawsze może zaobserwować. Innym znowu razem, na pozór zgrane osobniki rodzicielskie zaczynają nagle (często po przeniesieniu do nowego zbiornika tarliskowego) toczyć między sobą walki. Z reguły stroną gnębioną jest samica, ale bywa że i ona po złożeniu ikry zajadle odgania i prześladuje samca, gdy tylko zbliży się on w okolicę gniazda. Obserwuje się wówczas paniczne gonitwy ryb po całym akwarium i desperackie poszukiwanie bezpiecznej kryjówki przez prześladowanego osobnika. Według moich obserwacji im młodsze tarlaki, tym więcej niekorzystnych zdarzeń behawioralnych ma miejsce. Co ciekawe, czasami takie kłótliwe i wydawałoby się źle dobrane ryby po przeniesieniu do dużego, dobrze zarośniętego zbiornika (nawet z innymi współmieszkańcami) potrafią niejednokrotnie pozytywnie zaskoczyć – po jakimś czasie, ni stąd, ni zowąd, oczom akwarysty ukazuje się drobniutki narybek wodzony przez osobniki rodzicielskie.

Gdy wszystko układa się pomyślnie, na terytorium zajętym przez partnera samica (zwykle sama) zaczyna czyścić miejsce przeznaczone na gniazdo (bywa, że zupełnie odkryte, jak np. kamień lub szeroki liść rośliny, ale według moich obserwacji częściej jest nim przewrócona na bok doniczka, mufka, kokos itp.). Liczba złożonych jaj zależy oczywiście od kondycji i wieku samicy, ale z reguły rzadko składa ona powyżej 300 ziaren. Jest to gatunek całkiem płodny, jak na małą pielęgnicę, ale u młodych par bywa, że jaja jest zaledwie kilkadziesiąt, a z nich odchowuje się raptem kilkanaście sztuk narybku. Podobnie jak u wielu innych pielęgnicowatych także tu opieką nad ikrą zajmuje się głównie samica, niemniej wcale nierzadko dzielą się nią oboje rodzice. Larwy pojawiają się po 2-3 dobach. Są następnie przenoszone (bywa, że kilkakrotnie) przez rodziców do wykopanych uprzednio płytkich zagłębień, o ile w zbiorniku jest podłoże. Po dalszych zwykle 3 dniach młode zaczynają żerować i swobodnie pływać (pod czujnym okiem dorosłych).

Jako pierwszy pokarm najlepiej sprawdza się tzw. pył (larwy oczlików, wrotki i pierwotniaki), ale można stosować same tylko wrotki (do kupienia w zgrzewanych torebkach w dobrych zoologach). Można oczywiście próbować skarmiać narybek karmą pylistą, typu fluid, miażdżonymi lub drobniutko posiekanymi żyletką rurecznikami i/lub doniczkowcami itp. Po 3-4 dniach nie ma już przeszkód, aby zacząć podawać mu najdrobniejsze larwy solowca (te nierzadko skarmiane są od pierwszego dnia, co jest dopuszczalne pod warunkiem, że rzeczywiście ich sort jest najmniejszy), nicienie (szczególnie początkowo bananowe), mrożonki (moina, oczlik). Wzrost młodych jest dość powolny. Opieka rodziców trwa zwykle 3-4 tygodnie. Są one w tym czasie bardzo opiekuńczy i z impetem atakują każdego intruza – nawet zbliżającą się do szyby dłoń opiekuna lub obiektyw aparatu. Moje obserwacje potwierdzają, że samica wkłada w to nieco więcej poświęcenia i energii. Podchowany narybek jest bardzo żarłoczny. Należy zapewnić mu przestronny zbiornik z dobrze filtrowaną i regularnie odświeżaną wodą.

Więcej można przeczytać w „Magazynie Akwarium”, 2021, 5 (189), s. 22-31 w artykule autora pt. Barwniak Thomasa (Anomalochromis thomasi), czyli afrykańska „ramirezka” w akwarium, www.magazynakwarium.pl

Skalar (Pterophyllum scalare) – opieka nad potomstwem, cz. II

Skalary zaczynają dobierać się w pary zwykle po osiągnięciu wieku około 10 miesięcy. Niekiedy jednak ma to miejsce już po ukończeniu 8 miesiąca życia, a czasami obserwuje się brak jakichkolwiek aktywności w tych zakresie u ryb starszych niż rok. Wszystko bowiem zależy od warunków środowiskowych, w tym żywienia. Obfitsze karmienie (szczególnie żywym pokarmem) przed tarłem osobników rodzicielskich ma u skalarów mniejsze znaczenie. Często bowiem pary i bez tego odbywają regularne tarła, nawet co 10-15 dni. W zbiorniku hodowlanym tarlaków nie karmimy, chyba że tarło znacząco się opóźnia. Wówczas podajemy niewielkie ilości bardzo starannie przepłukanego rurecznika, szklarki, ewentualnie ochotki zwracając szczególną uwagę na to, aby całość została od razu zjedzona lub niedojedzone resztki zostały szybko usunięte.

Akwarium tarliskowe powinno mieć pojemność 80-100 l, ale udane tarła obserwowane są także w mniejszych, rzędu 50-60 l. Jego wyposażenie to filtr (najlepiej gąbkowy, bez obudowy lub napędzany brzęczykiem), grzałka oraz standardowe, umiarkowanie silne oświetlenie. Konieczny jest przedmiot służący za substrat dla ikry w postaci, np. szklanej, plastikowej bądź ceramicznej płytki ustawionej pod kątem około 30-40º lub też glinianego stożka, który ja osobiście preferuję najbardziej. Nie polecam używania żywych roślin (ewentualnie można użyć odkażonych sztucznych), gdyż nawet po zdezynfekowaniu stanowią potencjalne źródło drobnoustrojów pogarszających jakość mikrobiologiczną wody. Ta zaś powinna być miękka (optymalnie do 3ºn), najlepiej pochodząca z filtra RO i mieć temperaturę 26-28ºC. Co ciekawe, z moich obserwacji wynika, że paradoksalnie wyższa ciepłota wody (np. 29ºC i więcej) powoduje większy odsetek jaj pokrywających się pleśnią bez względu na to, czy wlejemy preparat grzybobójczy, czy też nie. Kluczem do tego, aby ikra nie pleśniała jest bowiem jej kwaśny odczyn (pH 6,2-6,3). Gwarantuje on czystość mikrobiologiczną wody i niweluje konieczność profilaktycznego jej odkażania po zdeponowaniu. Po tarle zapewniamy rybom absolutny spokój. Przednią szybę przyciemniamy (np. szarym papierem, tekturą). Nocą także należy stosować oświetlenie zbiornika przy pomocy niewielkiej mocy żarówki (15 W) lub 3-4 choinkowymi, połączonymi szeregowo.

Larwy skalara wylęgają się po mniej więcej 48 godzinach od złożenia ikry na substracie. Początkowo wiszą przyczepione do niego za pomocą cieniutkich włókienek śluzu, a następnie sukcesywnie opadają na dno zbijając się w wibrujące kupki. Czasami rodzice mogą przenosić larwy, np. na szerszy liść rośliny, korzeń, itp. Substrat należy usunąć z akwarium z chwilą, gdy larwy go opuszczą, gdyż pozostała na nim mniejsza lub większa liczba zapleśniałych jaj może ujemnie wpływać na stan jakości wody. Zużywanie zapasów substancji odżywczych zgromadzonych w woreczkach żółtkowych trwa 5-6 dni. Po tym czasie wylęg zaczyna swobodnie pływać, a pierwszy dla nich pokarm powinien być już gotowy. Po paru dniach od tego momentu do zbiornika można wpuścić kilka niewielkich (1-1,5 cm) glonojadów, otosków lub ślimaków (ampularie).

Odchów narybku skalara nie jest trudny, o ile zapewnione jest prawidłowe jego żywienie (kluczowe są pierwsze 1-3 dni po rozpoczęciu żerowania) i zachowana dobra jakość wody w zbiorniku. Codziennie lub najdalej co drugi dzień trzeba zatem podmieniać 10-20% objętości wody na świeżą, uprzednio odstaną przez 24 godziny. Czynność tę najkorzystniej jest połączyć ze starannym czyszczeniem dna ze wszelkich resztek i nieczystości oraz przepłukaniu gąbki filtra. Na podstawie swoich wieloletnich doświadczeń uważam, że obecnie (kto dziś jeszcze odsiewa mikroplankton celem otrzymania tzw. pyłu?) najlepszym pokarmem na pierwsze 2-3 dni życia narybku są żywe wrotki (można je kupić w zgrzewanych torebkach) i najdrobniejsze larwy solowca. Podajemy je kilkakrotnie w ciągu dnia, ale w niewielkich ilościach. Zamiast tych pierwszych lub naprzemiennie z nimi można podawać kultury pierwotniaków (wyhodowanych wcześniej na pożywkach organicznych lub z preparatów handlowych), a wymiennie z tymi drugimi – nicienie bananowe. Powyższe karmy można też dowolnie mieszać ze sobą. Większość jednak akwarystów wykarmia narybek skalara na samych tylko larwach solowca lub nicieniach (także „mikro”), bądź też na obydwu tych pokarmach razem. Są i tacy hodowcy, którzy podają zmielony na pył granulat dla ryb łososiowatych z dodatkiem innych karm pyłowych lub też stosują mrożonki, w tym serce wołowe lub indycze. Tych ostatnich pokarmów nie polecam, gdyż wzrost młodych jest wtedy bardzo nierównomierny. Dla kilkudniowych rybek z powodzeniem można wykorzystać inne mrożonki, np. moina, wrotka lub oczlik, a także żywy zooplankton (rozwielitka, oczlik) oraz bardzo drobno siekany, starannie wcześniej przepłukany (i odpowiednio przechowywany!) rurecznik (pokarm bardzo dobry i chętnie zjadany). Zwykle w trzecim tygodniu życia młode można stopniowo przyzwyczajać do markowych pokarmów granulowanych i płatkowych. Początkowo rybki jedzą je niechętnie, ale dość szybko się do nich przyzwyczajają. Tu jednak zalecam codziennie wieczorem zbierać z dna niedojedzone resztki, gdyż zwykle ślimaki, bądź glonojady sobie przez noc z nimi nie poradzą i zagrożona będzie jakość wody.

Początkowo młoda i niedoświadczona para może zupełnie nie sprawiać wrażenia, że potrafi opiekować się potomstwem. Często bowiem zdarza się, że ikra lub świeżo wyklute larwy zostają zjedzone i zachowanie to powtarza się przez 4-6 kolejnych tareł z rzędu. Te ostatnie mogą być nawet przenoszone z miejsca na miejsce, ale pewnego dnia znikają lub też codziennie zmniejsza się ich liczba. Nie należy się tym jednak przejmować, gdyż w rzeczywistości rzadko kiedy młoda para już na samym początku wie, jak opiekować się potomstwem, choć oczywiście zdarzają się tu wyjątki. To samo dotyczy pary przeniesionej w nowe miejsce, co często rodzi niesnaski między sprzedającym a kupującym. Tymczasem w nowych warunkach środowiskowych ryby niejednokrotnie reagują silnym stresem, który sprawia, że pożerają ikrę. Stres może mieć różne podłoże, ale najczęściej jego powodem jest obecności innych współmieszkańców w zbiorniku, ustawiczne niepokojenie, nieodpowiednie warunki środowiskowe, złe dobranie się pary rozpłodowej, itp. Choć determinacja rodziców chroniących ikrę bywa niekiedy naprawdę duża, to jednak stres doprowadza do powstania niekorzystnego scenariusza – lepiej teraz zjeść jaja/larwy i mieć energię na przystąpienie do ponownego tarła, niż dać pożreć je innym. I tak oto koło się zamyka. W hodowli skalara jest to zachowanie najzupełniej normalne i po kilku tarłach para rodzicielska niejako „wskakuje” na właściwy tor i zaczyna opiekować się potomstwem (o ile ma do tego predyspozycje, a osobniki ją tworzące były odpowiednio od małego przygotowywane, rzecz jasna). Niestety nie zawsze tak jest i w przypadku dłużej trwających niepowodzeń tarlaki sprawiające problemy należy rozdzielić i pozwolić im na połączenie się z innymi partnerami. Nierzadko zdarza się również, iż domniemana para okazuje się być dwoma samicami.

Prawidłowo wychowane i przygotowane, dobrze dobrane i zgrane osobniki rodzicielskie bardzo pieczołowicie opiekuje się złożoną ikrą, wylęgłymi larwami, a potem narybkiem. Bronią ich zawzięcie i z impetem atakują każdego intruza, np. zanurzoną do wody rękę hodowcy lub pęsetę z karmą. Rodzicom należy zapewnić bezwzględny spokój oraz brak jakiejkolwiek ingerencji ze strony hodowcy (szczególnie podczas przenoszenia larw). Zalecam przesłonienie przedniej szyby i słabe oświetlenie nocne zbiornika o czym pisałem powyżej. Najgorsze są tępe stuki lub roznoszące się hałasy. Miałem raz parę skalarów w akwarium stojącym na górnej półce regału. Na dole zbiornik zajmowała para dorosłych wężogłowów karłowatych, które nagle zaczęły ze sobą walczyć (to normalne u tego gatunku). W wyniku przepychanek gliniane rurki oraz większe kamienie na dnie były przesuwane (nie było podłoża) i powstawał krótkotrwały, ale roznoszący się hurgot. Powodował on paniczną wprost reakcję pary skalarów z młodymi, znajdujących się w akwarium powyżej. Ryby dosłownie uderzały głowami w szyby, płynęły gwałtownymi zrywami na oślep i ze stresu kładły się bokami na podłożu. Tylko szybka reakcja uratowała je przed ich okaleczeniem lub nawet utratą. Do podobnych sytuacji może dojść także w momencie, gdy w niedużym zbiorniku para ma już dość opieki nad młodymi i stara się od nich uwolnić, co jest oczywiście niemożliwe. Może nawet dojść do sytuacji, że tarlaki będą bezwładnie pokładały się na boki a potomstwo będzie okazyjnie obskubywało ich powłoki ciała niczym …. młode paletki. Wówczas parę należy wyłowić, bo jej dalsze utrzymywanie z potomstwem nie ma już sensu.

Warto przeczytać także te wpisy:

Skalar (Pterophyllum scalare) – opieka nad potomstwem, cz. I

Para przy złożu ikry

W niniejszym wpisie chciałbym Przedstawić Państwu parę skalarów, które samodzielnie opiekowały się u mnie potomstwem. Ryby nabyłem okazyjnie od hodowcy z Łomży. Jak wiadomo, panuje utarte przekonanie, że w wyniku wielopokoleniowej hodowli w niewoli skalary niemal całkowicie zatraciły swój pierwotny instynkt opieki nad potomstwem. W przeciwieństwie bowiem do wielu innych pielęgnicowatych nie mogły go prawidłowo rozwijać z powodu ogromnego na nie popytu. Ten zaś wymuszał na hodowcach globalny proceder odbierania zaraz po tarle substratu z ikrą i prowadzenia dalej sztucznej jej inkubacji oraz wychowu młodych.

Swoje obserwacje nad skalarami opiekującymi się potomstwem (przede wszystkim mieszańcami) rozpocząłem wiele lat temu. Robiłem wywiady hodowlane z wieloma akwarystami, a także z bardziej doświadczonymi sprzedawcami w wybranych sklepach zoologicznych. Niemało hodowców odwiedzałem osobiście. O pomoc prosiłem także moderatorów niektórych forów internetowych. Wyniki moich długoletnich „badań” można by w zasadzie streścić następująco: O ile na 100 par skalarów (głównie mieszańców) ikrą (przez pierwsze 1-3 dni) opiekuje się 25-30, o tyle larwami może 5-6, a narybkiem mniej niż 2% par. Słowo „badania” piszę celowo w cudzysłowie, gdyż nie były to ściśle naukowe, skrupulatne wyliczenia oparte o wybraną losowo grupę ryb, wariancję, odchylenie standardowe i inne tego typu parametry przyjęte w nauce. Ot, są to moje luźne dywagacje i przemyślenia jako wieloletniego hodowcy tych pięknych ryb, częstokroć, jak wspomniałem, podparte także obserwacjami innych akwarystów.  Od powyższych reguł zdarzają się jednak wyjątki.

Zdaniem bowiem niektórych hodowców poprzez modyfikację warunków środowiskowych można niejako na nowo wzbudzić instynkt opieki nad potomstwem u większego odsetka par. Przed laty na łamach miesięcznika „Nasze Akwarium” pisałem o systemie hodowli skalarów amerykańskiego hodowcy Davida Lassa, który utrzymywał, że w rzeczywistości bardzo duży procent osobników rodzicielskich potrafi opiekować się swoim potomstwem, a twierdzenia o rzekomym zatraceniu przez ten gatunek instynktu rodzicielskiego w wyniku wielopokoleniowej, sztucznej hodowli w niewoli uważał za mocno przesadzone. Przypomnę zatem pokrótce o co wówczas chodziło. Otóż Lass utrzymywał, iż kluczem do sukcesu, czyli posiadania pary skalarów opiekujących się młodymi są określone warunki środowiskowe, jakie należy stworzyć rybom od wczesnego etapu ich życia. Mają one bowiem priorytetowe znaczenie później – podczas rozrodu i bezpośrednio wpływają na behawioryzm tego okresu. I tak, hodowca ten zalecał utrzymywać młode osobniki wyłącznie w akwariach jednogatunkowych, dopuszczając jedynie obecność kilku kirysków, otosków, zbrojników itp.

Woda w zbiorniku powinna być niezbyt twarda (najlepiej do 12ºn) i zawsze lekko kwaśna (pH 6,5-6,8), o temperaturze 26-27ºC. Kolejnym warunkiem, jaki zdaniem Davida Lass’ea należy spełnić, aby skalary wykazywały instynkt opieki nad potomstwem jest utrzymywanie dobranych par osobno. Każdej zatem parze należy zapewnić oddzielny zbiornik i od tej pory utrzymywać w ścisłej izolacji od innych ryb, zwłaszcza tego samego gatunku (to bardzo ważne!). Oczywiście rybom zapewniamy jak najlepszy dobrostan.

Wszystko nie jest jednak takie proste. Otóż mając na uwadze zdrowie potomstwa, zgrupowane osobniki nie powinny być ze sobą spokrewnione (czyli muszą pochodzić od różnych genetycznie par). Inbred, czyli hodowla w pokrewieństwie wydatnie bowiem zmniejsza żywotność potomstwa, powoduje ujawnienie się u niego wad genetycznych i wielu niepożądanych cech. Najłatwiej jest osiągnąć to w przypadku posiadania kilku linii utrzymywanych ryb i z takiego materiału dobierać pary rodzicielskie, którym następnie zapewniamy oddzielne zbiorniki. Wymaga to dużo miejsca na akwaria, niemałych nakładów finansowych i mnóstwa czasu. Można wprawdzie zakupić osobniki do pary z innych hodowli, ale najczęściej nie ma się pewności, jak ryby były utrzymywane od małego. Co zatem zostaje akwaryście amatorowi? Na pewno zawsze można liczyć na łut szczęścia, że wreszcie natrafi się na parę skalarów opiekującą się młodymi 😊

Warto przeczytać także ten wpis:

oraz filmiki na moim kanale na You Tube:

Pielęgniczka kratkowana (Dicrossus filamentosus). Chów

Młoda samica – ubarwienie ciała jest bardzo charakterystyczne i przypomina szachownicę

Ta delikatna, niewielka ryba należy do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae) i dorasta do około 8 cm (samiec). W naturze zamieszkuje czarne wody dorzecza górnego biegu Rio Negro i Rio Orinoko (Brazylia, Kolumbia, Wenezuela). Są to zwykle leśne cieki, odnogi i rozlewiska. Jej ciało jest mocno wydłużone, a ubarwienie bardzo charakterystyczne, przypominające szachownicę. Stąd też wywodzi się nazwa gatunku w języku angielskim: Checkerboard Cichlid, Checkerboard Lyretail Dwarf Cichlid lub Chessboard Cichlid.

 

Spotkanie samca (po prawej) z samicą (po lewej)

Usposobienie ryby jest zazwyczaj łagodne. Zajmują one głównie strefę przydenną i środkową zbiornika. Dobrymi dla nich współmieszkańcami są przede wszystkim gatunki nieduże (zwinniki, bystrzyki, neony, razbory, drobnoustki, kiryski, taksony strefy przypowierzchniowej itp.). Chowane wespół z rybami zbyt dużymi, agresywnymi, o szybkiej przemianie materii lub przekopującymi intensywnie dno, czują się źle i łatwo zapadają na choroby.

 

Para ryb – samiec u dołu

Chów najlepiej jest prowadzić systemem haremowym, np. samiec i 2-4 samice. Dla takiego zestawu wystarcza zbiornik o pojemności około 100 l. Optymalnie woda powinna być miękka do lekko średnio twardej (5-14°n), o odczynie kwaśnym do lekko kwaśnego (pH 5-6,5) i temperaturze 24-25°C, regularnie (raz w tygodniu) podmieniana w ilości 10-15%.

 

Pielęgniczki kratkowane najlepiej jest utrzymywać systemem haremowym

Woda może, ale nie musi znajdować się w lekkim, subtelnym ruchu. Ryby dobrze przyzwyczajone bez problemu zwykle znoszą obojętny, a nawet lekko zasadowy jej odczyn. Chowanie ich w wyższych temperaturach (pow. 27°C) jest dla nich niekorzystne z uwagi na silną eksploatację rozrodczą, wydelikacenie i skrócenie życia.

 

Młoda para ryb – samiec u góry

Podłoże powinien stanowić drobny żwirek. Z elementów dekoracyjnych stosujemy, m.in.: korzenie, gałęzie, lignity, liście (dębowe, bukowe lub migdałecznika), łupiny kokosu, kawałki drewna itp. Za kryjówki posłużyć mogą także małe, gliniane doniczki, kawałki rurek, groty, mufki itp. Akwarium powinno być dobrze zarośnięte roślinnością, a lustro wody przykryte w około 50% taksonami pływającymi (ryby preferują przytłumione punktowo oświetlenie).

 

Młody samczyk

Nieodzowna jest bardzo dobra filtracja wody (można rozważyć wkład z torfu), utrzymująca związki azotu na zerowym poziomie. Także dno powinno być regularnie odmulane, celem usunięcia jakichkolwiek resztek organicznych. Ich rozkład bowiem pogarsza jakość wody i pochłania cenny tlen.

 

 

W zbiorniku z „dicrossusami” niezbędne są wszelkie organiczne dodatki: liście, gałęzie, korzenie, lignity itp.

Żywienie powinno być oparte przede wszystkim na karmie pochodzenia zwierzęcego, niemniej niewielki udział w diecie komponenty roślinnej jest wskazany. Liczy się tu przede wszystkim wysoka jakość pokarmów, w tym także suchych. Ryby żerują najchętniej przy dnie. Mają niewielkie otwory gębowe, stąd należy mieć na uwadze wielkość cząstek karmy.

Pielęgnica miodowa (Archocentrus multispinosus) – opieka nad potomstwem

Para tarlaków – samiec z przodu

W zeszłym roku  opisywałem już pewną parę pielęgnic miodowych, gdzie samiec pożerał larwy. Teraz ten sam mleczak stworzył z drugą, młodszą i znacznie od niego mniejszą ikrzycą bardzo zgraną i niezwykle troskliwą parę. Mam nadzieję, że seria zdjęć i zawierających praktyczne porady podpisów do nich się Państwu spodobają.

 

Zestawiona w parze samica była o wiele młodsza i mniejsza od swego partnera

Samica w pełnej krasie swych pięknych żółto-złotych barw

Samica złożyła ponad 300 ziaren ikry na płaskim kamieniu i doskonale się nią opiekowała

Narybek pielęgnic miodowych nie pływa zbity w kupę, lecz rozpływa się po całym zbiorniku. Jedynie na noc gromadzony jest w jednym miejscu

Choć w poprzednim związku samiec zjadał ikrę i bił samicę, tu stworzył z drugą idealną parę i był wzorowym ojcem

O pielęgnicy miodowej pisałem wcześniej tu:
„Pielęgnica miodowa – ikra i larwy”

Podaję także link do filmiku na moim kanale YT, obrazującym opiekę pary rodzicielskiej nad potomstwem

Lamprologus caudopunctatus – chów i rozród

Lamprologus caudopunctatus to muszlowiec fakultatywny

W naturze ten piękny muszlowiec spotykany jest w południowej części jeziora Tanganika – od wsi Kapampa w DRK przez całe wybrzeże zambijskie. Żyje w koloniach zwykle na głębokościach rzędu kilku metrów, ale bywa spotykany zarówno na płytkiej (1-2 m), jak i głębokiej wodzie (poniżej 25 m). Muszlowiec fakultatywny, czyli taki któremu muszle nie są konieczne do odbywania tarła i wychowu potomstwa.

 

 

Żółto-złota płetwa grzbietowa to znak rozpoznawczy omawianego gatunku i największa jego barwna ozdoba

Dymorfizm płciowy jest subtelny. Samica jest mniejsza (dorasta do 6,5 cm) i ma delikatniejszą budowę. Płetwa grzbietowa większego samca (dorasta do 9 cm) może być jaskrawsza a promienie jego płetw piersiowych być dłuższe (czasem górna, zewnętrzna krawędź jest zabarwiona na czerwono). Moim zdaniem muszlowce te bardzo preferują w akwarium muszle ślimaków (inaczej niż w naturze, gdzie kopią jamy pod kamieniami lub zajmują szczeliny skalne).

 

Samica przy kryjówce – muszli ślimaka winniczka

Wiosną 2018 r. zakupiłem 6 osobników, gdyż ryby te po prostu mnie urzekły. Piękna żółto-złota płetwa grzbietowa i kremowo-perłowe ciało na tle, którego niekiedy widoczne są poprzeczne, ciemnobrązowe pasy. Dodatkowo niebieskie połyski na płetwach brzusznych i tęczówce oczu oraz rzędy drobniutkich kropeczek w tym kolorze na płetwach nieparzystych są bardzo dekoracyjne.

 

 

W akwarium „kałdopunktatusy” bardzo preferują muszle ślimaków za swe kryjówki

Dla dobranej pary wystarcza 60-80 l zbiornik. W moim dno pokryte jest warstwą piasku, na którym leżą tu i ówdzie muszle winniczka i ślimaków morskich. Tu i ówdzie sterczą kamienie, dwie groty z ceramiki, a także kilka glinianych mufek. Ryby te przebudowują podłoże, ale niezbyt intensywnie. Nie niszczą roślin, ale mogą je podkopywać, stąd powinny one rosnąć w pojemnikach. Pływający luzem po powierzchni rogatek, Najas sp. lub wywłócznik, bądź inne gatunki typowo pływające nie są przedmiotem zainteresowania ryb.

 

Samica w kryjówce

Agresja wewnątrzgatunkowa jest słaba, a jedynie w czasie tarła ryby stają się bardziej terytorialne. Zdecydowanie bardziej energicznie dana para odgania innych współmieszkańców – u mnie „kungweensisy”. Parametry fizyko-chemiczne wody to: twardość 15-25°n, odczyn lekko zasadowy do zasadowego (pH 7,5-9,0) i temperatura około 25°C. Przyzwyczajone ryby znoszą niższą ciepłotę. U mnie grzałka używana jest tylko w miesiącach jesienno-zimowych.

 

Para tarlaków – samiec z przodu

Ryby te wymagają dobrej filtracji wody i regularnych jej podmian. (raz w tygodniu około 20%). Są niewybredne pod względem podawanego pokarmu i praktycznie zjadają każdy pochodzenia zwierzęcego w rozmaitej formie, w tym żywy (rurecznik, szklarka, ochotki, zooplankton).

 

 

 

„Kałdopunktatusy” to gatunek monogamiczny

„Kałdopunktatusy” to gatunek monogamiczny. Para zajmuje kryjówkę i mniej lub bardziej rozległy obszar wokół niej. Z chwilą pojawienia się młodych rodzice stają się bardziej nerwowi, odganiają z impetem wszystkich intruzów. Potem, stopniowo stają się mniej agresywni. W obliczu zagrożenia samica w mgnieniu oka chroni się w muszli, gdzie doszło do tarła.

 

 

 

Opiekę nad ikrą i potomstwem to zadanie samicy

Samica składa (zwykle na dachu kryjówki) do około 50 jaj, ale u mnie nie było ich nigdy więcej niż 20 kilka. To ona zajmuje się opieką nad ikrą i potomstwem. Jest bardzo opiekuńcza, choć zarazem płochliwa – zaniepokojona w mgnieniu oka chowa się do muszli. Po tarle samiec może zostać na dobre przepędzony lub być co jakiś czas dopuszczany w pobliże gniazda. U mnie jednak tarlaki zawsze pozostawały w pobliżu siebie i dochodziło między nimi do żadnych niesnasek. Razem broniły swego terytorium.

 

Grupa wyrośniętych osobników w zarośniętym twardolistną roślinnością zbiorniku

U mnie dobrały się akurat trzy pary z czego dwie miały młode. W zbiorniku była jeszcze para Lamprologus kungweensis, ale trzymała się na uboczu, w rogu zbiornika i nie miała młodych. Pary mające potomstwo z największą siłą odganiały odpowiednio: L. kungweensis, parę niemającą młodych i innych rodziców.

 

 

 

Młode można odchowywać z lub bez udziału rodziców

Larwy wykluwają się po około 72 godz. Po 5-6 dniach narybek zaczyna pływać i żerować. Mierzy wtedy ok. 4 mm. Jego wzrost jest dość powolny. Młode zjadają najdrobniejsze, pyłowe karmy suche, a także larwy oczlików i solowca, mrożonki typu moina itp. Można wyłowić rodziców i odchowywać je ich udziału, a zwłaszcza bez samicy.

 

 

 

Para z podrośniętym już młodym

Przy grupowej hodowli „kałdopunktatusów” można zauważyć osobniki nieaktywne płciowo. W naturze pełnią one rolę obronno-ostrzegawczą. W języku angielskim omawiane pielęgnice czasem zwane są Yellow finned blue-eyed cichlids.

 

 

 

 

Para z młodymi

Omawiane muszlowce należą do jednych z moich ulubionych. Drugim gatunkiem, który uważam za bardzo ciekawy pod względem ubarwienia i zachowania jest Lamprologus kungweensis. Polecam je każdemu akwaryście! Więcej o tym ostatnim pisałem tu:

„Lamprologus kungweensis. Chów i rozród”

 

 

Poniżej link do filmiku na moim kanale YT, obrazującego tarlaki wraz z potomstwem.

 

Ptychochromis oligacanthus – rozród

Para tarlaków – samiec u dołu

Ciało ryb jest szaro-srebrzysto-niebieskie z czarnymi plamami (w czasie tarła stają się one szczególnie wyraźne i rozległe) i łuskami mieniącymi się w kolorze seledynowo-niebieskim. Tej samej barwy jest także górna warga, szczególnie dobrze widoczna u samca.

 

 

 

Samica u dołu – widać niewielkie pokładełko

Mleczak jest przede wszystkim dużo większy i masywniej zbudowany oraz jaskrawiej ubarwiony. Jego płetwy odbytowa i grzbietowa są dłuższe i bardziej ostro zakończone. Na nich oraz na pokrywie skrzelowej w okresie godowym może być widoczny buraczkowej (lub wiśniowej) barwy rysunek (z reguły jest mało wyraźny i nikły, o charakterze poświaty).

 

 

 

Po prawej samica – widać wynicowane pokładełko

Pierwsze udane tarła ryby zaczynają odbywać w wieku około roku. W czasie zalotów samiec szybko okrąża partnerkę i napina płetwy. Nie zauważyłem, aby był wobec niej agresywny. Niemniej zdarzają się samce nader zadziorne i agresywne, które potrafią zagonić samicę na śmierć, o ile ta nie ma gdzie się schować.

 

 

Tarło przebiega na twardej, litej powierzchni

Są to ryby bardzo płodne. Samica może złożyć kilkaset ziaren ikry. U mnie było ich grubo ponad 400. Lekko kremowej barwy jaja zostały złożone w typowym dla tego gatunku miejscu – na uprzednio oczyszczonej twardej powierzchni, w tym wypadku podłużnego, płaskiego kamienia. Niemal cały kamień za wyjątkiem brzegów był usiany równomiernie ikrą.

 

 

Samica przy zaoczkowanej już ikrze

Sugerowane przez niektórych autorów przerywanie tarła u ryb wydaje się nierzadkie. Z tego właśnie powodu zrezygnowałem z robienia tarlakom zdjęć, gdyż samiec wyraźnie się tu rozpraszał (uciekał w głąb zbiornika, kryjąc się przez dłuższą chwilę).

 

 

 

 

Samica przy pierwszym złożu jaj – większość ikry spleśniała, najprawdopodobniej na skutek przeniesienia kamienia z nią do innego zbiornika

Rodzice są niezwykle troskliwi, zwłaszcza samica, która bezpośrednio opiekuje się jajami. Niemniej młode osobniki mogą nawet kilka razy z rzędu pożreć jaja lub narybek. Ten ostatni bywa wyjadany stopniowo. Samiec pilnuje rewiru lęgowego i według moich obserwacji jest bardziej płochliwy i wycofany. Jednak gdy tylko zanurzymy rękę lub jakiś przedmiot do wody obydwa tarlaki natychmiast przystępują z impetem do ataku.

 

 

Larwy zostały natychmiast przeniesione do ułożonej na boku doniczki

Także jakiekolwiek użycie czyścika magnetycznego powoduje irytację ryb i momentalnie inicjuje u nich zachowania agresywne. Opieka nad potomstwem jest tak zajadła, że możliwa nawet w akwarium z wieloma innymi rybami, np. współplemieńców lub gatunków pokrewnych. Nie ma zwykle szans, aby któryś z intruzów porwał jaja lub młode – zostaje natychmiast z impetem brutalnie przepędzony.

 

 

Młodziutki narybek

Larwy wylęgają się po trzech dobach i są od razu przenoszone przez rodziców w jakieś ustronne, osłonięte miejsce. Bywa, że kryjówki są często zmieniane. Po dalszych trzech, a najdalej na początku czwartej doby narybek zaczyna pływać i żerować. Narybek znakomicie znosi całkowite zaciemnienie zbiornika nocą (w przeciwieństwie do niektórych bardziej wymagających gatunków pielęgnic z Madagaskaru).

 

Para z młodymi – samiec z przodu

Pierwsze tarło mojej pary miało miejsce w towarzystwie innych współplemieńców oraz młodocianych osobników Ptychochromis grandidieri. Rodzice z sukcesem odganiali od ikry i trzymali w ryzach wszelkich intruzów. Postanowiłem odłowić tę dobraną parę, gdyż warunkach poza tarłowych miałbym z tym wiele trudności (dużo różnorodnych kryjówek w zbiorniku, znakomite zdolności pływackie ryb itp.). Ponadto pewne rozpoznanie tarlaków byłoby cokolwiek trudne.

 

Samica z chmarą młodych

Para została dość sprawnie przeze mnie złapana, gdyż nawet spłoszone ryby trzymały się blisko gniazda. Przeniosłem je do osobnego, około 100 l zbiornika, urządzonego podobnie i wypełnionego wodą o takich samych parametrach fizyko-chemicznych. Szkoda mi było ikry, więc przeniosłem też obficie usiany nią kamień. Co ciekawe, po chwilowym szoku wywołanym zmianą środowiska ryby podjęły opiekę nad jajami (!).

 

Tarlaki są bardzo opiekuńcze i zawzięcie odganiają intruzów

Były nieco zdziwione, początkowo z lekka płochliwe, ale w końcu zdecydowały się na kontynuowanie opieki nad złożem ikry. Jest to jeszcze jeden dowód na bardzo dobrze rozwinięty instynkt opieki nad ikrą i potomstwem u tego gatunku. Niestety przenosiny zaszkodziły większej części jaj, które szybko spleśniały.

 

 

 

Para tarlaków przy ikrze – samica po prawej

Mimo to pomyślnie wykluło się około 100 larw, które zostały przeniesione przez rodziców do przewróconej na bok glinianej doniczki. Tarlaki nie rozkopywały podłoża, ale zachowanie to jest nierzadko u nich obserwowane.

 

 

 

 

Instynkt opieki nad potomstwem jest u tego gatunku bardzo silnie rozwinięty

Decydując się na rozmnażanie mało znanych pielęgnicowatych należy zawczasu pomyśleć nad ich zbytem. Tak samo jak u innych pielęgnicowatych konflikty między tarlakami nie należą do rzadkości. Jeśli bardzo przybiorą one na sile należy odłowić samca (zwykle).

 

 

 

 

 

W akwarium towarzyskim ze zbliżonymi wielkością pielęgnicowatymi

O chowie Ptychochromis oligacanthus pisałem wcześniej tu:

„Ptychochromis oligacanthus. Chów”

Paralabidochromis sp. „Rock Kribensis”. Chów i rozród

Samiec dominujący – widoczne intensywne barwy ciała i płetw

Ta piękna pielęgnica – gębacz pochodzi z południowego końca jeziora Wiktorii, położonego na Wyżynie Wschodnioafryk. w Afryce. Spotykana jest na głębokości 5-25 m. Synonim nazwy gatunkowej to: Haplochromis sauvagei. Nazwy zaś w jęz. angielskim: The Rock Krib, Chessboard. W zależności od miejsca występowania spotyka się wiele odmian barwnych – tu przedstawiam odmianę żółtą.

Samica jest mniejsza i skromniej ubarwiona

Gatunek wytrzymały i odporny. W akwarium dorasta do około 11 cm (samiec), choć zwykle mierzy mniej. Dla samca i 3-4 samic wymagany jest zbiornika ponad 150 l. Jego wyposażenie powinny stanowić rozmaite konstrukcje z kamieni i skał, które zapewniają mnóstwo kryjówek. Można także użyć ceramicznych rurek.

„Rokrinensy” nie niszczą zwykle roślin, zwłaszcza pływających lub swobodnie unoszących się w toni

Ryba nie niszczy twardolistnych roślin (nurzaniec, anubias, mikrozorium). W akwarium wskazane są także pływające (pistia, hiacynt, limnobium itp.).

W grupie ryb szybko ustala się hierarchia

Parametry fizyko-chemiczne wody to: twardość 15-30°n, temperatura 23-27°C i odczyn obojętny do zasadowego (pH 7,0-8,5). Dobrze znosi jednak niższą ciepłotę wody na poziomie 21-22°C, o ile wcześniej ryby odpowiednio się przyzwyczai. Konieczna jest wydajna filtracja i podmiany raz w tygodniu w objętości do 30%. Wskazany jest lekki ruch wody.

Ryby są żarłoczne i zjadają każdy rodzaj pokarmu

W grupie ryb szybko ustala się hierarchia. Agresja wewnątrzgatunkowa jest słaba i ogólnie gatunek ten ma dość łagodne usposobienie. Jedynie podczas tarła może dochodzić do większych niesnasek, zwłaszcza między samcami. Można łączyć je ze spokojniejszymi  pielęgnicami z jez. Malawi lub Wiktorii (tu jednak uwaga na możliwe krzyżówki).

Samica inkubuje jaja w worku gardłowym przez 3-4 tygodnie

„Rockkribensy” są żarłoczne i zjadają każdy rodzaj pokarmu: rozmaite larwy owadów, rureczniki, mrożonki dla pyszczaków (plankton, mysis, kryl, mixy) oraz różnorodne karmy suche, zarówno płatkowe, jak i granulowane, w tym z dodatkiem spiruliny. W naturze chętnie zeskrobują tzw. aufwuchs, czyli peryfiton [zespoły drobnych organizmów roślinnych (glony, w tym jednokomórkowe okrzemki) i zwierzęcych (wrotki, pierwotniaki, małe skorupiaki) zamieszkujących różnorakie podłoża znajdujące się w wodzie, ale niebędące dnem].

Narybek w wieku 2 tygodni

Samica jest mniejsza (dorasta do około 8 cm), skromniej ubarwiona (brązowo-zielonkawo-żółta) Samiec, w zależności od odmiany barwnej, może być czerwony, zielono-żółty, żółty oraz niebieski. Na jego płetwie odbytowej mogą być widoczne atrapy jaj. U obydwu płci występują czarne, podłużne i poprzeczne pasy tworzące tzw. kratkę lub szachownicę.

Młode rosną szybko, o ile zapewni im się właściwe żywienie i optymalne warunki środowiskowe

Samica inkubuje jaja w worku gardłowym. Ich rozwój trwa, w zależności od temperatury wody, niespełna 3 do 4 tyg. Liczba młodych może wynosić od kilku do ponad 20 sztuk, ale notowane są liczniejsze mioty, zwłaszcza u wyrośniętych samic, rzędu nawet ponad 40 osobników. Młode rosną bardzo szybko. Nie ma żadnego problemu z ich wykarmieniem i odchowem.

Więcej o omawianym gatunku można przeczytać w moim artykule pt. Paralabidochromis sp. „Rock Kribensis” – gębacz z Jeziora Wiktorii, opublikowanym w Magazynie Akwarium: 2020, 4 (182), s. 60-70.

 

 

Ptychochromis oligacanthus – chów

Samiec – widać buraczkowego koloru odcienie na płetwie grzbietowej i pokrywie skrzelowej

Ptychochromis oligacanthus to gatunek endemicznej pielęgnicy zamieszkujący wody północnej części Madagaskaru (zachodnia część prowincji Antsiranana – od rzeki Sambirano do rzeki Andranomaloto wraz z jeziorami kraterowymi na wyspie Nosy Be). Dorasta do nawet ponad 20 cm, lecz w warunkach akwariowych jest to rzadkie – ryby mierzą zwykle kilkanaście cm.

 

 

Młody, wybarwiający się samiec

Ciało ryb jest barwy szaro-srebrzysto-niebieskiej z czarnymi plamami (w czasie tarła stają się one szczególnie wyraźne i rozległe) i łuskami mieniącymi się w kolorze seledynowo-niebieskim. Tej samej barwy jest także górna warga, szczególnie dobrze widoczna u samca. Mleczak jest przede wszystkim dużo większy i masywniej zbudowany oraz jaskrawiej ubarwiony.

 

Para dobranych osobników – samica po prawej

Jego płetwy odbytowa i grzbietowa są dłuższe i bardziej ostro zakończone. Na tej ostatniej oraz na pokrywie skrzelowej w okresie godowym może być widoczny buraczkowej (lub wiśniowej) barwy rysunek (z reguły jest mało wyraźny i nikły, o charakterze poświaty).

 

 

 

„Oligakantusy” w towarzystwie Ptychochromis grandidieri – agresja ryb ulega zmniejszeniu

„Oligakantusy” to ryby dość agresywne. Szczególnie duże nasilenie przybiera u nich agresja wewnątrzgatunkowa. jest znacznie tłumiona, gdy chowane są one w towarzystwie innych, zbliżonych wzrostem i zachowaniem pielęgnic. Obecność współmieszkańców zbiornika nie przeszkadza im bynajmniej w rozmnażaniu się. Jak gdyby nigdy nic, ryby przystępują do tarła i nawet o wiele chętniej chronią ikry i lepiej opiekują się potomstwem.

 

U omawianego gatunku agresja wewnątrzgatunkowa jest dość mocno nasilona

Ze względu na pokaźne rozmiary ciała omawianych ryb pojemność akwarium dla kilku osobników powinna wynosić, co najmniej 400-500 l (w mniejszym litrażu jedynie okresowo można utrzymywać osobniki młodociane). Na dno dajemy 4-5 cm warstwę grubego piachu lub drobnego żwirku. Ze względu zaś na wspomnianą agresję w zbiorniku konieczne są różnorodne kryjówki w postaci kamieni, korzeni, grot, rurek, kokosów, przewróconych na bok glinianych lub ceramicznych doniczek, kawałków drewna, gałęzi itp.

 

Wszelkie kryjówki są w zbiorniku z „oligakantusami” po prostu niezbędne

Rezygnujemy całkowicie z sadzenia roślin w podłożu, jako że zostaną szybko zniszczone. Niemniej swobodnie unoszące się po powierzchni wody kępy rogatka sztywnego, Najas sp. oraz pojedyncze, wyrośnięte egzemplarze pistii rozetkowej nie były w moim zbiorniku przedmiotem jakiegokolwiek zainteresowania ze strony ryb. Zauważyłem także, że dobrana para przebywając sama w zbiorniku z roślinami (anubias na korzeniu, kępa kryptokoryn), nie niszczy ich. Mając do dyspozycji przewrócone na bok doniczki, do nich przenosi larwy i nie podkopuje dna.

 

Regularne, obfite podmiany wody to podstawa zachowania optymalnego dobrostanu ryb

Moim zdaniem parametry fizyko-chemiczne wody mogą przedstawiać się następująco: twardość (5-20°n), odczyn lekko kwaśny do umiarkowanie zasadowego (pH 6,5-8) i temperatura 24-29°C. Do tego ostatniego parametru mam jednak pewne uwagi. Otóż ryby odpowiednio i stopniowo przyzwyczajone (zwłaszcza od małego) można z powodzeniem utrzymywać w niższej ciepłocie wody rzędu 23-25°C.

 

Bezsprzecznie natomiast wymagane są regularne, obfite podmiany wody (do 30% raz lub dwa razy w tygodniu, w zależności od obsady ryb i wielkości zbiornika oraz systemu filtracji) oraz bardzo wydajna jej filtracja. Na podwyższony poziom związków azotu w wodzie „oligakantusy” reagują pociemnieniem barw ciała, zwiększoną płochliwością i nerwowym zachowaniem. Idealny dla ich dobrego samopoczucia i dobrostanu jest dojrzały zewnętrzny filtr kanistrowy i wewnętrzny gąbkowy do głównie filtracji mechanicznej, np. typu „Power head”.

 

Żywienie Ptychochromis oligacanthus nie przedstawia żadnego problemu. Są to ryby wszystkożerne z przewagą w diecie pokarmu pochodzenia zwierzęcego, zarówno żywego, mrożonego, jak i suchego.

 

 

Pielęgnica Meeka. Historia jednej pary

Zgodna para w pozach odstraszających intruzów

O chowie i rozrodzie pielęgnicy Meeka (Thorichthys meeki) w akwarium pisałem wcześniej tu:
„Pielęgnica Meeka. Chów”

„Pielęgnica Meeka. Rozród”

 

 

 

 

Samiec jest jaskrawiej ubarwiony, ale piękno obydwu płci jest niezaprzeczalne

Teraz chciałbym przedstawić historię pewnej pary, którą zakupiłem przypadkiem w jednym z renomowanych warszawskim sklepów akwarystycznych. Ryby od razu mi się spodobały – były dość młode, choć już dojrzałe płciowo i widać było, że tworzyły zgraną parę, która chce odbyć tarło (charakterystycznie szukały ustronnego miejsca i stroniły od pozostałych ryb).

 

 

Niestety przepychanki między rodzicami nie są rzadkie, ale rzadko przybierają skrajnie ostre formy

Tak, jak przewidywałem ryby przeniesione do zbiornika tarliskowego po kilku dniach złożyły ikrę na płaskim kamieniu, przy niedużej doniczce z kępą kryptokoryny. Początkowo myślałem, że jaj jest niewiele, ale myliłem się. Były bowiem skrzętnie upchane tu i tam, a sam kamień znajdował się przy tylnej szybie, stąd moje obserwacje były  utrudnione.

 

 

Samiec rządzi i atakuje wszystko co w jego mniemaniu zagraża potomstwu

Rodzice bardzo dobrze opiekowali się ikrą, a samiec ostentacyjnie odchylał pokrywy skrzelowe, „ział” wręcz czerwienią swego okazałego podgardla. To samo, choć rzadziej i słabiej, robiła także jego partnerka. Wyglądało to bardzo imponująco, co żywo zainteresowało nawet odporniejszych na piękno ryb domowników 🙂

 

 

My tu rządzimy! Wrogu odejdź, albo zaatakujemy z całym impetem …

Po kilku dniach ikra zniknęła. Początkowo myślałem, że ryby ją zjadły, lecz zauważyłem, że samica jest nader aktywna we wnętrzu kokosu – co jakiś czas to doń wpływała, to zeń wypływała. Zaraz też okazało się, że zostały tam przeniesione larwy. Samiec krążył po całym zbiorniku i stroszył się natychmiast, gdy tylko ktoś zbliżał się do przedniej jego szyby.

 

 

Samica z młodziutkim wylęgiem

Narybek rozpoczął swobodne pływanie i żerowanie po 4-5 dniach. Początkowo karmiłem go wrotką (kupna, w torebkach), nicieniami mikro, roztartą karmą suchą, a po kilku dniach miażdżonymi rurecznikami. Trzeba przyznać, że schematów żywieniowych jest co najmniej kilka, a „meeki” są łatwe w wychowie.

 

 

Narybek „meek” jest żywotny i żarłoczny

Młode dobrze rosły, a rodzice opiekowali się nimi z tym samym zapałem, co wcześniej. Samiec atakował nawet moją rękę zanurzoną do zbiornika celem wyjęcia gąbki filtra wewnętrznego do umycia. Z ostrożnością podmieniałem także wodę na świeżą, ale odstaną przez dobę.

 

 

 

Poturbowana samica coraz rzadziej broni młodych, a coraz częściej kryje się gdzie może

I nagle cała sielanka się skończyła – wręcz prysnęła jak mydlana bańka. Po powrocie z pracy zastałem poturbowaną samicę, która kryła się w pływającej po powierzchni wody kępie rogatka. Gdyby nie rośliny ryba prawdopodobnie by zginęła wskutek nasilonej agresji partnera, narastającego stresu i odniesionych ran.

 

 

 

Samicę szybko odłowiłem, a samiec dalej troskliwie wychowywał młode. W takim zachowaniu pięlęgnicowatych nie ma nic dziwnego – nierzadko bowiem na pozór zgrana para zaczyna między sobą walki o opiekę nad potomstwem.

 

 

Drogi rodziców rozdzielają się – słabsze musi ustąpić lub zginie

Niemniej hodowcy trudno jest niekiedy wprost pojąć, że para, która tak była świetnie złożona, tak dobrze dobrana, troskliwa i wobec siebie łagodna, nagle za sprawą jednego z rodziców (zwykle samca) staje się nie do poznania. Ryby zaczynają ze sobą walczyć, a słabszy musi ustąpić, inaczej zginie lub odniesie poważne rany. To niestety częsty scenariusz …

 

 

 

Pielęgnica miodowa (Archocentrus multispinosus)

Para tarlaków – samiec poniżej

Pielęgnica miodowa była wcześniej znana jako Heros multispinosus lub Herotilapia multispinosa. Jest nazwa w jęz. angielskim to Rainbow Cichlid. W naturze zasiedla wody Ameryki Środkowej – od Hondurasu i Nikaragui po Kostarykę. W akwarium dorasta zwykle do 10-12 cm (bywa, że więcej). Należy oczywiście do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae)

 

Pokarm żywy wpływa na lepsze wybarwienie ryb i gotowość ich do rozrodu

Nie będę w niniejszym wpisie opisywał wymagań środowiskowych dla tego skądinąd odpornego i łatwego w chowie gatunku. Mniej więcej to samo bowiem napisałem już przy okazji omawiania innych gatunków pielęgnic z AP i AŚ. Gorąco zachęcam więc do skorzystania z wyszukiwarki na blogu.

 

 

Samiec w pięknej, godowej barwie

Tu także samiec – gotowy do tarła mleczak

Teraz skupię się na historii pewnej pary, gdyż jej zmienny behawior w zależności od warunków środowiskowych wydał mi się bardzo ciekawy i warty opisania. Parę tę dostrzegłem w dobrze znanym mi zoologu. Ryby  pilnowały akurat młodziutkiego narybku, który zgromadziły w niewielkim dołku w podłożu, nieopodal niedużego kamienia.

 

Podczas opieki nad potomstwem  tarlaki wykazywały niezwykłą wprost troskliwość. Kosztowało ich to sporo wysiłku bowiem w akwarium pływało jeszcze kilkanaście innych pielęgnic, w tym średniej wielkości meeki, jakieś ziemiojady, kilka akar z Maroni oraz kilka osobników młodocianych pielęgnicy miodowej.

 

Samica strzegąca jaj i trzymająca samca na dystans

 

Para była bardzo zgodna, wielce zapalczywa i aktywna w odganianiu potencjalnych intruzów (w praktyce wszystkich współmieszkańców zbiornika). Ci ostatni bowiem tylko czekali na najmniejszą nieuwagę rodziców, aby pochwycić smakowity kąsek w postaci młodego narybku.

 

 

Walczące ze sobą tarlaki o przywództwo w opiece nad potomstwem

Zgodność i troskliwość ryb wynikała z pewnością w dużej części z obecności tzw. target fish, czyli właśnie osobników innych gatunków. Hodowcy czasami celowo wpuszczają tych ostatnich do zbiornika tarliskowego, aby zachęcić parę do tarła (niektóre tarlaki muszą bowiem stale „coś” odganiać, aby wejść w nastrój do godów) i/lub niwelować kłótnie między rodzicami o przywództwo w opiece nad potomstwem.

 

Jaj nie było dużo (około stu), ale samica strzegła ich bardzo troskliwie

Po wpuszczeniu pary ryb do akwarium hodowlanego ich zachowanie było już zgoła inne. Wcześniej przez 2 tyg. tarlaki były intensywnie żywione żywym pokarmem, aby samica szybko „nabrała” ikry. Często bowiem w nowych warunkach samiec od razu ponownie chce się trzeć, co dla wymęczonej i niegotowej do tarła samicy może skończyć się poturbowaniem lub nawet śmiercią.

 

Po tarle samiec musiał salwować się ucieczką w przeciwległy obszar akwarium

Tarło odbyło się nad górną, zewnętrzną powierzchnią przewróconej na bok glinianej doniczki. Samica od początku trzymała partnera na dystans, nie pozwalając mu zbliżyć się do jaj na więcej niż 8-10 cm. Z impetem go odganiała i straszyła pokazując swym zachowaniem, że jest gotowa na konfrontację. Co i raz ryby zwierały się pyskami, przepychając wzajemnie.

 

Po pojawieniu się larw samica została poturbowana, a larwy pożarte przez samca

Po wylęgnięciu się larw samiec nagle przejął inicjatywę. Brutalnie odgonił i z lekka poturbował samicę, a następnie pożarł wszystkie larwy. I tak oto bardzo zgodne w zdawałoby się niekorzystnych warunkach tarlaki (obecność innych ryb w akwarium), po stworzeniu im optymalnego środowiska zaczęły walczyć między sobą, co niechybnie doprowadziło do utraty całego miotu.

 

 

Zdesperowany samiec wreszcie zaatakował, poturbował samicę i pożarł larwy

Odsyłam Państwa także do wpisu o rozrodzie pielęgnicy Meeka – warto się z nim bowiem zapoznać ze względu na wiele podobieństw w zachowaniach ryb:

„Pielęgnica Meeka. Rozród”

Podaję tu także link do filmiku na moim kanale YT, dotyczący opieki nad ikrą u pielęgnicy miodowej:

Amatitlania myrnae. Chów

Para ryb – samiec z prawej

Ostatnimi czasy ta średniej wielkości pielęgnica jest coraz częściej spotykana w akwariach polskich hobbystów. W naturze zasiedla wody Ameryki Środkowej – Kostarykę i Panamę – rzeki Rio Cocolis, Rio Sixaola, Rio Estrella, Rio Cuarumo. Samiec jest większy i dorasta w akwarium do około 9 cm.

 

 

Samica w okresie godowym

Wymagania odnośnie chowu są podobne, jak u innych gatunków pielęgnic środkowo- lub południowoamerykańskich. Przede wszystkim zbiornik dla pary powinien mieć pojemność około 100 l. Woda musi być dobrze filtrowana, napowietrzana i znajdować się w lekkim ruchu. Nieodzowne są jej cotygodniowe podmiany w objętości około 20%. Woda średnio twarda, pH 7-8,5 i temperatura 23-26°C.

 

Samica wśród roślinności

Gatunek ten jest generalnie spokojny, a co najwyżej umiarkowanie agresywny. Wszystko jednak może radykalnie zmienić się w okresie tarła i wychowu potomstwa. Młode osobniki można utrzymywać wespół z wieloma innymi gatunkami, w tym kąsaczowatymi. Raczej nie niszczy roślin, chyba że przeszkadzają one jakoś przy wyborze gniazda.

 

 

Para tarlaków – samica po prawej

Akwarium należy odpowiednio urządzić. Nieodzownymi elementami wystroju są korzenie i kamienie, kawałki lignitów, gałęzie, liście, łupiny kokosu itp. Jako podłoża należy użyć grubszego piasku lub drobnego żwirku o ciemnym odcieniu. Wskazana chociaż jedna jaskinia, np. w postaci leżącej na boku doniczki lub ułożonej z kamieni.

 

 

Dorosły samiec

Mam jeszcze uwagi odnośnie dymorfizmu płciowego. Otóż w normalnych warunkach samica oprócz tego, że jest o 1-2 cm mniejsza, ma także krótsze płetwy grzbietową i ogonową oraz czarną plamkę na tej pierwszej. Złoto-żółty obszar w okolicach nadbrzusza jest u niej znacznie rozleglejszy, a w okresie godowym  jej oko staje się czarne, podobnie jak dolna część pyska i brzucha.

 

Z przodu samiec

Plama na płetwie grzbietowej u samicy nie musi być jednak cała czarna. Bywa, że wokół szczątkowego, czarnego znaczenia układają się inne – złote i/lub niebieskawe – osobiście przypomina mi to nieco pawie pióra. W okresie godowym plama ta często jest słabo widoczna. Z kolei czarna plama na boku ciała jest zwykle dobrze widoczna i niekiedy przyjmuje postać bardziej rozlanego kleksa. Kolejna ciemna plama występuje na nasadzie płetwy ogonowej.

 

Z przodu samica

Odnośnie żywienia, to sprawa jest prosta – gatunek ten zjada wszelki pokarm, ale wyraźnie preferuje żywy (u mnie ryby zajadały się dobrze przepłukanymi rurecznikami i larwami ochotek). Także karmy suche, granulowane i płatkowe, w tym wyprodukowane na bazie spiruliny są chętnie przez nie zjadane.

Akara „Electric Blue” (Andinoacara pulcher). Rozród

Para tarlaków – samica u dołu

Samiec jest większy i ma większe oraz bardziej wydłużone płetwy nieparzyste, zwłaszcza grzbietową i odbytową. Te ostatnie są jednak ostro zakończone u obydwu płci. Rozród najlepiej jest przeprowadzić w zbiorniku tarliskowym o pojemności około 100 l.

 

Karmienie żywym pokarmem wzmaga chęci ryb do rozrodu

Wypełniamy go odstaną wodą o twardości jak najniższej, choć akary „Electric Blue” odbywają udane tarła i w twardszej wodzie – nawet około 20°n. Jej odczyn powinien być lekko kwaśny (pH 6,5), a temperatura wynosić 27-28°C. Niemniej ryby te rozmnażają się także w wodzie chłodniejszej i o odczynie zasadowym.

 

Odłowione do tarła tarlaki oczekują na aklimatyzację w zbiorniku hodowlanym

Substratem dla ikry może być stojąca pod niedużym skosem płytka glazury, płaski kamień, przewrócona na bok gliniana doniczka lub stożek itp. W akwarium ogólnym ikra składana jest czasem na obudowie filtra, a nawet na szerokim liściu rośliny podwodnej. Zwykle rodzice pieczołowicie czyszczą wybrane na gniazdo miejsce, ale obserwowałem pary, które nie przejawiały takiego zachowania. To samo dotyczy rosnących w pobliżu roślin – jedne osobniki zażarcie je wyrywają (ale raczej nie z korzeniami, lecz niszczą pojedyncze liście), inne zupełnie się nimi nie interesują.

 

Tarło na przewróconym, ceramicznym stożku

Podniecony samiec adoruje partnerkę potrząsając przed nią ciałem i napinając płetwy. Tarło ma charakter otwarty i rzadko ma miejsce wewnątrz jakiejś kryjówki. Tarlaki wykonują szereg aktów płciowych (tzw. kółka) polegających na złożeniu partii żółtawych jaj przez samicę i polaniu jej mleczem przez samca. Ryby co i raz robią krótkie przerwy w czasie których patrolują okolicę, zwłaszcza samiec. W czasie wydalania gamet pokładełko samicy jest większe, grubsze i tępo zakończone (u samca przeciwnie – małe, cienkie i szpiczaste).

 

Samica składa jaja – widać krótsze, tępo zakończone i grubsze pokładełko

Samica może złożyć do około 300 ziaren ikry. U mnie w nieogrzewanym zbiorniku, w którym temperatura wody latem wynosiła 23-25°C larwy wylęgały się w czwartej dobie. Po dalszych 5-6 zaczęły pływać i żerować. Z początku narybek przemieszczał się wokół kryjówki, a dopiero po 2-3 dniach rozpłynął się na dobre. Rodzice jak na pielęgnice południowoamerykańskie przystało powinni opiekować się potomstwem. I tak w wielu przypadkach jest, lecz czasami sprawy przyjmują zgoła inny, wielce niekorzystny dla hodowcy obrót.

 

Samica strzeże złożonej na kamieniu ikry

Miałem parę, która przez pierwsze kilka tareł zjadała złożoną ikrę. Za którymś kolejnym podejściem rodzice zjedli niewiele ponad 80% jaj. Z reszty wykluły się larwy, których samica strzegła dość mizernie. Nie przejawiała agresji, gdy zbliżałem się do przedniej szyby, ani nie atakowała zanurzonej w wodzie ręki. Po kilku dniach młode rozpłynęły się a rodzice przestali zwracać na nie uwagę. Szybko zajęli się bowiem przygotowaniami do kolejnego tarła. Gdy tylko pojawiła się nowa ikra młode zniknęły, zjedzone oczywiście przez tarlaki.

 

Obydwa tarlaki przy gnieździe z ikrą – samiec po prawej

Powyższe opisy behawioru ryb wskazują, że nawet u pielęgnic z AP nie ma jakiegoś szablonowego schematu zachowań. W zależności bowiem od warunków środowiskowych, dobrania się pary lęgowej lub indywidualnych cech osobniczych mamy całą gamę możliwych zdarzeń. Ich obserwacja w domowym zbiorniku to jedno z najciekawszych korzyści płynących z akwarystyki.

 

Młodziutki narybek ma barwy ochronne

O chowie i pochodzeniu akary „Electric Blue” pisałem tu:

„Akara „Electric Blue”. Chów i pochodzenie”

 

 

 

 

Para akar „Electric Blue” z potomstwem

Akara Akara „Electric Blue” (Andinoacara pulcher). Pochodzenie i chów

Para pięknie wybarwionych akar – samica z przodu

Akara „Electric Blue” to najprawdopodobniej krzyżówka pomiędzy akarą błękitną (Andinoacara pulcher) i pielęgniczką Ramireza (Microgeophagus ramirezi), odmiany właśnie „Electric Blue”. Nie jest to jednak hybryda samoistna, lecz sztuczna, wymuszona przez człowieka. Pobrano bowiem ikrę od pierwszego gatunku i zapłodniono ją nasieniem drugiego.

 

 

Samiec jest większy i ma dłuższe płetwy nieparzyste

Jaja zapewne inkubowano sztucznie, a potomstwo hodowano na tzw. linię, co utrwaliło pożądaną cechę jaskrawej niebieskości. Dlatego też osobniki „Electric Blue” kojarzone między sobą dają potomstwo, które w 100% wiernie dziedziczy po nich wspomnianą cechę. Pod względem genetycznym nastąpił tu, choć krytykowany przez wielu, to jednak pewien sukces hodowlany.

 

 

Niebieskie ubarwienie ciała doskonale komponuje się w akwarium z soczystą zielenią roślin

Niemniej nie brakuje głosów twierdzących, że akara „Electric Blue” to tylko forma barwna popularnej w akwariach, zwłaszcza w ubiegłym stuleciu, akary błękitnej (Andinoacara pulcher), stąd i nazwa łacińska pozostała taka sama. Powstała zapewne jako mutacja (wymuszona sztucznie?), którą następnie utrwalono szeregiem zabiegów hodowlanych.

 

 

Akary „Electric Blue” mają zwykle spokojne usposobienia – tu samica

Oprócz atrakcyjnej barwy akara „Electric Blue” zyskała także pożądaną w akwarystyce cechę, jaką jest relatywnie mniejsza agresywność. Zdecydowanie bowiem jej temperament jest znacznie łagodniejszy od akary błękitnej i nieco bardziej zadziorny niż u pielęgniczki Ramireza. Można je zatem utrzymywać w zbiorniku towarzyskim (zwłaszcza osobniki młodociane) z wieloma innymi rybami za wyjątkiem gatunków najmniejszych, choć w obszernym, dobrze urządzonym i zarośniętym zbiorniku także ławicowe, małe taksony nie są zwykle przez nie niepokojone.

 

Dobrane pary zaleca się utrzymywać oddzielnie

Należy jednak, uważać na dobrane pary, które w okresie okołotarłowym mogą sprawiać na tym polu mniejsze lub większe problemy. One, moim zdaniem, nie nadają się do akwarium zespołowego, chyba że pełnego innych gatunków pielęgnic/akar o zbliżonej wielkości (pielęgnice: Meeka, miodowa, zebra, akara pomarańczowopłetwa itp.).

 

 

 

Ciemne podłoże i inne elementy wystroju podkreślają piękne barwy ryb – tu samiec

Pielęgnacja omawianego gatunku nie należy do trudnych. Ryby te poleca się nawet początkującym akwarystom. W akwarium o pojemności około 120 l możemy utrzymywać dorosłą parę lub kilka osobników młodocianych. Jako podłoża używamy drobnego żwirku o ciemnym odcieniu, co jeszcze bardziej podkreśla piękne barwy akar.

 

 

 

 

Rośliny są wyrywane i uszkadzane głównie przez dobrane pary szukające sobie miejsca na gniazdo

Poza okresem tarła rośliny posadzone w dnie zwykle nie są specjalnie uszkadzane, ani wyrywane (co najwyżej urywane są pojedyncze liście), ale zdarzają się osobniki nader intensywnie przekopujące dno. Na wszelki jednak wypadek należy sadzić je w zwartych kępach obłożonych kamieniami lub w pojemnikach. Bardzo wskazana jest roślinność pływająca, która tonując silne oświetlenie jeszcze bardziej poprawia wybarwienie ryb.

 

 

Akary „Electric Blue” są rybami dość odpornymi, ale wyraźnie mniej od akary błękitnej – tu para – samiec z lewej

Akara „Electric Blue” to ryba dość odporna, ale moim zdaniem, wyraźnie mniej od akary błękitnej. Najlepiej czują się w wodzie o twardości ogólnej do około 17°n, pH 5,5-7,5 i temperaturze wody 23-26°C. W zbiorniku konieczne są różnorodne elementy jego wystroju: korzenie, płaskie kamienie, groty, kawałki drewna, zatopione gałęzie, przewrócone na bok gliniane doniczki lub stożki, łupiny orzecha kokosowego, rurki z PCV lub drenarskie z gliny itp.

 

Dobra jakość wody to podstawa zdrowia akar – pięknie wybarwiony samiec po prawej

Akary bez szkody dla zdrowia okresowo znoszą zarówno niższą (około 15°C), jak i wyższą (około 30°C) ciepłotę wody. Regularne jej podmiany przeprowadzamy raz w tygodniu w objętości 15-20%, najlepiej w połączeniu ze starannym czyszczeniem (odmulaniem) dna z wszelkich resztek organicznych. Należy zaopatrzyć się w wydajny filtr kubełkowy, gdyż omawiany gatunek preferuje dobrej jakości wodę z co najwyżej minimalnym stężeniem związków azotu.

 

Piękne barwy ryb świadczą o ich znakomitym dobrostanie

Widywałem akary żyjące w zaniedbanych akwariach, często przerybionych, ze słabą filtracją i skąpym wystrojem. O ile w takich warunkach akara błękitna zwykle radzi sobie całkiem nieźle, to forma „Electric Blue” już niekoniecznie. Ryby przede wszystkim stają się apatyczne i płochliwe. Nie podchodzą do tarła, mają przyblakłe barwy i nierzadko zapadają na choroby. A te nie leczy się wcale łatwo.

 

Wszystkożerność akar sprawia, że ich wyżywienie nie stanowi żadnego problemu

Gatunek wszystkożerny, ale najlepiej chowa się i rozmnaża na karmie żywej lub mrożonej pochodzenia zwierzęcego. Zjada także wszelkie dedykowane pokarmy suche, tak granulowane, jak i płatkowe. Wskazany jest dodatek do diety karmy roślinnej, np. wyprodukowanej na bazie spiruliny.

 

Guianacara stergiosi. Rozród

Samica pokazuje samcowi (z prawej) gdzie jest jego miejsce przy opiece nad potomstwem

Samica jest mniejsza o 1/3 i ma drobniejszą budowę ciała. Samiec dorasta w akwarium do około 15 cm. Ma on też bardziej ściętą i potężniejszą część czołową głowy oraz nieco dłuższe płetwy. W okresie składania jaj brodawka ikrzycy jest nieco wysunięta dogłowowo i tępo zakończona (u samca – wysunięta doogonowo i ostro zakończona).

 

 

Para tarlaków – samica u dołu

O zbliżającym się tarle świadczy niespokojne zachowanie ryb. Przede wszystkim wzrasta nieco ich terytorializm i chronienie wybranej kryjówki. Samica w pewnym momencie po prostu w niej znika (np. wpływa do wnętrza kokosu, rury z PCW, groty, przewróconej na bok doniczki itp.) . Tarło ma miejsce w osłoniętej kryjówce i niełatwo je zauważyć.

 

 

Para z świeżo wyklutymi z jaj larwami (samiec po prawej)

To samica adoruje i zaprasza do kryjówki samca. Po tarle nie jest on do niej wpuszczany, a częstokroć jest wręcz odganiany przez partnerkę. Dlatego też, aby uspokoić samicę i dać jej poczucie bezpieczeństwa niektórzy hodowcy stosują kryjówki z regulowaną wielkością otworu wlotowego (wylot jest zaślepiony lub przylega do litej powierzchni).

 

 

Opieka samicy nad larwami

Po tarle jest on zmniejszany tak, aby ikrzyca mogła swobodnie przezeń się przeciskać, a samiec nie. Samica składa ikrę na pionowej powierzchni lub suficie kryjówki (także na korzeniu zrobiwszy uprzednio pod nim stosowny wykop). Przeciętnie liczba składanych jaj wynosi 100-300 sztuk, najczęściej około stu kilkudziesięciu.

 

 

Samica charakterystycznie wciera się w podłoże, aby cząstki pokarmu poderwały się do góry

Dość często u ryb z rodzaju Guianacara dochodzi do kłótni między rodzicami o opiekę nad potomstwem. Raz są to jedynie niegroźne niesnaski i łagodne przepychanki, a innym razem bezpardonowe przejawy agresji. U mnie samica jedynie z rzadka starała się odgonić samca od młodych. Robiła to jednak bardzo subtelnie.

 

 

 

Samiec (po lewej) patroluje rewir wokół gniazda

Gdy młode podrosły i ukończyły trzeci tydzień życia tarlaki G. stergiosi stały się na powrót lękliwe. Rodzice chowali się w kryjówkach, gdy tylko wchodziłem do pomieszczenia, w którym stało akwarium. Nie wypływały nawet do karmienia, co najwyżej na krótką chwilę. Narybek zaś nie był aż tak płochliwy i przede wszystkim intensywnie żerował, co przekładało się na jego szybki wzrost.

 

Narybek pokrewnego gatunku S. geayi

Ubarwienie młodych jest maskujące – szarawe w ciemniejsze wzorki. Żywienie narybku można rozpocząć od podawania mu najdrobniejszych larw solowca, choć niektórzy hodowcy wolą przez pierwsze 3-4 dni karmić  larwami oczlików i wrotkami. To karma idealna.

 

 

 

„Gujanki” to bardzo troskliwi rodzice – tu samica

Jednakże w praktyce młode wykarmiane są na rozdrobnionej, markowej karmie suchej i mrożonkach (moina, oczlik, bosmina, wrotka). Kilkudniowe jedzą chętnie węgorki octowe, nicienie „mikro” oraz drobniutko siekane rureczniki. Starszym można co i raz podać zooplankton, siekane larwy ochotki i wodzienia na zmianę z mrożonkami i tonącą karmą suchą.

 

Narybek G. stergiosi w wieku około miesiąca

U G. stergiosi w opiece nad potomstwem zdecydowanie większą aktywność przejawia samica. Co i raz charakterystycznie osiada na podłożu, po czym wykonując szybkie, gwałtowne ruchy płetwami i ciałem wciera się w nie i sprawia, że tumany osadów dennych unoszą się w toni. To osobliwe przystosowanie w naturze umożliwia młodym wyłapywanie ukrytych w mule drobinek pokarmu i bezkręgowców.

 

Samica przejawia zdecydowanie większą aktywność w opiece nad potomstwem

Samiec zwykle także przejawia troskę o potomstwo, ale najchętniej patroluje rewir i pobliskie kryjówki. Oboje rodzice nie są jednak specjalnie odważni i nie atakują z impetem, np. zanurzonej do wody ręki hodowcy, bądź skrobaka do szyb. Raczej pływają wówczas przez chwilę nerwowo, po czym starają się wraz z potomstwem schować w kryjówkach.

 

 

 

Samiec przy kamieniu z młodziutkim wylęgiem

Nic bardziej nie cieszy akwarysty jak pływający w gromadzie liczny i zdrowy narybek. Nie zauważyłem, aby występował wśród niego kanibalizm. Osobniki młodociane są łagodne i mało płochliwe. W czasie zadawania pokarmu kłębią się intensywnie, starając się pochwycić jakiś kęs dla siebie. Doskonale zdobią zbiornik i są wdzięcznym obiektem obserwacji.

 

 

Para lęgowa z kryjącym się na podłoży narybkiem

O chowie Guianacara stergiosi pisałem wcześniej tu:

„Guianacara stergiosi. Chów”

Guianacara stergiosi. Chów

Dorosły samiec

W naturze ojczyzną tej pięknej, bardzo spokojnej i często nader płochliwej ryby są wody Wenezueli. Należy do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae). W odpowiednio urządzonym akwarium przejawia wiele ciekawych zachowań. Przedstawiciele rodzaju Guianacara (po angielsku zwani: Bandit Cichlids) są do siebie bardzo podobni, co czyni je trudnymi do identyfikacji.

 

Para ryb – samica u dołu. Ubarwienie omawianych ryb jest szaro-beżowo-brązowe z elementami żółci, zwłaszcza na płetwach

U G. stergiosi nie ma jednak z tym problemu. Ma on bowiem charakterystyczną, czarną, czworokątną lub owalną plamę zlokalizowaną w środkowej części ciała, pod linią naboczną. Może ona wszakże przybrać formę dość cienkiego pasa, ale rysunek plamy na nim będzie wtedy i tak mniej lub bardziej widoczny. Kolejnym elementem wyglądu u dorosłych osobników jest czarny pas przechodzący pionowo przez głowę, w tym przez oko.

 

G. stergiosi to gatunek spokojny, ale płochliwy

G. stergiosi to gatunek płochliwy. Moja para została przeze mnie kupiona od hodowcy, który utrzymywał ją w bardzo dużym zbiorniku ze stadem kilkudziesięciu dorosłych płaskoboków tępogłowych (Metynnis hypsauchen). Po aklimatyzacji i wpuszczeniu do 240 l akwarium, urządzonego z pietyzmem i dedykowanego tylko ziemiojadom, stały się one skrajnie lękliwe. Przez cały czas kryły się w korzeniach i/lub kryjówkach utworzonych przez kamienie i rury z PCW.

 

W chwilach stresu ubarwienie ryb blednie

Ubarwienie ryb znacznie zbladło. Dopiero po przeszło miesiącu zaczęły one nieśmiało wypływać z kryjówek i aktywniej żerować. Co ciekawe, stało się to zupełnie niespodziewanie, bez nijakiej uchwytnej przyczyny. Ot, pewnego dnia, jak gdyby nigdy nic, ziemiojady wypłynęły na wolną przestrzeń z przodu zbiornika. Była ona pokryta 3-4 cm warstwą drobnego piasku, który zaczęły z lekka przekopywać w poszukiwaniu pokarmu.

 

Tu widać charakterystyczne, ciemne elementy ubarwienia

Niektórzy hodowcy twierdzą, że na zmniejszenie lękliwości u omawianego gatunku najlepszy wpływ ma obecność innych, zbliżonych wielkością spokojnych pielęgnicowatych. Dlatego też „gujanki” te dobrze nadają się do odpowiednio urządzonego akwarium zespołowego, przy czym osobniki młodociane powinno się chować w grupach po kilka, kilkanaście osobników.

 

Para w akwarium jednogatunkowym

Cechą znamienną G. stergiosi jest także ich łagodne i spokojne usposobienie. Raz nieopatrznie przeniosłem wraz z kępą rogatka trzy młodociane osobniki wieloplamki (Phalloceros caudimaculatus) o długości około 1 cm. Byłem pewny, że zostaną szybko zjedzone. Tymczasem nic takiego się nie stało. Ryby absolutnie się nimi nie interesowały, co więcej nawet w okresie opieki nad ikrą i młodymi nigdy ich nie atakowały. W końcu sam je odłowiłem, bo pięknie wyrosły na karmie dla pielęgnic i zaczęły zagrażać kolejnemu pokoleniu larw.

 

G. stergiosi to generalnie ryby odporne

Przedstawiciele rodzaju Guianacara preferują większe zbiorniki, choć dobraną parę ryb można utrzymywać w 130-150 l. Woda powinna być miękka do średnio twardej (do 17°n), lekko kwaśna (pH 6-6,7), o temperaturze 24-27°C. Ryby te należą jednak do dość odpornych i hodowane od pokoleń w domowych akwariach dobrze przystosowały się do wody zarówno twardszej, jak i o wyższym pH (nawet lekko zasadowym).

 

Dobra filtracja wody i regularne jej podmiany są nieodzowne

Odpowiednio przyzwyczajone długotrwale znoszą ciepłotę wody w okolicach 20°C, choć ich zachowanie jest wówczas mało ciekawe, zdecydowanie bardziej wycofane i raczej nie ma co liczyć na rozród. Bardzo ważny jest system filtracji, który powinien zapewniać klarowną i doskonale natlenioną wodę. Nieodzowne są regularne (zwykle raz w tygodniu) jej podmiany na świeżą w objętości do 20%.

 

Lekki ruch wody zapewnia rybom prawidłowy dobrostan

Woda powinna przez cały czas być w lekkim ruchu, przy czym miejscami jej prąd może być silniejszy, np. przy wylocie z filtra. Wcześniej, przy okazji omawiania innych gatunków ziemiojadów pisałem, że trwające przewlekle zbyt wysokie stężenie związków azotu w wodzie może u osobników młodocianych skutkować zahamowaniem wzrostu, a u dorosłych wywołać groźną chorobę jaką jest dziurawica.

 

Piasek jest lepszy niż żwirek, ale …

Podłoże powinna stanowić warstwa piasku o grubości 4-5 cm, który może być przez ryby mniej lub bardziej przekopywany (spotyka się osobniki, które prawie wcale nie kopią). Miejscami wskazane jest ułożenie większych kamieni i korzeni. Także łupiny kokosu, zatopione gałęzie, bukowe lub dębowe liście (ale nie za dużo – wystarczy kilka), lignity są bardzo wskazane.

 

Żywienie ryb nie sprawia kłopotów, ale niekiedy nie chcą one jeść określonego rodzaju pokarmu

Żywienie nie przedstawia większych problemów. Należy jednak zwracać uwagę, aby pokarm był zawsze najwyższej jakości. Oprócz suchych granulatów i karm płatkowych (z dużą zawartością białka) ryby chętnie jedzą mrożonego kryla, krewetki, ochotkę, wodzienia, solowca, doniczkowce, a nawet kawałkowane dżdżownice lub bardzo dobrze przepłukanego rurecznika (odpowiednio przechowywanego!).

 

Z roślin najlepiej jest użyć gatunki swobodnie unoszące się po powierzchni wody

W zbiorniku z ziemiojadami bardzo dobrze sprawdza się roślinność pływająca (najas, rogatek, pistia, limnobium), którą ryby te zupełnie się nie interesują. Jej warstwa tonuje także zbyt silne oświetlenie, co polepsza ich dobrostan i wybarwienie. Inne gatunki roślin mogą być częściowo niszczone (zaleca się sadzić je w pojemnikach) lub zrywane z korzeni, ale dotyczy to głównie par odchowujących potomstwo.

 

 

Pielęgniczka Ramireza (Mikrogeophagus ramirezi). Tarło

Para w akwarium tarliskowym – samica z lewej

W niniejszym wpisie postanowiłem pokazać na zdjęciach tarło u pielęgniczki Ramireza (Mikrogeophagus ramirezi). Więcej o tym gatunku pisałem wcześniej tu:

„Pielęgniczka Ramireza. Chów”

„Pielęgniczka Ramireza. Rozród”

 

Z tyłu samica – widać wynicowane pokładełko

Samica czyści miejsce na gniazdo

Samiec (u góry) adoruje partnerkę

Samica składa ikrę na połówce glinianej mufki

Widoczne pokładełko u samicy

Samiec (z przodu) przygotowuje się do zapłodnienia ikry

Chwila przerwy w tarle – samiec u góry

Samica znowu składa jaja

Tu samica składa jaja, a samiec polewa je mleczem

Samica przybiera różne pozycje podczas składania jaj

Przymiarka tarlaków do kolejnej tury aktu płciowego

Tarło – piękny widok w akwarium

Trącym się rybom należy zapewnić absolutny spokój

Tarło trwa w najlepsze

Składanie jaj i jednoczesne ich zapładnianie

Tarlaki w ogóle nie bały się fotografa i błysków lampy aparatu

Tarlaki nie zjadały jaj, co czasem czynią inne „ramirezki”

Tu samiec jakby asystował samicy podczas składania jaj

Samica w ferworze deponowania komórek jajowych

To jeden z ostatnich aktów tarła

W zbiorniku tarliskowym

W akwarium hodowlanym ujmuje bujna i różnorodna roślinność

Teraz samica przejmuje opiekę nad ikrą, a samiec strzeże gniazda w ramach rewiru legowego

Crenicichla proteus. Rozród

Umizgi tarlaków – z przodu samica z pękatym, srebrzysto-różowym brzuchem

Tarło i odchów potomstwa są najbardziej udane, jeśli osobniki rodzicielskie są dobrze dobrane. Najlepsze pary uzyskuje się z zestawiania młodych, ale całkowicie już dojrzałych nie tyle płciowo, co rozpłodowo (pełnia rozwoju somatycznego, kondycja hodowlana), niespokrewnionych ze sobą ryb, którym umożliwiono spontaniczny dobór partnera płciowego.

 

Oboje rodzice troskliwie opiekują się narybkiem

Tak złączone pary są najtrwalsze, a tworzące je tarlaki najlepiej odchowują potomstwo. Pary zestawiane przez hodowcę, czyli „na siłę” często wcale nie są zainteresowane tarłem, a bywa że okazują sobie wrogość lub nagminnie marnują ikrę lub larwy.

 

 

 

Samica zdaje się przejawiać większą nerwowość

Zbiornik tarliskowy musi obfitować w zakryte kryjówki (groty, kawałki rur, łupiny kokosu itp.). Z roślin podwodnych raczej rezygnujemy. Można natomiast przysłonić lustro wody gatunkami pływającym. Optymalna temperatura wody to 27-28°C, a odczyn lekko kwaśny (pH 6,5), a twardość – około 10-14°n.

 

 

 

Samiec ze starszym potomstwem

Niemniej udane tarło może przebiegać już przy 23-24°C i odczynie zasadowym oraz przy twardości rzędu 20°n (tu jednak woda musi być dobrej jakości (minimalna zawartość w niej związków azotu).

 

 

 

 

 

Samiec odgania wszelkich intruzów, w tym zanurzoną w wodzie rękę hodowcy lub siatkę

O nadchodzącym tarle może świadczyć barwa brzucha ikrzycy – od wyraziście biało-srebrzystej po różową. Ponadto tarlaki zachowują się niespokojnie – pływają to tu, to tam, sprawdzając różnorodne kryjówki. W pewnym momencie samica znika w jednej z nich i pojawia się czasami tylko w okresie karmienia, bądź spłoszona (np. puknięciami w szybę itp.). Tarło ma miejsce w zamkniętej kryjówce, a lepka ikra zostaje złożona na jej stropie.

 

Obserwacja zgranej, opiekującej się potomstwem pary „krenicichli” to fascynujące przeżycie dla hodowcy

Ikrzyca składa z reguły między 150 a 250 ziaren ikry. Od tej chwili samica prawie nie opuszcza kryjówki i pieczołowicie opiekuje się jajami. Dla opiekuna ryb jest to zwykle nieomylny znak, że ryby odbyły tarło (często bowiem trudno je zauważyć, a co dopiero sfotografować). Samiec zaś nerwowo patroluje zbiornik i jest w tym czasie bardzo nerwowy. Gdy już wylęgną się larwy samica co i raz, błyskawicznie niczym strzała, pojawia się na zewnątrz, chwyta kęs pokarmu i zaraz wraca z powrotem do kryjówki.

 

Niekiedy ikra jest zjadana, nawet kilka razy z rzędu

Zdarza się, że pierwsza ikra jest zjadana, niekiedy kilka razy z rzędu, zwłaszcza gdy para jest młoda i/lub często niepokojona. Czasem, odbywszy pierwsze tarło w nowym zbiorniku bywa, że nawet dobra para marnuje jaja (zwykle tylko raz). Wylęg larw następuje po 2,5-3 dobach. Po kolejnych 1-2 mogą one zostać przeniesione przez samicę w mniej lub bardziej osłonięte miejsce, np. do wnętrza kokosu (u mnie), między korzenie, do wnętrza rury, w zagłębienie dna, ale pod osłoną jakiegoś elementu wystroju, np. doniczki, kamienia itp. Od tej chwili mija jeszcze około 5 dni zanim narybek zacznie swobodnie pływać po zbiorniku i łapczywie żerować.

 

„Krenicichle” uchodzą za doskonałych rodziców

Rodzice są bardzo troskliwi, a początkowy schemat ich behawioru w okresie opieki nad potomstwem jest typowy dla sporej części południowoamerykańskich pielęgnicowatych – samica opiekuje się ikrą i larwami, podczas gdy samiec strzeże terytorium lęgowego. Po rozpłynięciu się narybku ryby zajadle strzegą go razem. Z impetem atakują każdego intruza, w tym zanurzoną do wody rękę hodowcy lub siatkę. Mogą wszakże spłoszyć się na tyle, że w panice chronią się w kryjówkach, co może skończyć się urazem.

 

Kłótnie pomiędzy tarlakami zdarzają się u „krenicichli” dość rzadko

Pomiędzy rodzicami zdarzają się także kłótnie, które w skrajnych przypadkach mogą doprowadzić do poturbowania, a nawet śmierci samicy. Ich nasilenie występuje nie tylko w sytuacji, gdy miot zostanie utracony i samiec chce czym prędzej ponownie odbyć tarło (ikrzyca nie ma jeszcze wtedy zapasu dojrzałych komórek jajowych w jajnikach i nie odpowiada na jego zaloty, co wywołuje u mleczaka mniejszą lub większą agresję). Do ataków ze strony samca może dochodzić także w czasie odchowu potomstwa.

 

Samica ze starszym potomstwem

Jedni hodowcy odławiają wtedy jednego z tarlaków (zwykle samca), a inni wpuszczają do zbiornika tzw. target fish (zbrojnik, kiryśnik, itp.), która ma za zadanie skupiać agresję rodziców na niej, zamiast na partnerze lęgowym (target fish musi mieć oczywiście zapewnione bezpieczne kryjówki).

 

 

 

Para wśród potomstwa

Jeszcze inni dostawiają do akwarium z „krenicichlami” drugie, mniejsze (oba zbiorniki muszą stykać się szybami a ryby widzieć nawzajem) ze współplemieńcami lub jakimikolwiek innymi rybami, co daje taki sam efekt jak wpuszczenie target fish (tu jednak żadna ryba nie cierpi wskutek ewentualnego fizycznego nękania).

 

 

W okresie tarłowym ubarwienie ryb staje się bardziej wyraziste

W przeciwieństwie do wielu innych gatunków pielęgnic południowoamerykańskich, których potomstwo we wczesnych etapach swego wzrostu i rozwoju jest częstokroć mało atrakcyjne, szare, bez wyrazu, młode „krenicichle” są prawdziwą ozdobą zbiornika, szczególnie w dużej grupie. Mają charakterystyczną czarną pręgę wzdłuż ciała i pływają w mniej lub bardziej zbitej gromadzie.

 

 

Młode „krenicichle” rosną szybko i są bardzo żywotne

Szybko rosną i są bardzo żarłoczne. Zjadają właściwie każdy pokarm pochodzenia zwierzęcego (w tym markowy granulat), który mogą połknąć, ale najlepsze na początek są dla nich larwy solowca, nicienie „mikro”, moina, oczlik oraz wszelkie karmy suche dla pielęgnic południowoamerykańskich.

 

 

 

Młode są żywotne, odporne i łatwe w odchowie

Starsze jedzą drobno siekane rureczniki i doniczkowce, zooplankton, mrożonki mięsne itp. Kluczowe jest segregowanie narybku według wzrostu, gdyż w przeciwnym razie nieuchronnie wystąpi kanibalizm. Generalnie osobniki młodociane są żywotne, odporne i łatwe w odchowie. Ich dobremu wzrostowi sprzyjają częste podmiany wody, dobre natlenienie i stała jej temperatura, a także obfite karmienie i przestronny zbiornik.

 

Młode rosną, a opieka rodziców wcale nie słabnie

Od rodziców można ich oddzielić (lub tarlaki od nich) już w wieku 3 tygodni, ale osobiście wolę dłużej napawać wzrok troskliwością pielęgnic. Choć ich opieka polega głównie na żywiołowej obronie młodych to wrażenia z obserwacji są niezapomniane.

 

 

 

„Krenicichle” opiekujące się potomstwem to niezapomniany widok

O chowie Crenicichla proteus pisałem tu:

„Crenicichla proteus.Chów”

O paletkach nieco nostalgicznie, cz. II

Tarło na glinianym stożku

Larwy wylęgły się w terminie. Ku mojej radości procent zbielałej ikry był znikomy. Z chwilą wchłonięcia zawartości woreczków żółtkowych młode podjęły intensywne żerowanie na skórze obojga rodziców. Teraz stopniowo rozpocząłem umiarkowane karmienie tarlaków skrobanym sercem wołowym. Miały wilczy wprost apetyt. Para wzorowo opiekowała się potomstwem, nigdy też nie dochodziło pomiędzy rodzicami do jakichkolwiek nieporozumień. Moja euforia sięgała zenitu.

 

Moment składania ikry

Szybko jednak musiałem „wrócić na ziemię”, bo oto pojawiły się pierwsze problemy. Przeglądając literaturę fachową stwierdziłem, że dzień, w którym należy po raz pierwszy zacząć dokarmiać narybek nie jest jednoznacznie określony. Pytałem wielu hodowców handlujących na warszawskiej giełdzie akwarystycznej i ku mojemu zaskoczeniu udzielane mi porady były również zgoła różne. Jeden starszy jegomość, handlujący ochotką i żyworódkami podpowiedział mi, żeby już od 5-go dnia podawać larwy solowca, drugi – że dopiero po dwóch tygodniach.

 

Opieka nad ikrą

Inny znowu gaduła, który sprzedawał piękne żabienice i kryptokoryny twierdził, iż solowca w ogóle nie należy podawać, lecz tylko nicienie „mikro” i to dopiero od 3-4-go tygodnia życia narybku. Hm, co robić? Nie chcę przecież stracić przychówka, a pomyślne odchowanie go stało się teraz moim najważniejszym celem. W końcu pewien  właściciel sklepu zoologicznego w Warszawie przekonał mnie, aby przy wyborze momentu dokarmiania narybku najlepiej kierować się własną intuicją i swoistym wyczuciem, aniżeli książkowymi radami. Była to znakomita porada.

 

Młode żerujące na skórze rodziców

Postanowiłem rozpocząć podawanie młodziutkim paletkom larw słonaczków po tygodniu od rozpoczęcia przez nie żerowania na skórze rodziców. Wylęganie pokarmu rozpocząłem w dwóch plastikowych miskach na sałatki. I nagle, falstart – z zakupionych po okazyjnej cenie na giełdzie akwarystycznej jaj solowca nic się nie wylęgało. Nauczony przykrym doświadczeniem, czym prędzej nabyłem tym razem pewne jaja skorupiaka markowej firmy. Ku swojej radości pierwsze naupliusy miałem już po 24, ale gros z nich wylęgało się po 36 godzinach.

 

Samica z młodziutkim potomstwem

I wtedy o mały włos byłem bliski utraty całego paletkowego przychówka. Otóż nie wiedziałem, że solowce należy odsączać i podawać po przepłukaniu. Ja wlewałem je do akwarium z młodymi wraz z solanką. Na szczęście w porę zauważył to jeden ze starszych stażem kolegów, który solowcami wykarmiał narybek skalara. Zbesztawszy mnie nakazał każdorazowo do ich odcedzania używać filtrów do kawy, albo czystego, gęstego materiału. Wkrótce jednak okazyjnie kupiłem zestaw specjalnych sitek do przesiewania larw słonaczków, z którymi do tej pory się nie rozstaję.

 

Prawidłowo rozwijające się młode

Dopóki młode jadły jeszcze wydzielinę skóry rodziców oraz naupliusy solowca, z ich wykarmieniem nie było problemu. Rybki miały zaokrąglone brzuszki i widać było, że są zdrowe i czują się dobrze. Problem powstał w momencie, gdy w wieku około miesiąca postanowiłem oddzielić parę rodzicielską. Przeglądając literaturę fachową ponownie stwierdziłem, że w zasadzie młode paletki należy karmić tymi samymi pokarmami, co dorosłe tyle, że odpowiednio rozdrobnionymi.

 

Cierpliwość w hodowli bardzo popłaca

Zacząłem, więc od drobno siekanego mrożonego serca wołowego i indyczego. Ryby zupełnie nie chciały go jeść. Po kilku dniach padło mi kilka sztuk i to nie tych cherlawych, lecz najbardziej wyrośniętych. Łzy stanęły mi w oczach. Gorączkowo zastanawiałem się, co robić. W owym czasie mój pierwszy miot paletek uratował zaprzyjaźniony starszy hodowca ze wspomnianej stołecznej giełdy akwarystycznej. Kazał czym prędzej podmienić 50% wody na świeżą, a potem codziennie dokonywać 20% podmian i gruntownie czyścić przy tym dno zbiornika ze wszelkich resztek i nieczystości oraz starannie płukać gąbkę filtra wewnętrznego.

 

Troskliwość rodziców to cecha osobnicza

Ów akwarysta poradził mi też, aby młodym paletkom podawać mrożonego oczlika, którego po rozpuszczeniu w małym naczynku należy następnie przelać zimną bieżącą wodą i odcedzić na gęstym siteczku. Trzeba jednak zrobić coś jeszcze. Otóż do zbiornika z podrośniętym narybkiem dobrze jest wpuścić około 20 sztuk małych (1,5-2 cm) zbrojników niebieskich lub średniej wielkości ampularii, które znakomicie wyjedzą wszelkie niedojedzone resztki karmy.

 

Odchowanie potomstwa to ukoronowanie hodowli

Oprócz oczlika i moiny podawałem też siekany grindal i rureczniki. Ten ostatni pokarm, w owym czasie nie tak kontrowersyjny jak dziś, musi jednak pochodzić ze sprawdzonego źródła, bo w przeciwnym razie może dojść do zarażenia narybku pasożytami lub zatrucia. Mój wybawca od lat pozyskiwał rureczniki w naturalnych stawach i ciekach i nigdy nie słyszał zażaleń ze strony swoich klientów. Jego „robaki” były po prostu czyste.

 

Skóra prawidłowo wydzielająca odżywczą wydzielinę oraz dobry pokarm dodatkowy, to podstawa odchowu młodych

Taki schemat żywienia stosowałem do wieku około 2,5 miesięcy, kiedy to rybki przestały być aż tak wybredne i zaczęły wreszcie pobierać mrożone rozwielitki i mysis oraz siekane: serce wołowe i indycze, dorosłe solowce, szklarki, doniczkowce, a także lane kluski. Ryby rosły jak na drożdżach i część z nich trzeba było przenieść do innych zbiorników. Odchowałem wtedy ponad 150 sztuk dorodnych, pięknych paletek.

 

W czasie tarła rybom należy zapewnić absolutny spokój

Ciągle bowiem odkrywam w tych cudownych rybach coś nowego. Przez lata hodowli nauczyłem się je skutecznie leczyć i rozmnażać. Jednakże w czasie, gdy stawiałem swe pierwsze kroki na paletkowym gruncie moja droga do sukcesu hodowlanego nie była łatwa. To głównie dzięki życzliwości starszych i doświadczonych hodowców udało mi się przezwyciężyć barierę i zdobyć cenne doświadczenie.

 

Dróg do sukcesu hodowlanego jest wiele. Ja opisałem tylko jedną z nich, którą poszedłem przed wielu laty …

Gdyby nie przyszli mi w porę z pomocą pewnie zrezygnowałbym z hodowli paletek i zajął się innymi gatunkami. A tak, na zawsze złożyłem wierność królowej Amazonki 🙂 Pod poniższym linkiem można przeczytać cz. I niniejszego wpisu:

„O paletkach nieco nostalgicznie, cz. I”

Crenicichla proteus. Chów

Samica z czerwono-czarnym rysunkiem na płetwie grzbietowej

W rodzaju Crenicichla wydzielono wiele grup, a omawiany gatunek należy do grupy Saxatilis. Jej przedstawiciele mają po bokach ciała mniejsze lub większe ilości błyszczących złociście punktów przypominających cekiny (stąd angielska nazwa grupy: Spangled Pike Cichlids). U C. proteus (nazwa w jęz. angielskim to: Proteus Pike Cichlid) owych porozrzucanych po bokach ciała świecących cekinów jest niewiele.

 

Samiec ze słabo widocznym podłużnym, ciemnym pasem

Różnice między gatunkami są tu niekiedy tak subtelne, że w praktyce bardzo trudno jest z całą pewnością stwierdzić z jakim tak naprawdę mamy do czynienia. Sprawę dodatkowo komplikują liczne odmiany geograficzne, a także przeróżne i wszechobecne dziś krzyżówki, do których światły akwarysta nie powinien nigdy dopuszczać w swoich akwariach.

 

Para ryb – samica u dołu

Charakterystyczne dla ryb wspomnianej grupy są dwie jednolicie czarne plamy (większa tuż za pokrywą skrzelową i mniejsza u nasady płetwy ogonowej). Mogą być one mniej (czasami zlewają się z opisanym niżej ciemnym pasem) lub bardziej widoczne. Znamienny jest także ciemny, dość gruby pas (pręga) biegnący wzdłuż ciała (od pyska po nasadę ogona, a bywa że rozmyty sięga po same krańce płetwy ogonowej), który może składać się z ciemnych (zwykle czarnych) plam, które w mniejszym lub większym stopniu łączą się ze sobą lub pozostają rozerwane.

 

Para ryb – samiec u góry

Crenicichla proteus należy do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae). W naturze występuje w dorzeczu Amazonki (Ekwador, Peru). Ryba ma wydłużone, torpedowate ciało, jest zwinna, ruchliwa i silna. Zasadniczo nie nadaje się do chowu w typowym zbiorniku towarzyskim (chyba, że przejściowo i właśnie jako osobniki młodociane).

 

Po wpuszczeniu do nowego zbiornika ryby są dość blado ubarwione

Zupełnie młode osobniki wykazują raczej umiarkowaną agresję, choć wszystko zależy od cech osobniczych, rozkładu płci w zbiorniku, jego urządzenia itp. Wraz z nimi można natomiast chować inne, podobnej wielkości, spokojne gatunki pielęgnic południowoamerykańskich, a także wiele sumowatych i zbrojników. Szczególnie jest to możliwe w dużym akwarium z mnóstwem różnorodnych kryjówek.

 

U „krenicichli” najbardziej rozwinięta jest agresja wewnątrzgatunkowa

U omawianych ryb najsilniej rozwinięta jest agresja wewnątrzgatunkowa. Wykazują ją najbardziej wobec siebie młode samce, które dojrzały płciowo i zaczynają dobierać się w pary. Złączone spontanicznie tarlaki lepiej jest trzymać oddzielnie od wszystkich innych ryb, gdyż w okresie tarłowym stają się szczególnie agresywne.

 

Samiec jest większy – u góry

Samiec jest większy – dorasta do około 20 cm (w akwarium mierzy zwykle 15-18 cm). Jednak mniejsza samica jest barwniejsza – na płetwie grzbietowej widnieje u niej podłużny czerwony rysunek ze zwykle 2-3 czarnymi plamkami. W okresie bezpośrednio poprzedzającym składanie ikry partie brzuszne przybierają u ikrzycy jeszcze bardziej biało-srebrzysty, a czasami wręcz różowy odcień.

 

Dużo kryjówek w zbiorniki i żywy pokarm to podstawa dobrego dobrostanu „krenicichli”

Omawiane ryby są dość odporne i tolerancyjne odnośnie parametrów fizyko-chemicznych wody, ale najlepiej jeśli jej twardość zawiera się w przedziale 7-20°n. Temperatura wody może zaś oscylować w przedziale 23-27°C, a odczyn – pH 6,3-7,5. Cotygodniowe podmiany 10-20% objętości wody na świeżą są w zupełności wystarczające. W akwarium musi działać wydajny filtr, aby zapewnić dobrą jakość (sprawna eliminacja związków azotu) i natlenienie wody. Dla dobranej pary zbiornik powinien mieć pojemność, co najmniej 250 l (dobrze przykryty).

 

Najlepsze dla „krenicichli” są rośliny pływające

Do wystroju zbiornika używamy tu zatem wszelkich korzeni (w tym obrośniętych roślinami, np. mikrozorium, anubiasem, mchami itp.), kawałków rur z PCW, drewna, lignitów, zatopionych gałęzi, łupin kokosu, kamiennych grot, bukowych lub dębowych liści, itp. W sytuacji optymalnej woda powinna obfitować w garbniki i mieć lekko herbaciany kolor, niemniej gatunek ten jest bardzo plastyczny i potrafi przystosować się do każdych niemal warunków poza oczywiście skrajnymi.

 

Korzenie są w zbiorniku bardzo pożądane

Z ewentualnych roślin podwodnych najlepiej jest wykorzystać gatunki twardolistne, jak anubiasy, kryptokoryna aponogentowa itp. Należy sadzić je w pojemnikach, w zwartych kępach, obłożonych starannie kamieniami. Nie zapominajmy także o przykryciu części lustra wody taksonami pływającymi. Tłumią one zbyt silne oświetlenie, co polepsza dobrostan ryb i uwydatnia ich barwy. Te ostatnie polepsza także zastosowanie podłoża w postaci drobnego żwirku lub grubszego piasku o ciemnym odcieniu.

 

Na pierwszym planie dorodna samica

Żywienie „krenincichli” nie jest problematyczne, ale powinno być oparte przede wszystkim na pokarmach pochodzenia zwierzęcego (żywych i/lub mrożonych). Jednakże, aby cieszyć się widokiem zdrowych podopiecznych należy od czasu do czasu wzbogacać ich dietę także w karmę roślinną, np. na bazie spiruliny. Problemem wszakże jest to, że ryby często nie chcą jej jeść i trzeba im ją w rozmaity sposób przemycać, np. poprzez mieszanie z karmą żywą lub mrożoną.

 

Młoda para – samica po prawej

Sens ma także karmienie „krenicichli” żywymi rybami, a zwłaszcza takimi, które uprzednio nakarmiono pokarmem roślinnym. Przyzwyczajone od małego jedzą także (z umiarkowanym niekiedy apetytem) pokarmy gotowe, tak granulowane, jak i płatkowe (jednak wiele dorosłych osobników je ignoruje). Moje ryby szczególnie lubiły kawałkowane robaki kompostowe, na które zawsze rzucały się z wilczym wprost apetytem.

 

.

O paletkach nieco nostalgicznie, cz. I

Zgodna para lęgowa to podstawa sukcesu w rozmnażaniu paletek, a także wielu innych pielęgnicowatych

Swym pięknem i osobliwym behawiorem ryby pielęgnicowate z Ameryki Południowej urzekły mnie jeszcze w czasach, gdy byłem kilkuletnim chłopcem. Pamiętam jak ojciec hodował dorodne, marmurkowe skalary, które były wtedy prawdziwym hitem przywiezionym z byłej NRD. Fascynowały mnie również stada neonów i wielu innych niewielkich gatunków z rodziny kąsaczowatych, które na tle soczyście zielonej roślinności wyglądały iście bajecznie i kolorowo.

 

Niektórzy akwaryści nie lubią paletek uważając je za ryby statyczne, płochliwe i problematyczne

Prawdziwą jednak królową amazońskich wód poznałem w maju 1994 r., kiedy za zarobione pierwsze pieniądze kupiłem sobie sześć młodych paletek odmian Pigeon Blood i Royal Blue, wielkości nakrętki od ćwiartkowego słoika. Gdy brałem ryby od hodowcy z małej, podwarszawskiej miejscowości były w doskonałej formie. Karmiłem je według zaleceń sprzedającego, tj. skrobanym sercem wołowym i specjalnym granulatem z czynnikiem wspomagającym wybarwienie. Początkowo wszystko było w porządku, jednakże po około tygodniu zaobserwowałem, jak jedna z paletek wyraźnie odstaje od stada, chowa się w roślinach i nie interesuje ją zadany pokarm.

 

Paletkowa młodzież to dla wielu hobbystów podstawowy materiał do dalszej pracy hodowlanej

Byłem przekonany, że osobnik ten został naznaczony przez stado, jako tzw. chłopiec do bicia, lecz wkrótce okazało się, że podobne objawy wykazują kolejne dwa osobniki. Nie minęło kilka dni, a choroba zaatakowała pozostałe paletki. Pomimo zapewnienia im optymalnych warunków środowiskowych ryby wyraźnie źle się czuły, stopniowo zatracały barwy, ciemniały i wreszcie z wychudzonym jak żyletka grzbietem i zapadniętym brzuchem padały.

 

Dobór w zgraną parę lęgową dorosłych osobników jest nieco trudniejszy

Leczenie rozpoczęte dostępnymi w handlu zoologicznym preparatami nie dało rezultatu. Straciłem wszystkie ryby i sporo pieniędzy. Przyczyną moich niepowodzeń były nicienie z rodzaju Capillaria, a prawdopodobnie także pierwotniaki – wiciowce z rodzaju Hexamita lub Spironucleus. Pasożyty te jeszcze nie raz dawały się we znaki moim paletkom, zanim nauczyłem się skutecznie je zwalczać.

 

Moc odmian barwnych paletek sprawia, że każdy może znaleźć coś dla siebie

Zniechęcony niepowodzeniami z paletkową młodzieżą postanowiłem spróbować szczęścia kupując od razu dorosłe tarlaki. Para, którą nabyłem z ogłoszenia była bardzo piękna i dorodna. Ryby były intensywnie wybarwione, odmiany Pigeon Blood. Bez zastanowienia zapłaciłem za nie prawie 500 zł. Wpuszczone do specjalnie przygotowanego dla nich zbiornika od razu zaczęły swobodnie pływać i żerować. Widać było, że ich samopoczucie jest znakomite.

 

Paletki to ryby majestatyczne i dostojne

Jednakże po przeniesieniu do akwarium tarliskowego z miękką i kwaśną wodą okazało się, że co prawda para jest dobrana, ale najwyraźniej źle. Już w czasie tarła samiec zaczął podejrzanie często szturchać samicę, która z trudem zdołała złożyć ikrę na glinianym stożku. Zaraz potem mleczak na dobre zaczął manifestować swą siłę i mocno uderzać partnerkę pyskiem w bok. Robił to tak natarczywie, że uciekając przed nim bidulka wcisnęła się za gąbkowy filtr, tracąc całe rzędy łusek zanim ją wyłowiłem.

 

Z grupy młodych, niespokrewnionych ze sobą osobników najłatwiej jest wyłonić parę lęgową

Uspokoiwszy się nieco samiec rozpoczął opiekę nad jajami, która jednak nie trwała zbyt długo, gdyż już po kilku godzinach po ikrze nie było śladu, rodzic po prostu ją zjadł. Taka sytuacja pojawiała się jeszcze kilkakrotnie zanim pozbyłem się tej niby dobranej pary na dobre. Od tej pory wiedziałem już, że posiadanie pary paletek niczego jeszcze nie gwarantuje. Dopiero dysponowanie dobrze dobraną parą tych ryb może stać się zalążkiem przyszłego sukcesu hodowlanego.

 

W hodowli jakichkolwiek ryb akwariowych trzeba być bardzo cierpliwym i uczyć się na własnych błędach

Powoli zacząłem rozglądać się za kolejnymi tarlakami. Nie pomagały głosy kolegów-akwarystów nawołujące mnie do ponownego kupienia sobie 6-8 młodych, dorastających, niespokrewnionych ze sobą osobników i dochowania się pary samemu. Byłem nadto niecierpliwy i czym prędzej pragnąłem mieć swój własny przychówek. Okazja nadarzyła się już wkrótce. Oto pewnemu warszawskiemu akwaryście miało właśnie narodzić się dziecko, a że mieszkanie miał małe, za namową żony postanowił sprzedać swój 400 l, wypielęgnowany do przesady baniak z paletkami.

 

Pogłębianie wiedzy na temat biologii paletek, także tych żyjących w naturze oraz wspomaganie się wiedzą doświadczonych hodowców, to podstawowe działania początkującego miłośnika dyskowców

Odkupiłem od niego parę niebieskich Cobalt Blue o, co prawda średniej tonacji koloru niebieskiego, ale za to o znakomicie rozwiniętym instynkcie opieki nad  młodymi. Zapłaciłem słono, ale co tam, żyje się tylko raz J Podświadomie zresztą ufałem temu gościowi, którego pełne pychy i uznania słowa skierowane pod adresem własnych ryb wziąłem za dobrą monetę. Zresztą jego ciężarna żona najwyraźniej myślała podobnie, ale w sensie negatywnym, bo wyjrzawszy z kuchni wrzasnęła na męża: – Żebyś choć raz o mnie powiedział tyle dobrego!

 

Tarlakom należy zapewnić właściwe warunki środowiskowe, w tym odpowiednie żywienie

I rzeczywiście para ta okazała się nadzwyczaj dobrą. Tarlaki były znakomicie dobrane. Pływały majestatycznie obok siebie po całym zbiorniku, nie wykazywały żadnych objawów chorobowych, nie były płochliwe i jadły pokarm prawie z ręki. Po trzy tygodniowej aklimatyzacji postanowiłem doprowadzić je do tarła. Zbiornik hodowlany o pojemności 120 l urządziłem wg. książkowych zaleceń.

 

Odchowana zdrowa i dorodna młodzież to najlepsza laurka dla hodowcy paletek

Było to właściwie akwarium higieniczne, pozbawione roślin i podłoża (zalegała jedynie cienka warstwa wyparzonego, drobnego piasku), a wyposażone jedynie w wewnętrzny filtr gąbkowy, napowietrzacz oraz grzałkę z termostatem. Oświetlenie stanowiły dwie, słabej mocy żarówki po 15 W każda. Jako substratu do składania ikry użyłem tradycyjnie glinianego stożka. Parametry fizyko-chemiczne wody dopracowałem z najwyższą skrupulatnością. Użyłem głównie wody z filtra RO zakwaszonej preparatem Tetry. Jej temperatura wynosiła 30°C, pH 6,2, twardość ogólna 4°n, a węglanowa oscylowała wokół zera.

 

Odpowiedni dobrostan w akwarium ma dla paletek priorytetowe znaczenie, jednak przy pewnym doświadczeniu nie jest to wcale gatunek trudny do chowu

Ryby odbyły udane tarło już na drugi dzień po przeniesieniu do akwarium tarliskowego. Na powierzchni stożka doliczyłem się ponad 250 ziaren ikry. Tarlaki nie wykazywały płochliwości, ale ze swej strony zapewniłem im absolutny spokój, a nawet przysłoniłem przednią szybę szarą tekturą. Oświetlenie było włączone przez całą dobę. Przesunąłem jednak obudowę oświetlenia tak, aby światło nie padało bezpośrednio na ikrę, lecz z boku zbiornika.

Ciąg dalszy nastąpi …

Lamprologus kungweensis – zdjęcia dorosłych i młodych

O Lamprologus kungweensis pisałem już kiedyś tu:

„Lamprologus kungweensis. Chów i rozród”

Para lęgowa – samiec po prawej

Teraz chciałbym zamieścić kilkanaście zdjęć zarówno osobników dorosłych, jak i młodych. Te ostatnie są ujęte w trzy fazy wzrostu i rozwoju. Dopiero od około drugiego tygodnia życia młode były na tyle duże, że mój aparat zaczął je rozpoznawać jako obiekt – wcześniej obraz był zamazany, bo ostrości nie można było nijak złapać. Wylęg tego gatunku to prawdziwe maleństwa 🙂

Samica

Samica

Samica

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Samiec

Samiec

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Samiec

 

 

 

 

 

 

Młode w wieku około 2 tygodni

 

 

Młode w wieku około 2 tygodni

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Młode w wieku około miesiąca

 

 

 

 

 

 

 

 

Młode w wieku około miesiąca

 

 

 

Młode w wieku około 1,5 miesiąca

 

Młode w wieku około 1,5 miesiąca

Młode w wieku 2,5 miesiąca

Młode po ukończeniu 3 mies. życia

Młode po ukończeniu 3 mies. życia

Młode po ukończeniu 3 mies. życia

 

Czerwieniaki z rodzaju Hemichromis. Agresja

Na pierwszym planie H. lifalili a na drugim H. bimaculatus

O czerwieniakach z rodzaju Hemichromis pisałem już kiedyś tu:

„Czerwieniaki. Chów”

Teraz chciałbym podzielić się z czytelnikami mojego bloga niektórymi swoimi i kolegów obserwacjami związanymi z zachowaniami agresywnymi u omawianych ryb. Dodatkowo przedstawię kilka nowych zdjęć pewnej pary.

 

 

Terytorialność i agresja to cechy powszechnie znane u czerwieniaków

Omawiane ryby powszechnie uchodzą za wysoce terytorialne i agresywne (szczególnie w okresie rozrodczym) i przez to absolutnie nie nadające się do chowu w akwarium zespołowym (szczególnie w wieku dojrzałym). To oczywiście niezaprzeczalny fakt, ale czasami zdarzają się wyjątki od powyższej reguły. O nich właśnie postanowiłem napisać poniżej …

 

 

Obecnie na rynku jest wiele mieszańców H. bimaculatus x H. lifalili

Kiedyś miałem kilkuletnią parę czerwieniaków dwuplamych, która  nie przejawiała wobec współmieszkańców zbiornika (gurami dwuplame, dania pręgowane, kiryśniki, brzanki różowe) żadnej agresji. Ryby te nie podchodziły do tarła w zbiorniku ogólnym (tak po prostu miały i nie były na pewno jednej płci) i zupełnie też nie niszczyły miękkolistnej roślinności (wywłócznik, rogatek). Ogólnie jednak są to dość rzadkie widoki.

 

Czerwieniaki utrzymujmy lepiej zawsze oddzielnie i dobranymi parami

U znajomego hodowcy widziałem raz dorosłe osobniki H. bimaculatus (prawdopodobnie były tej samej płci – nigdy nie podchodziły do tarła) w jednym akwarium z gupikami, małymi karpiowatymi (m.in. z welonowatymi kardynałkami i daniami) oraz pospolitymi kąsaczowatymi (neony, rodostomusy, żałobniczki).

 

 

 

Czerwieniaki potrafią wykopać i zniszczyć rośliny w akwarium

Akwarysta ów twierdził, że mimo sporego wzrostu czerwieniaki nigdy nie zaatakowały mu żadnej ryby. Zaczęliśmy się zastanawiać co może być powodem tak łagodnego, wręcz nienaturalnego ich zachowania? Odkryliśmy, że od małego czerwieniaki wychowały się w tym samym zbiorniku i przy niezmienionej obsadzie gatunkowej. Innego wytłumaczenia nie mieliśmy.

 

 

Pięknie ubarwiona samica H. lifalili

U innego z kolei hodowcy młode 3-4 cm czerwieniaki, które dorastały wspólnie w akwarium zaczęły w pewnym momencie życia zachowywać się wobec siebie wysoce agresywnie – przy każdej okazji ryby napadały na siebie i biły. W rezultacie, po kilku miesiącach przy życiu pozostał tylko jeden, najsilniejszy osobnik. W innym przypadku może dobrać się para, która wspólnie prześladuje pozostałe, co jest sytuacją w akwariach najczęstszą.

 

Wydaje się, że niemały wpływ na agresję czerwieniaków mają panujące w akwarium warunki środowiskowe

Wydaje się, że niemały wpływ na agresję czerwieniaków mają panujące warunki środowiskowe, np. chłodniejsza woda dość skutecznie studzi ich porywczy temperament, a zwiększona obsada ryb  (oczywiście w granicach rozsądku i przy zapewnieniu technicznego wsparcia) rozkłada ewentualną agresję na tak małe składowe, że praktycznie ulega ona rozmyciu.

 

 

Zaloty u pary czerwieniaków kongijskich

Co innego w zbiorniku ogrzewanym – tu często dobrana para toczy ciężkie boje o rewir lęgowy (gatunek terytorialny). Niemniej obserwowałem raz tarlaki wodzące narybek w zbiorniku pełnym brzanek i tęczanek. Ryby co prawda były atakowane przez dorosłe czerwieniaki, ale dzięki swojej zwinności i szybkości uchodziły z takich utarczek prawie bez szwanku.

 

 

Pamiętajmy, aby rybom zawsze zapewniać optymalny dobrostan

Po co o tym wszystkim piszę? Chciałem przede wszystkim zwrócić uwagę szanownych Czytelników na fakt, iż nie zawsze przypisane gatunkom utarte opinie mają stuprocentowe przełożenie w praktyce – tu czasami bywa zaskakująco odmiennie. Na koniec wpisu radzę jednak trzymać czerwieniaki zawsze oddzielnie, najlepiej dobranymi parami. Rybom bowiem trzeba zawsze zapewniać optymalny dobrostan, w tym m.in. nigdy nie należy łączyć gatunków agresywnych z łagodnymi.

 

 

Lamprologus kungweensis – chów i rozród

Dorosła samica – widoczne dwie czarne plamy na płetwie grzbietowej i złoto-żółta górną część brzucha

Ten osobliwy i rzadki w akwariach polskich hobbystów gatunek małej pielęgnicy zamieszkuje w naturze głównie półn.- wsch. rejony jeziora Tanganika – zatoka Kungwe Bay (Tanzania, DRK). Spotkać go w nim można na głębokości 10-50 m, na płaskim, piaszczysto-mulistym dnie z rozrzuconymi gdzieniegdzie skałami. Obecność ryb zdradzają liczne otwory/jamki w dnie o średnicy około jednego i długości kilkunastu cm.

 

Dorosły samiec jest nieco większy od samicy

Wielu akwarystów nazywa ten gatunek muszlowcem (jego nazwa w jęz. angielskim to: Ocellated shell-dweller), ale w tym wypadku jest to określenie nieco, moim zdaniem, na wyrost. Ryba ta bowiem może wprawdzie rozmnażać się w muszlach, ale czyni to tylko w akwarium (nie jest to zatem „muszlowiec” obligatoryjny, lecz fakultatywny – może, ale nie musi rozmnażać się w muszlach). W naturze zaś preferuje do tarła głównie wspomniane wyżej jamki/tunele w dnie.

 

Para – samica z prawej

Takson stenotopowy, co oznacza że ma on mały zakres tolerancji i adaptacji wobec zmian zachodzących w środowisku. Innymi słowy mógłby posłużyć badaczom jako stenobiont, czyli gatunek wskaźnikowy (bioindykator), którego  występowanie świadczy o obecności lub działaniu określonego czynnika w środowisku. Obecnie ten endemiczny takson wpisany jest do Czerwonej Księgi Gatunków Zagrożonych i ma w niej status Critically Endangered, czyli krytycznie zagrożonego wyginięciem.

 

Podłoże w akwarium powinien stanowić drobny piasek (na zdjęciu samica)

W publikacjach można spotkać dane mówiące o tym, że samiec może dorastać do 8 cm, ale w akwarium ryby są zwykle o 2-3 cm mniejsze. Samica ma charakterystyczne dwie czarne plamy na płetwie grzbietowej, otoczone jasną poświatą (samiec też niekiedy je ma, ale raczej szczątkowe i bledsze) oraz złoto-żółtawą górną część brzucha. Lekko wyłupiaste oczy opalizują od góry na niebiesko, a płetwy piersiowe, które służą rybie m.in. do podpierania się na podłożu (niczym u babek) są kremowo-szaro-niebieskawe (ich pierwsze promienie są zwykle jaśniejsze – nawet mlecznobiałe).

 

Agresja u omawianych ryb ma charakter głównie wewnątrzgatunkowy – zarówno samce, jak i samice obierają małe terytoria, których zwykle bronią

Agresja wewnątrzgatunkowa u tego gatunku ma raczej umiarkowany charakter, ale niekiedy zaskakuje nasileniem. Nawet bowiem zgodna para przeniesiona do nowego zbiornika może początkowo przejawiać wobec siebie wzmożoną agresję (podobnie jak u naskalników). Zarówno samce, jak i samice obierają małe terytoria, których bronią, przy czym samiec może też odganiać rywali z rewirów samic lub „wyżywać się” na partnerkach niedojrzałych do tarła. Nie jest to gatunek zbyt płochliwy. Choć może być utrzymywany z innymi mieszkańcami jeziora Tanganika, to jednak najlepiej jest chować go w zbiorniku jednogatunkowym.

 

Osobniki rodzicielskie przy muszli, w której, po wyczyszczeniu, nastąpiło tarło i odchowywane są młode

Ryba ta przejawia szereg bardzo ciekawych zachowań, które różnią się nieco w zależności od tego, czy mamy w akwarium parę, czy też grupę współplemieńców. Zwykle mniej lub bardziej intensywnie przekopują dno, zwłaszcza wokół muszli lub jamek. Niemniej para ryb utrzymywana przeze mnie jedynie przesuwała tylko lekko muszle i wykorzystywała na schronienie także groty/jazy powstałe z ułożonych kamieni i części glinianej mufki. Nie zauważyłem, aby ryby broniły przed sobą swoich rewirów. Raz tylko, podczas odławiania z sąsiedniego zbiornika samica mieczyka wyskoczyła mi z siatki i wpadła do „muszlowców”. Te od razu zaczęły okazywać jej agresję, uderzając gwałtownie pyskami i błyskawicznie odskakując.

 

Poza obronna samicy, która strzeże muszli z ikrą przed intruzem, który przypadkowo znalazł się w ich akwarium

Ryby te można trzymać w parach lub w grupie z przewagą samic, np. 2 x 5. Swoje uwagi opisują obserwując parę ryb w 60 l akwarium. Podłoże stanowił warstwa drobnego piasku o grubości około 4 cm. Z elementów wystroju możemy użyć kilku kamieni, a nade wszystko konieczne są muszle (ja używam tych po ślimaku winniczku). Można użyć także rurek z PCW lub ceramicznych (średnica i długość wspomnianych wyżej jamek) z zaślepkami na końcu lub „nadzianymi” muszlami, ale nie jest to bezwzględnie konieczne.

 

Zwykle ryby te mniej lub bardziej intensywnie przekopują dno, zwłaszcza wokół muszli lub jamek

W akwarium można posadzić pojedyncze rośliny. Lepiej jednak zdecydować się na gatunki pływające luzem, np. moczarkę argentyńską i/lub rogatek. U mnie para ryb zupełnie się nimi nie interesowała. Trzeba tylko pamiętać, że rośliny są dla tych ryb praktycznie zbędne, a jeśli chcemy wiernie odtworzyć w akwarium naturalne siedlisko L. kungweensis – wręcz niewskazane.

 

Dobrana para w zakamarkach akwarium

Woda powinna być w miarę twarda (do 25ºn), o odczynie obojętnym do zasadowego (pH 7-8,5) i temperaturze 23-26ºC. Dobra filtracja i natlenienie wody oraz regularne, cotygodniowe podmiany około 10-15% jej objętości na świeżą, to podstawa zachowania dobrego dobrostanu ryb. Żywienie powinno być dostosowane do wielkości ryb i ich otworów gębowych. Jedzą dobrej jakości karmę granulowaną, jak i płatkową. Osobiście podaję także siekane rureczniki i larwy ochotek.

 

W akwarium nie może zabraknąć pustych muszki, kamieni, a opcjonalnie, także wsadzonych pod kątem w piasek rurek

W naturze omawiany gatunek odbywa tarło w tunelowatych zagłębieniach w dnie. To dlatego niektórzy hodowcy stosują właśnie owe wspomniane przeze mnie wyżej cienkie rurki, których koniec wbijają pod skosem na 3-6 cm w dno. Para dobiera się samoistnie spośród grupy ryb (gatunek w zasadzie monogamiczny, ale relacje między tarlakami nie są zbyt trwałe). Samiec generalnie zajmuje inną kryjówkę niż samica (często w przeciwległym rogu akwarium).

 

Samiec charakterystycznie opierający się na płetwach brzusznych

To samica obiera muszlę, w której ryby odbędą tarło i nastąpi wychów młodych. Przed tarłem starannie czyści wybrane lokum – wpływa do końca muszli, po czym rozpościera płetwy brzuszne i cofając się ku wyjściu wygarnia nimi na zewnątrz wszelkie nieczystości (głównie piasek). Czasami pomaga jej w tym samiec, wpływając do muszli nierzadko razem z partnerką.

 

Wyłupiaste nieznacznie oczy opalizują od góry na niebiesko

Tarlaki nierzadko zmieniają muszle tak, iż ma się wrażenie, że młode nie wylęgły się w tej, którą pierwotnie z takim zapałem czyściły. Rano obserwowałem jak samica pilnuje muszli przy kamieniu, popołudniu w przeciwległym rogu akwarium, a następnego dnia – jeszcze w innym miejscu.  Najprawdopodobniej ryby te przenoszą niekleistą lub mało kleistą ikrę, larwy lub narybek.

 

W akwarium z L. kungweensis mogą rosnąć rośliny, ale ich ilość powinna być ograniczona do estetycznego minimum

Z jaj po około tygodniu wylęgają się larwy. Opiekę nad ikrą, larwami i młodymi sprawuje samica, ale bywają nader troskliwe samce, które jej w tym pomagają lub nawet wiodą prym. Generalnie jednak samiec zajęty jest obroną terytorium wokół swojej muszli. Narybek jest bardzo drobny – mierzy około 2,5 mm. Mimo to od razu zjada najdrobniejsze larwy solowca, choć najlepsze są larwy oczlików i wrotki (tzw. pył), a także roztarta karma sucha.